Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naczelnik Kościuszko - statysta na scenie europejskiej polityki?

Tomasz Gąsowski
Fot. Z archiwum Komitetu Kopca Kościuszki
Polacy mogą się wybić na niepodległość, jeśli tylko będą do tego dążyć z pełną determinacją, pokładając zaufanie jedynie we własnych siłach całego narodu, a więc przede wszystkim w masach ludowych. Z nich to właśnie należy utworzyć milionową armię zbrojną w kosy, „bo nie masz broni, która by się oparła kosie i nie masz wojska w Europie, którego by nią zwyciężyć nie można”

W czerwcu 1798 roku Tadeusz Kościuszko przerwał nieoczekiwanie swój drugi pobyt w Ameryce i powrócił do Europy. Zamieszkał w Paryżu będącym wówczas centrum europejskiej kultury i polityki. Uczynił to w przekonaniu, że zmieniony układ sił na Starym Kontynencie otwiera szansę na wznowienie gry o Polskę, której nie wolno zmarnować.

Nie stracił wiary w sens dalszej walki

Naczelnik w żadnym momencie, nawet leżąc ranny na maciejowickim polu, a następnie więziony w twierdzy pietropawłowskiej, nie stracił wiary w sens dalszej walki o niepodległość.

W tej nowej sytuacji jego najważniejszym instrumentem staje się wielki osobisty autorytet „znakomitego obrońcy wolności sarmackiej”. Będzie odtąd posługiwać się nim umiejętnie dla zwrócenia uwagi przywódców dwu ówczesnych potęg, a więc Bonapartego, niebawem już cesarza Francuzów, oraz imperatora Wszech Rosji Aleksandra, ale także europejskiej opinii publicznej na losy Polski i Polaków.

Pierwszą okazję do wkroczenia Naczelnika na polityczną scenę stworzyły płynące z różnych stron wezwania, aby stanął na czele Legionów walczących od roku we Włoszech u boku armii francuskiej. Kościuszko nie podjął się jednak tego zadania. Zapewne inaczej postrzegał swą dalszą służbę sprawie narodowej, którą zamierzał realizować z wyższego, właśnie politycznego poziomu. Odpowiedział przeto tylko dwoma orędziami do żołnierzy i oficerów.

Naczelnik w żadnym momencie nie stracił wiary w sens walki o niepodległość

Wszelako los tej namiastki polskiego wojska nie był mu obcy, tym bardziej że w jej szeregach walczyło dwóch jego siostrzeńców. Pełnił wobec niej funkcję patrona, troszcząc się o warunki egzystencji legionistów, sposób ich użycia na polu walki, domagał się też lepszej opieki nad polskimi jeńcami w austriackiej niewoli. Po trosze występował też w roli mentora dla kadr dowódczych, starając się umacniać w nich demokratycznego i republikańskiego ducha. Dobitnym przejawem wdzięczności Legionów za nieustającą opiekę był przekazany Naczelnikowi wspaniały dar w postaci szabli Sobieskiego.

Do końca istnienia tej formacji Kościuszko z ogromnym zaangażowaniem pełnił rolę swoistego pełnomocnika Legionów wobec władz francuskich, konsekwentnie zabiegając o ich właściwe traktowanie.

Czy Polacy wybić się mogą na niepodległość?

Po zawarciu przez Francję rozejmu z Austrią przyszłość polskich żołnierzy walczących u jej boku stanęła pod znakiem zapytania.

Wówczas to Dąbrowski przedstawił Kościuszce śmiały plan skupienia wszystkich polskich oddziałów w sile około 30 tysięcy pod Moguncją i marszu do Galicji. Za przyzwoleniem Pierwszego Konsula Bonapartego na jego czele powinien stanąć Kościuszko jako „Mojżesz Polaków” wyprowadzający ich z niewoli. Jego obecność miała spowodować napływ ochotników, a uderzenie na tyły Austriaków dać sukces militarny, który byłby także aktem politycznym dużej wagi. Kościuszko wstępnie zaaprobował tę koncepcję, jednak brak zgody Bonapartego przekreślił możliwość jej realizacji.

Po zawarciu pokoju z Austrią Polacy nie byli już potrzebni Pierwszemu Konsulowi, który szukał teraz porozumienia z Rosją. Ich służbę Francji czekał dramatyczny kres na San Domingo. Wydarzenie to pogłębiło zrodzoną już wcześniej i podszytą osobistą niechęcią nieufność Kościuszki do Bonapartego, w którym dostrzegał jedynie „uzurpatora, zabójcę i grabieżcę Republiki, choć był on tylko jej grabarzem i dziedzicem”.

Ale ważniejszym jeszcze następstwem owego, w gruncie rzeczy incydentu było ostatecznie ugruntowane przekonanie Naczelnika o szansach odzyskania przez Polskę niepodległości i warunkach, w jakich da się to zrealizować. Dał temu wyraz w niewielkiej objętościowo, ale o dużym ciężarze gatunkowym broszurze zredagowanej przez sekretarza Józefa Pawlikowskiego, noszącej wymowny tytuł „Czy Polacy wybić się mogą na niepodległość?”. Myśli tam zawarte były jasne i proste.

Polacy mogą się wybić na niepodległość, jeśli tylko będą do tego dążyć z pełną determinacją, pokładając zaufanie jedynie we własnych siłach całego narodu, a więc przede wszystkim w masach ludowych. Z nich to właśnie należy utworzyć milionową armię zbrojną w kosy, „bo nie masz broni, która by się oparła kosie i nie masz wojska w Europie, którego by nią zwyciężyć nie można”.

Krytycznie oceniał teraz dorobek Legionów, których czyny wojenne były „bezpłodne dla Ojczyzny”. Publikacja ta wywołała duży ferment w kręgach niepodległościowej emigracji. Słowa krytyki sypały się zewsząd, za jej przyczyną ucierpiał chwilowo autorytet Naczelnika.

Marzenie o republikańskiej Polsce

Pracując nad tekstem publikacji był już od pewnego czasu członkiem Towarzystwa Republikanów Polskich, organizacji niepodległościowej o wyraźnie demokratycznym obliczu. Kościuszko przystąpił do niej, potwierdzając to stosowną przysięgą.

Jego związek z tym krajowym środowiskiem konspiracyjnym utworzonym w Warszawie jesienią 1798 r. wynikał przede wszystkim z pobudek ideowych. Wspólny był bowiem cel programowy - niepodległa, republikańska Polska wywalczona siłami całego, obywatelskiego narodu, bez oglądania się na miraże francuskiego wsparcia.

Dla Kościuszki Bonapartebył „uzurpatorem, zabójcą i grabieżcą Republiki”

Takie stanowisko stało się powodem narastających napięć zarówno z przedstawicielami francuskiego Dyrektoriatu, coraz wyraźniej dryfującego politycznie w przeciwną stronę, jak też bliskim mu dotychczas środowiskiem legionowym. Jego liderzy stali bowiem niezmiennie na gruncie Trzeciomajowej Konstytucji oraz nadziei na pomoc ze strony republikańskiej Francji.

W tym niesprzyjającym klimacie Kościuszko, nieprzyzwyczajony do otwartej krytyki, czuł się źle. Zniechęcony, niebawem rozstał się z Towarzystwem Republikanów, którego aktywność stopniowo zresztą zamierała.

Okoliczności te w połączeniu z dalszymi głębokimi zmianami zachodzącymi na firmamencie francuskiej polityki po zawarciu pokoju z Austrią sprawiły, że Kościuszko na pewien czas utracił dotychczasową zdolność do politycznego działania. Zagorzały republikanin czuł się coraz gorzej w porewolucyjnym już Paryżu. Duży autorytet osobisty i międzynarodowa pozycja były niewątpliwie nadal atutami, jednak nie mogły zastąpić realnej siły.

Dlatego też, choć starał się być w polityce graczem, to zarówno wówczas, jak i w przyszłości, bywał w niej częściej tylko statystą. Czy miał tego świadomość? Być może, wszelako innej możliwości czynnego służenia Ojczyźnie nie widział. Przeto na kilka lat wycofał się z życia publicznego. Nie oznaczało to jednak całkowitej rezygnacji, a jedynie cierpliwe wyczekiwanie na otwarcie się nowej koniunktury.

Ostateczne zerwanie z Napoleonem

Ten czas spokoju, ale i wymuszonej zewnętrznymi okolicznościami bierności politycznej przerwała nowa wojna, w której głównym przeciwnikiem napoleońskiej Francji stały się Prusy.

Otwierała ona przed Polakami, a więc także Kościuszką, pole do wznowienia politycznej aktywności, nadal w oparciu o dotychczasowego partnera, obecnie z cesarzem Napoleonem w roli głównej. Ten, doceniając walory Naczelnika, niezwłocznie wysłał doń swego ministra policji Josepha Foucheta dla uzgodnienia warunków jego przyjazdu do kraju z wezwaniem rodaków do udziału w walce u boku Francji.

Doszło wówczas do poważnej i jak się okazało, decydującej rozmowy, w której Kościuszko wyraził gotowość do współpracy wszelako po spełnieniu pewnych warunków wstępnych. Polegały one na publicznej deklaracji Napoleona zapowiadającej odbudowę państwa polskiego w dawnych granicach, wyposażonego w demokratyczną konstytucję. Fouche zdecydowanie jednak odrzucił możliwość stawiania Napoleonowi przez Kościuszkę jakichkolwiek warunków, co przesądziło o niepowodzeniu jego misji. Tak więc dalszy proces tworzenia namiastki polskiej państwowości w postaci Księstwa Warszawskiego odbywał się już bez jego udziału.

Zerwanie z Napoleonem było ostateczne. Naczelnik, mając na uwadze poprzednie doświadczenia, tym razem zdecydowanie odmówił firmowania działań, na które nie miał najmniejszego wpływu. Studził też dość obcesowo patriotyczny entuzjazm, jaki opanował Polaków w Paryżu po rozpoczęciu w 1812 r. wyprawy Wielkiej Armii na Moskwę. Mimo to przyjaźnie odnosił się do polskich żołnierzy będących w służbie Napoleona.

Po upadku Napoleona zdecydował się nawiązać kontakt z jego pogromcą carem Aleksandrem I. Z oficjalną misją wysłany został doń rychło ks. Adam Jerzy Czartoryski, który już wcześniej dokonał takiego właśnie politycznego wyboru, upatrując w Aleksandrze przyszłego wskrzesiciela Polski.

W następstwie rozmów Naczelnik wystosował list co cara. Zawarł w nim dwa warunki politycznego współdziałania. Po pierwsze, domagał się udzielenia pełnej amnestii wszystkim Polakom walczącym u boku Napoleona. Po drugie ogłoszenia się przez Aleksandra królem Polski wyposażonej w konstytucję na wzór angielski oraz zniesienia niewoli włościan i otwarcia dla nich szkół publicznych. W wypadku ich spełnienia wyraził gotowość przyjazdu do Polski i poddania się władzy monarszej.

Ta spokojna i wyważona odpowiedź świadczy, iż Naczelnik postąpił tym razem jak dojrzały polityk, który potrafi godzić idealizm zasad i maksymalizm celów z realiami możliwymi do osiągnięcia w danym momencie.

Car przyjął tę deklarację z zadowoleniem i w Paryżu doszło do spotkania Kościuszki z Aleksandrem. Polityczna odpowiedź cara została zawarta w liście datowanym symbolicznie 3 maja 1814 r. Zawierał on wiele miłych, ale ogólnikowych zapewnień i deklaracji jednak bez oczekiwanej jasnej konkluzji. Wzbudziło to w Naczelniku dawne podejrzenia, że idzie tu znowu o grę mającą na celu wykorzystanie jego osoby dla realizacji bliżej nieokreślonych zamiarów Aleksandra względem Polaków.

Memoriał „względem poprawy losu włościan”

Wszelako umiejętności dyplomatyczne Czartoryskiego i tym razem okazały się skuteczne do tego stopnia, że zgodził się nawiązać współpracę z ustanowionymi przez cara dwoma komitetami - Cywilnym i Wojskowym. Ich zadaniem było wypracowanie podstaw ustrojowych przyszłego Królestwa Polskiego oraz schematu organizacji jego sił zbrojnych.

Przystępując do pierwszego z nich, złożył obszerny memoriał „względem poprawy losu włościan w dawnym Księstwie Warszawskim”, który stać się miał podstawą „ustawy normalnej dla włościan” uchwalonej następnie przez sejm. Komitetowi Wojskowemu przekazał z kolei projekt organizacji wojska, którego głównym trzonem stać się miała milicja krajowa umundurowana zgodnie z tradycją wojskową Rzeczpospolitej.

Żegnając opuszczającego Paryż Aleksandra, przekazał mu słowa wdzięczności za „wielkie i piękne zamiary”.

Wszystko miało się ostatecznie rozstrzygnąć na rozpoczynającym się we wrześniu 1814 roku w Wiedniu kongresie pokojowym.

Losy ziem polskich, a szczególnie byłego już Księstwa Warszawskiego, stały się obiektem długiego i zaciętego sporu między trzema zaborcami. Gdy zapadły wreszcie ostateczne decyzje, car wezwał Kościuszkę do swej kwatery, by przekazać mu osobiście dobre, w swoim mniemaniu, ustalenia kongresu podjęte za jego przyczyną i nakłonić go do przyjazdu do kraju.

Legioniści przekazali Naczelnikowi wspaniały dar- szablę Sobieskiego

Spotkanie, do którego doszło 27 kwietnia 1815 r., rozpoczęło się od serdecznego powitania Kościuszki przez Aleksandra, ale bez konkretnych informacji, po które został on odesłany do przebywającego w Wiedniu Czartoryskiego.

Rozmowa z Czartoryskim zmieniła całkowicie jego nastawienie. Uzyskane wiadomości oznaczały bowiem, że wszystkie nadzieje Kościuszki legły w gruzach. Rozczarowany wystosował list do cara, w którym raz jeszcze przypominał jego obietnice sprzed roku. Odpowiedzi już nie otrzymał. Był to kres rachub na odbudowanie Polski pod berłem cara, a zarazem kres aktywności Naczelnika na europejskiej scenie politycznej.

Niebawem po siedemnastu latach opuścił Paryż, tym razem już na zawsze i schronił się w niewielkim szwajcarskim miasteczku, w ciepłym kręgu zaprzyjaźnionej z dawna rodziny Zeltnerów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski