- Jako przedsiębiorca ma Pan bliskie kontakty biznesowe z Ukrainą. To kraj, który walczy dziś o swoją europejskość, o lepszy byt swoich obywateli. Jak Pana zdaniem żyje się na Ukrainie?
- Ciężko. Przyglądam się tamtemu rynkowi od 2005 roku i jest to państwo, w którym korupcja przybrała zastraszające rozmiary we wszystkich dziedzinach życia. Także w edukacji.
- Pan też dawał łapówki, żeby móc prowadzić tam swoje biznesy?
- Szczerze mówiąc często nie było innej rady.
- Jak Pan znajduje zwykłych ludzi mieszkających w tym kraju?
- Są otwarci i sympatyczni. Ale zdarza się, że reagują emocjonalnie. No i cierpliwość nie jest ich atutem. Widać to na zdjęciach z Kijowa.
- Sąsiadujemy z Ukrainą, oba nasze narody mają słowiańskie dusze. Ciekawi mnie, czy życie przedsiębiorcy na Ukrainie różni się od tego w Polsce?
- Owszem. Trudno to sobie wyobrazić, ale nawet największe firmy płacą podatek w formie ryczałtu, którego wysokość odpowiada kwocie stu złotych. Ukraińcy nie chcą płacić podatków, bo są przkonani, że trafią one do portfeli oligarchów i rządzących, a nie do budżetu państwa. Moim zdaniem to właśnie brak systemu podatkowego opartego na ogólnie przyjętych w Europie zasadach sprawił, że nie tylko gospodarcza, ale i polityczna sytuacja tego kraju jest taka zła.
- Obserwował Pan z bliska ukraińską pomarańczową rewolucję. Jak Pan myśli, dlaczego Ukraina zaprzepaściła jej dorobek?
- Byłem na Majdanie i wówczas, i teraz w grudniu, zanim zginęli pierwsi protestujący. Podstawowym problemem jest to, że na skutek pomarańczowej rewolucji mało zmieniło się w gospodarce i w życiu zwykłych obywateli. Gdy opadły emocje okazało się, że zmieniła się tylko kolejna ekipa, która dorwała się do władzy i do dużych pieniędzy.
- Czym różnią się kolejne rewolucje ukraińskie od tej, jaką przeżyła Polska za sprawą Wałęsy i "Solidarności"?
- Na Ukrainie rewolucjonistom ludzie szybko przestali ufać. Nasi: Lech Wałęsa, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki czy Jacek Kuroń mieli większy mandat zaufania i więcej mogli zrobić dla kraju.
- Jak żyje się na co dzień obywatelom Ukrainy?
- Bardzo biednie. Zarobki są niskie. Wyżej postawiony urzędnik w magistracie kijowskim zarabia odpowiednik naszych 1600 złotych, nauczyciel - 500 złotych, prawnik w wydziale infrastruktury we Lwowie - 650 złotych. Życie w Kijowie jest średnio droższe o co najmniej 20 procent, od tego w Krakowie. Stawka dzienna w szpitalu ukraińskim obejmująca wyżywienie i leki wynosi 3,80 zł.
- Czym - Pana zdaniem - zakończy się trwający na Ukrainie kryzys polityczny?
- Obawiam się, że wschodnia część Ukrainy może w obronie swojej tożsamości oddzielić się od Ukrainy zachodniej. Wielkiego konfliktu zbrojnego nie przewiduję, nawet jeśli Rosja zajmie Krym, dalej się nie posunie.
- Planuje pan nadal prowadzić firmę na terenie Ukrainy?
- Nie, właśnie ją likwiduję.
- Dlaczego?
- Ze względu na niepewną sytuację.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?