Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na zawsze Laurence

Redakcja
Xavier Dolan sprawił, że znów usłyszeliśmy o kinie z Kanady. I wcale nie kręci filmów o białych niedźwiedziach, tudzież epopei na temat hokeistów Calgary Flames czy Vancouver Canucks. Styl Dolana w ciągu zaledwie kilku lat przemienił się w mieszankę wybuchową. A najlepszym przykładem jest najnowszy obraz młodego reżysera „Na zawsze Laurence”.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Tytuł jest kluczowy. Laurence, grany z wyczuciem emocjonalnym przez Melvila Poupauda, to imię głównego bohatera, a po pewnym czasie – bohaterki. Skąd ta zmiana? Dolan opowiada o mężczyźnie, który zdecydował się w wieku 35 lat zostać kobietą. A raczej o kobiecie zamkniętej w ciele mężczyzny, która postanowiła się uwolnić.

Oglądamy przypowieść o tym, jak wiele poświęca ten, kto decyduje się na tak dramatyczny krok. Laurence stawia na szali wszystko to, co zbudował. Czy uda mu się uratować dziewczynę, z którą był związany? Czy ich szaleńcza miłość, przeszywająca bohaterów do szpiku kości, przetrwa tę próbę?

Dolan przygląda się temu z bliska, podpatruje w sposób chwilami niemal dokumentalny. Film trwa ponad dwie i pół godziny. Długo! Jeśli jednak fotel kina jest wygodny, ma to niebagatelną zaletę. Nie czujemy się jak podróżnicy odbywający objazdową wycieczkę last minute po czyimś życiu. W czasie tak długiej projekcji scalamy się z losami bohaterów, stajemy ich udziałem; czujemy się nie jak widz telenoweli, lecz domownik, którego wpuszczono do najbardziej intymnego pokoju. Jak ktoś, kto uczestniczy, a nie przelatuje bokiem.

Oglądamy bohaterów nie tylko w scenach wielkich uniesień (genialna sekwencja furii w restauracji, zagrana brawurowo przez nagrodzoną w Cannes Suzanne Clement), ale także w chwilach banalnych, uciekających szybko z pamięci. Dolan stawia na sinusoidę codzienności, na małe wzloty i upadki, które determinują życie. Poszukuje w nich sensu, logiki, może nawet jakiejś determinującej siły. Pokazuje, jak zaskakująco przecinają się ludzkie losy. Życie jest wzajemnym poszukiwaniem się i odnajdywaniem – sugeruje kanadyjski reżyser. A drogi, które się rozeszły, niezwykle trudno potem złączyć. „Na zawsze Laurence” nie jest tylko filmem o transseksualizmie, choć ten wątek dominuje. To uniwersalna przypowieść o poszukiwaniu – samego siebie, miłości, szczęścia.

Kanadyjczyk uwodzi publiczność wizualno-dźwiękowym stylem, w którym równie ważną rolę pełnią obraz i muzyka. Widać to (i słychać) od otwierającej sekwencji, utrzymanej w stylu wideoklipu. Dolan pozwala dźwiękom uwodzić kamerę, odlecieć w teledyskowym stylu, zalewa salę brzmieniem przełomu lat 80. i 90. Ta poetyka jest nie tylko efektowna, zwiera też silny ładunek emocji, które wzruszają nie mniej niż słowa dialogów. Młody, urodzony w 1989 roku reżyser ma styl! Myśli o kinie w sposób autorski i niezwykle dojrzały. Nie dziwię się międzynarodowym zachwytom nad jego talentem, czego dowodem są nagrody na festiwalu w Cannes.

„Na zawsze Laurence” to kino kompletne – zarówno pod względem warsztatu, jak i skali emocji, które porusza.


Fot. Shayne Laverdicre

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski