Młody dr Zbigniew Ćwiąkalski miał przyjemność zasiadać w jury konkursu na najmilszą studentkę prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W fazie finałowej Tomasz Gizbert-Studnicki, również członek jury, zadał jednej z kandydatek pytanie: do kogo podobny jest dr Ćwiąkalski. Liczył, że jedna z najmilszych odpowie: do Romana Kłosowskiego.
Studentce przyszły minister sprawiedliwości nie kojarzył się jednak z małym i krępym bohaterem popularnego serialu "Czterdziestolatek". - Dla niej byłem jak Olbrychski. Od tamtej pory w kręgu znajomych mówiono na mnie Daniel - wspomina uniwersytecką młodość jeden z najbardziej znanych adwokatów w kraju.
Posturą daleko mu do bohatera filmowej wersji sienkiewiczowskiej Trylogii. Jeśli jednak jego wielkość oceniać po rozmachu kariery zawodowej - dorównuje Kmicicowi. Minister sprawiedliwości, prokurator generalny, profesor i znany z kilkusekundowej roli w filmie "Vinci" aktor urodził się w 1950 r. w Łańcucie. Jego rodzina , wysiedlona z Buczacza, przeniosła się tam po wojnie. Czesław Ćwiąkalski, sędzia i radca prawny, był ojcem niesłychanie łagodnym.
Często był wręcz namawiany przez młodszą o 18 lat żonę, by dał wreszcie klapsa niesfornemu synowi. - Jako dziecko uwielbiałem czytać akta, które przynosił do domu. Najbardziej interesowało mnie to, w jaki sposób strony walczą na argumenty - wspomina pierwsze lektury 64-letni Zbigniew Ćwiąkalski. Podkreśla, że w rodzinnym domu nie można było wyrzucić gazety, dopóki nie było na niej napisane przez ojca "czytana".
Między godzinami spędzanymi nad aktami młody Zbigniew znajdował jednak czas na typowo chłopięce zabawy. - W okolicy nie było drzewa, na które bym nie wszedł. Jeździłem na wycieczki rowerowe i strzelałem z własnoręcznie zrobionej procy - mówi mec. Ćwiąkalski. W nauce szło mu dobrze, chętnie grał w szkolnym teatrze. Udzielał się również w konkursach recytatorskich. Potrafił przez pół godziny deklamować z pamięci obszerne fragmenty "Ogniem i mieczem".
To, kim będzie w przyszłości, było jednak przesądzone od dziecka. Bo choć interesował się także medycyną, na pytanie: kim będziesz - odpowiadał: prawnikiem. Dla swoich dzieci również nie widział innej przyszłości. Syn Piotr został notariuszem, córka Bogumiła adwokatem. - Ojciec powiedział, że studiować możemy, co tylko chcemy. O ile będzie to prawo - z uśmiechem wspomina syn Piotr.
Tak jasno sprecyzowane cele szybko owocowały sukcesami. Studia, doktorat, habilitacja i profesura. - Sale na jego zajęciach zawsze były pełne. Ma doskonałą umiejętność pracy z młodymi ludźmi. Jest bezpośredni, dowcipny i na luzie - wylicza Wojciech Bergier, krakowski adwokat, były student prof. Ćwiąkalskiego. Mecenas podkreśla jednak, że kiedy profesor zakłada togę adwokacką, dowcip i luz natychmiast ustępuje konkretom. - Na sali sądowej to prawdziwy specjalista. Taki "mister konkret" - zapewnia Bergier.
Również w samych superlatywach o profesorze Ćwiąkalskim wypowiada się jego kolega prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. - Znam go od lat i wiedziałem, że to doskonały prawnik, ale kiedy objął resort sprawiedliwości, zaskoczył mnie swoimi talentami politycznymi. Z jego wypowiedzi zawsze bił rozsądek, prostota i jasność słowa - ocenia prof. Zoll, były prezes TK.
Ministrem sprawiedliwości Ćwiąkalski został w 2007 roku. - Zgodziłem się na objęcie stanowiska, ponieważ chciałem udowodnić mojemu poprzednikowi, Zbigniewowi Ziobrze, że można wprowadzać zmiany, nie robiąc z ministerstwa sceny do walki politycznej - wyjaśnia adwokat. Dodaje jednak, że rodzina odradzała mu przyjęcie nominacji. - Żona zapytała mnie, czy wiem, ile będę wtedy zarabiał. W ministerstwie mogłem liczyć na 8,2 tys. zł na rękę. W porównaniu z zarobkami wziętego adwokata, była to mała kwota - przyznaje mec. Ćwiąkalski.
Jako swój największy polityczny sukces uważa rozdzielenie funkcji ministra i prokuratora generalnego. Prawnik znany jest też z powiedzenia, że "na polityce można wylecieć jak na minie". Na swoją minę trafił po tym, jak trzeci skazany za współudział w porwaniu i zabójstwie Krzysztofa Olewnika, Robert Pazik, popełnił w celi samobójstwo. Zbigniew Ćwiąkalski oddał się wtedy do dyspozycji premiera. A Donald Tusk dymisję przyjął. Do dziś wielu komentatorów uważa, że premier podjął wtedy nieuzasadnioną i populistyczną decyzję.
Największym krytykiem Zbigniewa Ćwiąkalskiego jest jego poprzednik na stanowisku ministra sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który zarzuca mu "polityczną służalczość" wobec partii rządzącej. - Podczas jego kadencji było najwięcej śledztw wymierzonych w opozycję, tylko w stosunku do mnie wszczęto ok. 60 śledztw. Wszystkie zostały umorzone, co pokazało ich bezpodstawność. Ponadto wyrzucił wielu młodych prokuratorów, których powołałem, a ich miejsca obsadził kadrą pamiętającą komunistyczne czasy - mówi lider Solidarnej Polski (SP).
Zbigniew Ćwiąkalski nie zamierza wchodzić z politykiem w dyskusję. Na zarzuty odpowiada krótko: - Jak zwykle pan Ziobro mówi nieprawdę.
Lider SP twierdzi ponadto, że Ćwiąkalski wykorzystywał posadę ministra jako "kładkę", która pozwalała mu dotrzeć do najważniejszych ludzi w kraju i zyskać ich przychylność.
Mec. Ćwiąkalski przyznaje, że jego klienci to często bogaci ludzie, którzy nie zawsze są kryształowi. Przyjmował jednak ich zlecenia długo przed objęciem funkcji w rządzie. - Adwokat, podobnie jak lekarz, nie może odmówić świadczenia swoich usług tylko dlatego, że ktoś łamie prawo. Obrona należy się każdemu, a prawnik jest od tego, żeby wykonywać swój zawód najlepiej jak potrafi - tłumaczy.
Zbigniew Ćwiąkalski był adwokatem m.in. byłego senatora Henryka Stokłosy, oskarżanego o korupcję. Z tej funkcji zrezygnował 12 listopada 2007 r. - kilka godzin po tym, gdy jego klient wpadł w ręce niemieckiej policji. Już 16 listopada został ministrem. Protestująca przeciw jego kandydaturze opozycja nazwała go wówczas "adwokatem oligarchów".
Dziś adwokat jest współwłaścicielem jednej z najlepiej prosperujących kancelarii w kraju. Mecenas przyznaje, że jego firma nie narzeka na brak klientów. - Są ludzie, którzy chcą, żeby bronił ich były minister sprawiedliwości - dodaje.
Prywatnie uważa się za klasyka. Lubi muzykę poważną i książki, które na stałe zapisały się w historii światowej literatury. "Mistrza i Małgorzatę" czytał kilkakrotnie. Czasem jednak lubi delikatnie zaszaleć. Wsiada wtedy do swojego granatowego audi
A6 z silnikiem o mocy 300 KM i wciska gaz do dechy. Jego rekord prędkości to 250 km/h. - Na niemieckiej autostradzie - nadmienia.
Mocno zaznacza, że nie lubi luksusu i wystawnego życia. Z wakacji najchętniej wspomina jednak te spędzone na Karaibach.
***
Zbigniew Ćwiąkalski znany jest z wypowiedzi, które dziś funkcjonują jako cytaty. Oto kilka z nich.
"Zdziwiłaby się Pani, ale zyskam na powrocie do zawodu. Różnica w rocznym dochodzie, to jakieś może nawet kilkaset tysięcy złotych" - odpowiedź do "Polityki" na pytanie o ewentualne straty materialne po stracie ministerialnej posady.
"Ma do mnie jakiś osobisty uraz. Nie mam pojęcia dlacz" - o podejściu do niego Zbigniewa Ziobry.
"Gdyby w Polsce tak było, że każdy, kto wybije okno, musi się liczyć, że dostanie nóż w pierś, to ja dziękuję i wyprowadzam się do innego kraju" - komentarz w sprawie zarzutu zabójstwa za zabicie włamywacza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?