Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nadziejne wybory, czyli drugie życie aktora Piotra Cyrwusa

Wacław Krupiński
Pytany czy kibicuje Wiśle  czy Legii, odpowiada: Jestem za Huraganem Waksmund
Pytany czy kibicuje Wiśle czy Legii, odpowiada: Jestem za Huraganem Waksmund Fot. Andrzej Banaś
Nie lubi tkwić w przeciągach. W miejscach, do których już nie pasuje. – To grozi wywianiem na manowce – mówi. Dlatego pożegnał się ze Starym Teatrem i zrezygnował z serialu. Nie bał się bezrobocia? –Zawsze mogłem ruszyć w trasę z akordeonem, na którym nieźle mi idzie.

W 2009 roku, po 17 sezonach, odszedł ze Starego Teatru. W roku 2012, po 15 latach, zrezygnował z roli w „Klanie”, a cała Polska opłakiwała Ryśka Lubicza, którego twórcy serialu musieli uśmiercić. Gdy teraz pytam Piotra Cyrwusa, która z tych decyzji była trudniejsza, odpowiada z uśmiechem – bo uśmiech nie schodzi mu z twarzy – że obie były równie niełatwe.

– Po tylu latach człowiek zżywa się nie z instytucją, ale z ludźmi. I to są trudne porzucenia. Ale tak jak w Starym Teatrze coś się wypaliło między nami, tak i w serialu podobnie. A ja lubię zamykać drzwi i otwierać nowe. Nie znoszę stać w przeciągu, bo to zawsze grozi wywianiem na manowce__– mówi Piotr.

Odejście ze Starego wyzwoliło w Piotrze Cyrwusie zupełnie nową energię. Pokazało, że można nie gnuśnieć, że nie ma sensu tkwić w miejscu, do którego już nie pasujemy. Zaczął grać w teatrach od Białegostoku przez Radom po Rzeszów. Robił również swoje rzeczy. – Zawsze też mogłem ruszyć w trasę z akordeonem, z grą na którym nieźle sobie radzę ,i z piosenkami__– dorzuca. Fakt, jak się było Ryśkiem z „Klanu”, można robić wszystko. A potem aktor porzucił i serial.

– To wyjątkowa sytuacja, że aktor sam rezygnuje z apanaży i popularności, jaką daje taki serial– ocenia wybitny aktor Jerzy Trela. Piotr to człowiek z silnym charakterem, twardy. Typowy góral.

Wspólna garderoba z Mają
Obecnie Piotr Cyrwus już trzeci sezon jest aktorem Teatru Polskiego w Warszawie. Od stycznia będzie pracowała tam i jego żona, którą poznał w czasie studiów. Maja Barełkowska, która była od kilkunastu lat aktorką Teatru Ludowego, nie kryje, że cieszy się z tego teatralnego spotkania z mężem. Zagrali w Polskim oboje w 2013 roku w „Quo vadis słowami Sienkiewicza, Eliota, Audena i innych”.

Siedzieliśmy we wspólnej garderobie, a Piotr śmiał się, że jestem jego kolegą z pracy. Potem, gdy już sam zaczął pracę nad „Karnawałem” Mrożka, zadzwonił do mnie i powiedział: „Wiesz co, brakuje mi mojego kolegi z pracy”. To było najpiękniejsze wyznanie miłości. Naprawdę się wtedy wzruszyłam– wspomina Maja.

Jechał tramwajem, gdy zadzwonił telefon. Usłyszał: „Tu Seweryn z Paryża...”. Już chciał odpowiedzieć :„Tu De Niro z Nowego Jorku”, przekonany, że koledzy robią mu żart, gdy usłyszał: „Mam dla pana rolę w ’Żeglarzu’ ”. Potem dostał kolejną – w „Wieczorze Trzech Króli”. W końcu etat.

I tak powrócił do teatru, w którym debiutował. Podjęli tam wówczas pracę razem z Mają, tyle że po sezonie dyrektor Kazimierz Dejmek podziękował im. Piotr przeżył to ogromnie. Świat mu się zawalił. Tamte łzy pamięta dobrze do dziś. Wspomnienia powróciły zresztą, gdy ostatnio w Teatrze STU zagrał zwalnianego pracownika w spektaklu „Firma dziękuje”.

– Utrata pracy to podobno drugie w kolejności, po śmierci kogoś bliskiego, najbardziej traumatyczne zdarzenie, jakie może spotkać człowieka__– mówi teraz. Szczęśliwie dostali wtedy z Mają etaty w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, u dyr. Bogdana Hussakowskiego.

Teraz znowu jest w Polskim. Ma satysfakcję, że Warszawa go doceniła, że – jak mówi – przytuliła rękami Andrzeja Seweryna.

– Nigdy nie miałem takiego komfortu jak dzisiaj. Tego, że mogę swobodnie z dyrektorem rozmawiać o tym, co bym chciał zagrać, jakie są moje marzenia... A czuję, że jestem bardzo dobrze przygotowany do ról teatralnych, że dawną intuicję zamieniłem w za_wodowstwo _– uważa Piotr Cyrwus.

Aktor wspomina spotkanie z reżyserem Danem Jemmettem.

Nie znał mnie, ale jakoś się sobą zafascynowaliśmy. I wówczas to on mi otworzył oczy na inne rejony teatru, pokazał świat kolorowy, nadziejny, z którego też można tworzyć sztukę. Bez upokarzania aktora, bez pokazywania mu, gdzie jego miejsce. Zagrałem u niego w „Wieczorze Trzech Króli”, później w „Burzy”.

O tytułową rolę Bolesława Śmiałego sam poprosił reżysera Bartosza Zaczykiewicza, bo czuł, że dorósł do niej jako aktor, że ma z czego czerpać po latach doświadczeń w Jaraczu, w Starym Teatrze, w STU, a także na wielu innych scenach.

Do roli Króla schudł sześć kilogramów (– Maja zaaplikowała mi specjalną dietę, czyli nie dopuszczała mnie do lodówki), zapuścił włosy; wreszcie mógł – bo jako Lubicz musiał być krótko ostrzyżony.

Grając tak poważną rolę, nie przyjął propozycji udziału w „Tańcu z gwiazdami”. „Przecież jeszcze nie rozmawialiśmy o pieniądzach” – padło zdziwienie po drugiej stronie. A on uznał, że się nie godzi – tu Król ze sztuki Wyspiańskiego, a tu „Taniec z gwiazdami”.

Z uwagi na konto w banku
Oczywiście po latach pracy ma już komfort; także finansowy. Ale nadal pamięta, jak będąc młodym aktorem, bał sie, że nie będzie za co kupić dzieciom adidasków. Patrzył wówczas na starszych kolegów i myślał: „Oni mają, to i ja, ciężko pracując, również kiedyś będę miał”. Ale też nie kryje, że niektóre wybory, jak ostatni udział w reklamie („Jestem uosobieniem przyjemności”), wynikają z chęci zasilenia konta bankowego, bo jest odpowiedzialnym mężem i ojcem, a także dziadkiem. Zdaje sobie sprawę, że jest za tę reklamę krytykowany, ale wie, że okazała się skuteczna. A o to w reklamie chodzi.

– Nie porównuję się, bynajmniej... Ale kiedyś Wojciech Kilar przyznał, że musi czasem napisać muzykę do filmu, żeby potem przez rok tworzyć coś na miarę „Krzesanego”.

Piotr Cyrwus nie boi się ryzykownych wyzwań. –Gdy w kampanii społecznej „Mafia dla psa”, w obronie psów, wcieliłem się w rolę mafiosa, zrobił się taki szum, że dawno nic takiego, poza śmiercią serialowego Ryśka, mnie nie spotkało – śmieje się.

Podejmował też decyzje niesione potrzebą chwili. Tak na przykład został Wodzianką u Szymona Majewskiego.

– Nie ty pierwszy mi to wypominasz. Po rozstaniu z serialem szukałem szybko czegoś, by odciąć się od Ryśka. Z perspektywy czasu wiem, że to może był błąd, że trzeba było zarzucić wędkę i czekać na grube ryby, ale w tym zawodzie tak bywa – raz cię chwalą, a raz dostajesz cięgi... Trzeba mieć odporność słonia i wrażliwość mrówki. Pewnie, że chciałbym zaplanować swą karierę nieskazitelnie, ale pokaż mi takiego aktora, takiego człowieka, który nie popełnia błędów__– mówi aktor, przyznając, że za Wodziankę były i cięgi od żony.

– Rozumiałam, dlaczego potrzebował tak gruntownej odmiany wizerunku – przyznaje dziś Maja Barełkowska.

Piotr nie kryje, że niektóre decyzje konsultuje z żoną.

_– _Czasem upierałem sie przy własnym stanowisku, a potem słyszałem od Mai to koronne zdanie pewnie wielu żon: „A nie mówiłam”.

Jednak decyzję o zostaniu aktorem podjął sam. Choć późno. Kiedy w swoim liceum w Nowym Targu on, góral z Waksmundu, powiedział, że chce zostać aktorem, usłyszał śmiech kolegów: „Przecież drugiego „Janosika” nie nakręcą”.
Do szkoły teatralnej jednak się nie dostał. I wtedy dopiero imperatyw zostania aktorem odezwał się w nim naprawdę, Choćby za trzecim razem. Przyjęty został za drugim. By uciec przed wojskiem, został w Krakowie, gdzie w szkole medycznej sposobił się do zawodu rentgenologa. Sąsiadka kolegi z tej szkoły pani Zofia Kubitowa pomogła mu przygotować się do egzaminu. Był też na konsultacji u pewnej wielkiej aktorki; powiedziała mu, by ten zawód wybił sobie z głowy. Poszedł na konsultacje do PWST i od Romana Stankiewicza, aktora Starego, usłyszał, że ma zrobić wszystko, by być aktorem.

Parobek i poważniejsze role
I jest. W przyszłym roku będzie obchodził 30-lecie pracy. Dlatego może już w rozmowie przytoczyć opinię – jak się wyraża – mistrza, pana Gustawa Holoubka, że w Polsce w tym zawodzie jedyną heroiczną postawą jest przetrwanie. A Piotr Cyrwus nie tylko przetrwał, ale i zaistniał w masowej wyobraźni. A przecież pamięta swoje pierwsze lata, kiedy musiał zmagać się i z góralską gwarą, i ze swoimi warunkami. „Po szkole zagrałem chyba wszystkich parobków w literaturze polskiej” – wyznał w jednym z wywiadów.

Były i poważniejsze role. I to u znakomitych twórców. Gdy proszę Piotra, by wymienił tych najważniejszych, wylicza po kolei profesorów z PWST: Ewę Lassek, Krystiana Lupę, Waldemara Śmigasiewicza, Macieja Wojtyszkę, u których robił dyplomy, i Kazimierza Kutza (– Nigdy mu nie zapomnę, jak dbał o moją delikatność, żeby niczego nie zburzyć, żeby mnie nie przestraszyć), spotkania z Andrzejem Wajdą (–Bardzo dużo się od niego nauczyłem grając w dwóch spektaklach w Starym i w filmie „Pan Tadeusz”), z Krzysztofem Jasińskim, który obsadził go wbrew warunkom w „Czekając na Godota” (–Pozzo to było ważne dla mnie doświadczenie)...

_– _Musiałbym wymienić chyba wszystkich, bo każdy zostawił we mnie jakąś cząstkę siebie__– puentuje aktor.

Spotkanie z Kutzem było niezmiernie istotne. Obsadzony przez tego reżysera jako Waluś w telewizyjnym spektaklu „Do piachu” dostał w 1990 roku nagrodę dla najlepszego aktora teatralnego. Ależ rozbudziła nadzieje na kolejne propozycje. „Nie było horyzontu, którego bym nie przeskoczył swoją wyobraźnią” – jak określił to w jednym z wywiadów, przywołując tamten czas. Przez dwa lata nie otrzymał żadnej propozycji.

Na planie „Do piachu” spotkali się z Jerzym Trelą. – Obserwowałem wtedy aktora zdolnego do poświęceń, pokornego. Później spotkaliśmy się w paru przedstawieniach na scenie Starego Teatru: w „Miłości na Krymie”, w „Fauście, w „Śnie srebrnym Salomei”, i mogłem docenić jego atuty: naturalność, siłę osobowości, nieprawdopodobną pracowitość__– wspomina Jerzy Trela.– A poza tym to dusza człowiek. Grając w „Ekstradycji” mojego goryla, opiekował się mną i poza planem. Lubię go i jako aktora, i jako człowieka.

– O Piotrze mogę mówić w samych superlatywach. Odnalazł tekst „Wariacji enigmatycznych”, doprowadził do ich wystawienia na scenie Kameralnej, wciągając w to mnie, i jeszcze zorganizował mi przy okazji jubileusz 30-lecia pracy__– dodaje aktor Starego Teatru Tadeusz Huk. I zaznacza, że kolega był mądry, bo widząc, co się dzieje, odszedł.

Nie należy bać się ryzyka
Żona przyznaje, że trochę się bała, gdy Piotr rezygnował z etatu w Starym, a później z pracy w „Klanie”, ale generalnie ma zaufanie do decyzji męża. Jest odważny, co wiąże się z jego góralskim charakterem, a przy tym od dziecka zahartowany, bo nauczony życia w trudnych warunkach – i przyrody, i domu, w którym nie był rozpieszczany. Nie był to biedny dom; ziemia plus prowadzony przez ojca zakład kuśnierski, do którego przejeżdżali klienci z całej Polski, pozwalały na godne życie. I na wybudowanie pierwszego we wsi murowanego domu. Ale smak pracy Piotr znał od dziecka: koszenie trawy, pasanie z dziadkiem Franciszkiem owiec i baranów, żniwa, a później szycie rękawic w pracowni ojca...

Tak wychowany, wiedział, że zawsze da sobie radę. I że nie należy bać się ryzyka. Gdy Lech Wałęsa kazał brać życie w swoje ręce, z kolegą z Teatru im. J. Słowackiego Wojciechem Skibińskim przez półtora roku prowadzili kiosk na krakowskim dworcu. Ostatecznie wycofali się, bo zawód aktora był ważniejszy. Ale na zrealizowanie „Emigrantów” Mrożka zarobili. I nawet pojechali z tym spektaklem do Chicago. – Może moglibyśmy dziś prowadzić swój prywatny teatr, ale aż tyle wyobraźni nie mieliśmy_... _– mówi Piotr.

Sam też przed laty przygotował monodram „Zapiski oficera Armii Czerwonej”, z którym z powodzeniem jeździł po kraju. Dostał za niego nagrodę na Ogólnopolskim Festiwalu Teatru Jednego Aktora w Toruniu. Teraz zabiega, by doprowadzić do jego rejestracji telewizyjnej.

Co jest największym walorem Piotra jako aktora? –Wewnętrzna moc, odwaga w szczerości na scenie. I poświęcenie w uprawianiu tego zawodu, w który Piotrek potrafi włożyć wiele czasu i pracy – ocenia Maja.

Aktor dużo także gra w teatrach prywatnych: warszawskim Capitolu, białostockim Teatrze Komedialnia, stołecznym Teatrze Kamienica, krakowskim Teatrze Komedia...

Aktor ogólnopolski
Dlatego gdy pytam Piotra, czy już jest warszawiakiem czy nadal krakusem, odpowiada dyplomatycznie, że czuje się aktorem ogólnopolskim. – Przez wakacje pracowałem w Teatrze STU nad sztuką „Firma dziękuje”, teraz mam próby w mym macierzystym Teatrze Polskim (w „Weselu” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego z Krakowa), po Polsce jeżdżę ze spektaklami Kamienicy, Capitolu....__

Po czym dodaje, że pytany, czy kibicuje Legii czy Wiśle, odpowiada, że jego klubem jest Huragan Waksmund.

W jednym ze spektakli – „Długi łykend” – Piotr Cyrwus gra wspólnie z żoną. Kiedyś może zdarzy się, że wystąpi obok nich i córka Anna Maria. Wybrała PWST dość późno, czym zaskoczyła rodziców. Indeks dostała, jak mama, za pierwszym razem. – Studia skończyła, w tej chwili bawi dwoje dzieci. Czy będzie uprawiać ten zawód? Nie wiem. Jest piękną, młodą kobietą i nieraz sobie myślę, że mógłbym się od niej czegoś nauczyć_ – _ocenia tata Piotr.

Na pewno wiele nauczył się od swego krajana z Łopusznej (to raptem dwie wioski do Waksmundu), księdza profesora Józefa Tischnera. Poznał go już jako aktor, wiele razy się spotykali. To ksiądz profesor wskazał Cyrwusa jako odtwórcę roli Pitagorasa, czyli Jędrusia Waksmudzkiego, w ekranizacji filmu na podstawie Tischnerowskiej „Historii filozofii po góralsku”. Aktor nie kryje, że ten wspaniały filozof był jego duchowym mistrzem. Bo jak, uśmiecha się, nie ufać komuś, kto powtarzał: „Kiedy idzie piękna dziewczyna przez wieś i jej się nie zauważy, to jest to grzech przeciwko Panu Bogu. Bo piękno zawsze trzeba zauważyć”.

On zauważył Maję bardzo szybko, chociaż śmieje się, że to ona zdecydowała o ich małżeństwie. – Utrwaliła się taka anegdota w rodzinie__– mówi żona.

Są razem 29 lat. Pewnie więc była to jedna z tych dobrych Piotrowych decyzji, tych lśnień, jak on je określa, wskazując, iż parę razy coś takiego w życiu mu się przytrafiło.

Jeżeli podejmujemy dobre wybory, to wtedy jak Małyszowi wiatr pod narty podwiewa...
***
Piotr Cyrwus,lat 53, troje dorosłych dzieci.

Góral z Waksmundu, absolwent krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, gdzie w czasie egzaminów wstępnych poznał przyszłą żonę. Mimo niemal 30 lat na scenie i wielu znakomitych ról cała Polska kojarzy go głównie z postacią Ryszarda Lubicza.

Z czasów „Klanu” aktor wspomina, jak to prezydent Kwaśniewski zwrócił się do niego per „Panie Ryśku”... – Traktowałem to humorystycznie, mianowicie że prezydent ma tyle czasu, iż może oglądać nawet seriale. A może czuł we mnie bratnią duszę, bo ja wtedy przeżywałem romans serialowy, a o nim plotkowano, że ma romans z pewną znaną piosenkarką...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski