Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na tropie polskiego Hannibala Lectera. Kulisy ujęcia Kajetana P.

Tekst Joanna Labuda
Kajetan P.  ma dziś wrócić do Polski.
Kajetan P. ma dziś wrócić do Polski. Fot. archiwum
To człowiek pozbawiony emocji, zły. Widziałem to w jego oczach - tak o Kajetanie P., podejrzanym o brutalne zabójstwo 30-letniej nauczycielki włoskiego, mówi oficer operacyjny Zespołu Poszukiwań Celowych, ekipy, która go namierzyła i wspólnie z maltańską policją zatrzymała.

Zespół przejął stery poszukiwań 6 lutego. Wtedy warszawska prokuratura wydała za mężczyzną list gończy, a policjanci zaczęli deptać Kajetanowi P. po piętach. Byli na dworcach kolejowych w Poznaniu i Berlinie, dotarli do świadka w Bolonii. W maltańskim hostelu, gdzie nocował P., pojawili się kilka godzin po tym, jak zabrał swoje rzeczy. Adrenalina rosła. Podejrzanego ujęto na dworcu autobusowym, kiedy wracał z tunezyjskiej placówki dyplomatycznej.

Kajetan P. przyjechał do Poznania 3 lutego o godz. 18.22. Kiedy wysiadł z pociągu na Dworcu Głównym, strażacy w Warszawie prawdopodobnie dogaszali pożar w wynajmowanym przez niego mieszkaniu. Prokuratura podejrzewa, że kilka godzin wcześniej P. zabił, a następnie poćwiartował zwłoki 30-letniej Katarzyny J., z którą tego dnia umówił się na korepetycje z włoskiego. Jej ciało miał przewieźć taksówką do mieszkania na Żoliborzu, gdzie, żeby zatrzeć ślady, wzniecił pożar i uciekł.

To, że P. fizycznie przebywał w Poznaniu, udało się potwierdzić dopiero cztery dni po zabójstwie. Informacje, które zebrali tu policjanci, okazały się jednak kluczowe dla rozwiązania sprawy. Kajetan P. nie musiał zatrzymywać się w Poznaniu. Pociąg, którym przyjechał z Warszawy, jechał bowiem prosto do Niemiec. Dlaczego zatem wysiadł?Z dwóch powodów. Musiał zmienić wizerunek i... oszczędzał na dalszą podróż. - Wszedł do kilku sklepów. Zamówił okulary, kupił kurtkę unisex, czerwoną koszulkę i plecak - wyjaśnia członek ZPC.

P. się nie spieszył. Był opanowany i zachowywał się racjonalnie.

Wszystko wskazuje na to, że Kajetan P. dokładnie zaplanował przynajmniej początkową fazę ucieczki. Wiedział, o której godzinie ma kolejny pociąg. Kupił bilet i spokojnie zrobił zakupy. Dopiero dwie minuty przed jego odjazdem na zapisach z kamer widać, jak zdenerwowany biegnie na peron.

Z Poznania P. nie pojechał bezpośrednio do Berlina. Bilet kupiony do Rzepina jest bowiem tańszy niż bezpośredni do stolicy Niemiec. Stamtąd jedną stację do Frankfurtu pokonał „na gapę” i dopiero tam kupił bilet do Berlina. - Umiał oszczędzać i wiedział, że jest taka możliwość. To może wskazywać, że właśnie tak zaplanował ucieczkę - opowiada oficer.

Jeszcze przed opuszczeniem Polski wziął kredyt w wysokości 18 tys. zł. Dodatkowy tysiąc miał już wówczas na koncie. Wypłacił 15 tys. a resztę zostawił na „czarną godzinę”. - Już wcześniej oszczędzał każdą złotówkę - potwierdza policjant, który zajmuje się sprawą od początku. Funkcjonariusze z poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych ustalili to m.in. na podstawie rozmów ze znajomymi Kajetana P. - Normalnie nie działamy w ten sposób. To ostateczność, jednak ta sprawa była wyjątkowa - przyznaje szef ZPC. Właśnie od nich policjanci dowiedzieli się, że P. gardzi konsumpcją. Na ubiegłorocznej wycieczce z rodziną do Grecji, zamiast spać w opłaconym hotelu, wolał nocować w ruinach. - Osoby, z którymi rozmawialiśmy, mówiły, że mężczyzna jakiś czas temu stał się dziwny. Przejawem tego było choćby to, że przyjeżdżając do Poznania, nie sypiał w domu, ale potrafił przez cztery dni samotnie przebywać nad jeziorem - wyjaśnia oficer.

Znajomi Kajetana P. widzieli, że coś się z nim dzieje, ale nikt nie reagował. Od jakiegoś czasu P. świadomie zrywał wszystkie kontakty.

W Berlinie Kajetan P. spędził jedną noc. Gdy tam dotarł, to jeszcze przez godzinę „kręcił się” na dworcu kolejowym, studiował rozkłady jazdy. Tam objawiał też pierwsze dziwne zachowania. Na jednym z zapisów monitoringu widać, jak P. podchodzi do ruchomych schodów. Staje przed nimi, po chwili obraca się, rusza do wyjścia i wychodzi na zewnątrz. Wraca i znów staje przed ruchomymi schodami, jednak ponownie na nie nie wchodzi. Znika na kilkanaście minut i znowu pojawia się w tym samym miejscu.

Z Berlina P. pojechał prosto do Włoch, gdzie przybywał w kilku miastach. Policjanci z poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych dotarli do kobiety, która spotkała go w Bolonii. - Rozpoznała go na zdjęciu. Wszystko pasowało: rysopis, sposób bycia, zachowanie. Wątpliwości wzbudził tylko charakterystyczny plecak Kajetana P. - wspomina oficer operacyjny ZPC. Pojawiły się jednak inne dowody, które potwierdziły tożsamość podejrzanego. Kobieta twierdziła, że P., pytając ją na przystanku o miejscowość, do której planował pojechać, przeczytał jej nazwę z łaciny. Przypomnijmy, że Kajetan P. ukończył studia na kierunku filologia klasyczna, wykazywał zamiłowanie do greki i łaciny. Podczas rozmowy kobieta zasugerowała P., że zanim wyjedzie, może zwiedzić katedrę i kościół. Mężczyzna miał jej na to odpowiedzieć, że miejscem, które chciałby zobaczyć, jest Teatro Anatomico w Bolonii. To tam prowadzono pokazowe sekcje zwłok...

Z Włoch popłynął na Maltę. Z promu do hostelu, w którym się zatrzymał, miał zaledwie 20 minut drogi piechotą. Przebywał w nim od 9 do 11 lutego, później wyjechał. Wrócił na jedną noc z 15 na 16 lutego. Nie wiadomo, gdzie spędził pozostałe dni. - Cały czas wybierał najtańsze środki transportu. Mamy bilety i paragony, które zostawił po sobie w maltańskim hotelu - opowiada oficer operacyjny ZPC.

Dlaczego przestępca ścigany listem gończym, którego dane osobowe były jawne, nie został rozpoznany w hostelu w Valetcie? We Włoszech i na Malcie obowiązuje przecież zasada, że jeżeli w pokoju śpią dwie lub trzy osoby, każda musi okazać dokumenty: - Starsza kobieta, która prowadziła hostel, stwierdziła, że miły turysta tak ją zauroczył, że nie wymagała od niego dokumentów - ujawnia oficer.

W Valetcie policjanci dotarli do biura podróży, gdzie chwilę wcześniej „szczupły mężczyzna z plecakiem” szukał informacji, w jaki sposób bez paszportu dostać się do Tunezji. Pracownice odesłały go do ambasady. Policjanci ruszyli tym tropem. - Pojechałem do konsulatu Tunezji, ale jeszcze w drodze dowiedzieliśmy się, że P. już tam był i wyszedł 20 minut wcześniej. Kilku ludzi wysłałem pod ambasadę Polski, a kilku na dworzec autobusowy - tłumaczy szef ZPC. Był to strzał w dziesiątkę. Kajetan P. został ujęty chwilę po tym, jak wysiadł z autobusu. Nie protestował. Jak mówi szef ZPC, nie chciał ani zawiadomić rodziny, ani skontaktować się z lekarzem, ani skorzystać z żadnych rzeczy, które mu się należały. - P. to osoba pozbawiona jakichkolwiek emocji. Zauważyłem u niego poruszenie tylko w chwili, gdy dowiedział się, w jakiej sprawie został zatrzymany - mówi oficer operacyjny.

Podczas zatrzymania zabezpieczono przy nim nóż i kilka zdjęć paszportowych. Z relacji policjantów wynika, że nie miał możliwości zrobić ich w Valetcie. To tylko potwierdza, że jego pobyt na Malcie też był wcześniej zaplanowany.

Emocje nie opadły po schwytaniu P., bo pojawiły się problemy proceduralne. Europejski Nakaz Aresztowania, na podstawie którego zatrzymano podejrzanego, wymagał uzupełnienia. - Pojawiła się obawa, że Kajetan zostanie zwolniony z aresztu - mówi szef poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych.

Prokurator w Warszawie, z którym funkcjonariusze przez cały czas byli w kontakcie, musiał uzupełnić ENA. Sytuacja była dynamiczna. Poznańscy funkcjonariusze byli przygotowani na to, że P. może wyjść na wolność. Wówczas maltańska policja mogłaby go zatrzymać dopiero na podstawie nowego ENA. Do tego na szczęście nie doszło, bo P. popełnił dwa błędy, które wykorzystali policjanci.

Będąc na Malcie, na jednym z komisariatów Kajetan P. złożył fałszywe zawiadomienie o zagubionym paszporcie, a podczas zatrzymania miał przy sobie nóż. - Zwróciliśmy uwagę, że popełnił te dwa wykroczenia, będąc na wyspie. Wtedy policjantom z Malty zapaliły się lampki, że mogą zatrzymać go na podstawie prawa lokalnego, a później wpłynie właściwy ENA - opowiada szef Zespołu. Jak mówi, telefony na linii Valetta - Poznań - Warszawa były gorące. Prokurator prowadzący sprawę przyznał później operacyjnym, że tylu wniosków o międzynarodową pomoc prawną w jednej sprawie nie napisał jeszcze nigdy. Pisma trafiły do Niemiec, Włoch i ostatecznie na Maltę. - Gdyby nie to, że byliśmy na miejscu i gdyby nie natychmiastowe działanie, sprawa ciągnęłaby się jeszcze przez tygodnie albo miesiące - przyznaje szef Zespołu.

18 lutego maltański sąd wydał zgodę na ekstradycję Kajetana P. On sam podczas rozprawy wyraził chęć powrotu do kraju. W ciągu najbliższych kilku dni podejrzany wróci do Polski i tu odpowie za dokonanie makabrycznej zbrodni, o którą podejrzewa go prokuratura.

Poznański Zespół Poszukiwań Celowych powstał w 2001 roku z inicjatywy generała Adama Rapackiego, ówczesnego zastępcy komendanta głównego policji. Od tego czasu ZPC funkcjonują w wydziałach kryminalnych wszystkich komend wojewódzkich w całym kraju. Ścigają osoby poszukiwane i podejrzane o zabójstwa, napady z bronią, uprowadzenia ludzi czy zajmujące się handlem narkotykami.

Kajetan P. wróci do Polski wojskowym samolotem należącym do jednostki wojskowej w Powidzu. Będzie to kolejna akcja 3. Skrzydła Lotnictwa Transportowego w Powidzu polegająca na przewiezieniu do Polski osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski