Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nagie ślimaczyska zjadają Małopolskę. Nie kapryszą. Zadowolą się byle czym

Piotr Subik
Michał Gąciarz
Kiedy są suche dni i grzeje słońce, szkodniki chowają się, gdzie się tylko da. Ale jak tylko popada, zaraz wychodzą na grządki. Podgryzą trochę, a resztę zostawią. Pobrudzą obrzydliwym śluzem. A najlepszymi sposobami na nie są motyka, piwo i sól

Sołtys Gdowa Zbigniew Gomułka nie ma żadnych wątpliwości: to prawdziwa plaga. Pal licho, kiedy są suche dni i grzeje słońce, ślimaki wtedy chowają się, gdzie się tylko da. Ale jak tylko popada, zaraz wychodzą na uprawy. A przecież ostatnie dwa tygodnie to co chwilę deszcz i deszcz. Dlatego teraz można się na nie natknąć na każdym kroku. Także na każdym kroku widać ślady ich żerowania.

– Nie tylko u mnie są, ale wszędzie dookoła. Wchodzą na grządki, pchają się do szklarenek, nawet do basenów. A sąsiadce zjadły wszystkie kwiatki śmierdziuchy. Bardzo je lubią, widać są w nich jakieś witaminy – opowiada Zbigniew Gomułka.

Plaga ślimaków nagich dotknęła gminę Gdów po raz pierwszy pięć lat temu. Rok był szczególnie wilgotny, padało i padało, nie było powodzi, tylko podtopienia. I nagle ni stąd, ni zowąd, z krzaków nad brzegami Raby i wszystkich potoków w okolicy zaczęły wychodzić one. One, czyli osobniki bez muszli. Sądząc po kolorach tułowia: pomrowiki plamiste, śliniki luzytańskie oraz wielkie. Brązowe jak miedź i czarne jak smoła.

I w innych odcieniach też. Nawet z plamami. Wszystkie obrzydliwe. Fachowiec powiedziałby: „agrofagi”, po ludzku – szkodniki. Stanowią coraz większe zagrożenie dla produkcji roślinnej, nie tylko pod Wieliczką. Są m.in. w okolicach Miechowa, Proszowic, w całej Małopolsce. A nawet w środku Krakowa. Prawie jak stonka ziemniaczana pół wieku temu, zawleczona do Polski ze stanu Kolorado. Chociaż akurat one przybyły z innej części świata – z Półwyspu Iberyjskiego.

Najpierw siedziały w wilgotnych piwnicach, w których przechowuje się ziemniaki. Ludzie mówią, że były tam od zawsze. Ale pojedyncze osobniki. A od tych kilku lat nie można się od nich opędzić. Zacienione krzaki, stosy zbutwiałych desek – to ich schronienia. Nieuprawiane pola, niekoszone łąki – coraz ich więcej, więc i ślimaków przybywa. Wyłażą na żer bardzo wczesnym rankiem i przed wieczorem, bo chłód. Za dnia zobaczyć można tylko ślady ich działania. Chyba że plucha, to są cały czas. Rozciągają się na nawet kilkanaście centymetrów, albo kulą i żrą co popadnie.

Na przykład uwielbiają rzepak. Zwłaszcza w początkowej fazie życia – obgryzą liścienie i roślinka się już nie odbije. Umiera. W warzywach nie przebierają: marchewka, pietruszka, seler, pomidory – potrafią się wspiąć na sam szczyt krzaka. Podgryzą, a resztę zostawią. Nie przepadają zaś za czosnkiem i cebulą. Ale w gminie Gdów upatrzyły sobie szczególnie ogórki.

– Dwa rządki miałem, jeden od strony miedzy porośniętej trawą. Zjadły go doszczętnie, zostały dwie roślinki z trzydziestu – żali się Henryk Michalski, kierownik Terenowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w Wieliczce.

Ale największy problem – twierdzi– mają ci, którzy hodują warzywa na handel. I z tego żyją. Na przykład w gospodarstwach ekologicznych. – Nie da się sprzedać pomidora czy papryki, w którą wgryzł się ślimak. Albo ze śladami śluzu – skarżą się tacy rolnicy.

Ten śluz da się zobaczyć pod słońce nawet na ścianach domów. Czasem ślad wędrówki mięczaka sięga pierwszego piętra. Czasem są dwa i przypominają wyścigi – kto wylezie wyżej. Na szczęście do domów się jeszcze nie pchają, choć i tego można się po nich spodziewać.

– Makabra, choć przed rokiem i tak było gorzej. Jakby nie walka ludzi z nimi, jarzyn nie byłoby w ogóle – mówi wprost Edward Nowak, sołtys wsi Zborczyce. A Zbigniew Gomułka bezradnie rozkłada ręce: – Środek chemiczny drogi, kury się nie chwycą. Może dzikie ptactwo? Ale też nie wiem...

Ślimaki mają naturalnych wrogów, to m.in. chrząszcze, żaby, ropuchy czy jeże. Ale też np. drozdy, bażanty i kaczki. Mięczaków jest jednak tak dużo, raczej nie do przejedzenia. Zwalczyć je pomagają też: motyczenie, podorywki, orka i bronowanie, czyli zabiegi, które niszczą jaja ślimaków w glebie. Albo chemia – preparaty w granulkach, które sypie się na grządki jak cukier. Są też domowe sposoby – pułapki z piwem, do którego lgną ślimaki (i się topią), obsypywanie granic pól i grządek popiołem, igliwiem, piaskiem z talkiem, trocinami itp. Tak, by straciły poślizg. Wreszcie sypanie solą lub wapnem gaszonym, co sprawia, że zdychają z odwodnienia. Bo nie nadążają z produkcją śluzu.

Tak radzi sobie z nimi m.in. pan Janusz, gospodarz z Książnic pod Gdowem. – Codziennie o dwudziestej trzeciej chodzę po działce i sypię, na każdego troszkę. I pomaga. Czerwone basiory są i czarne. Ludzie narzekają przeokropnie, skądś się cholery przyniosły... – opowiada.

Można też dla odstraszenia intruzów, polewać warzywa gnojówką z paproci i skrzypu. Albo zbierać do wiaderka.

– Znam ludzi, którzy to robią – czasem zbiorą trzysta za jednym razem, czasem pięćset. Ślimak szybko nie chodzi, ale wszystkich złapać się nie da. Można co najwyżej ograniczyć jego występowanie – utrzymuje Henryk Michalski. Potem ślimaki zanurza się w wodzie z dodatkiem dużej ilości soli lub mydła. A martwe zakopuje w ziemi, choć wysypane na trawę rozłożą się szybko. W większości przecież składają się z wody.

Kierownik referatu rolnictwa w Urzędzie Gminy, Henryk Hankus, nie ukrywa, że ślimaki to problem dla rolników z okolic Gdowa. Słychać to w rozmowach z nimi, choć skarżyć się oficjalnie nie przychodzą. Bo wiedzą, że nikt z gminy ich za nich nie wyzbiera i muszą sobie radzić sami. Państwowych programów walki ze ślimakiem brak. Jeszcze ludzi nie jedzą…

– Oprysków na ślimaki nie ma, to nie komary. Zima ich nie wymroziła. Rolnicy nie koszą łąk. Przybywa nieużytków. Co będzie dalej? Z mszycą i skrzypionką na zbożach daliśmy sobie radę, stonka też popuściła. A z nią było znacznie gorzej. Miejmy nadzieję, że naukowcy coś na nie wymyślą – mówi Hankus.

Rolnikowi z Książnic walka ze ślimakami rzeczywiście przypomina tę, którą toczył z „żukiem Kolorado”. – Werbowano nas jako młodych do zbierania stonki, nawet można było dostać nagrodę. Chodziło się po polach, żeby znaleźć jakąkolwiek – choć nikt nigdy wcześniej stonki na oczy nie widział nie widział – śmieje się pan Janusz.

Ale teraz za niszczenie ślimaków płacić trzeba samemu. Kilogram granulek – dobrze ponad 30 zł, pięćdziesiąt kilo soli drogowej – też trzy dychy. Za oranie pola również trzeba zapłacić. Za darmo jedynie machanie motyką. Tylko co, jeśli ktoś ma hektary?

Prof. Jan Kozłowski z Instytutu Ochrony Roślin w Poznaniu, podkreśla, że najlepsze wyniki przynosi stosowanie wszystkich tych metod naraz. Szkodników jest wtedy mniej i mniejsze są też straty.

Pod Gdowem tęskni się za winniczkiem. Nasz to ślimak i sympatyczniejszy niż nagie. Zbigniew Gomułka: – Gdyby to można było dać do zalewy jak grzybki, byłyby pod wódeczkę i piwo. A tak? Na nic się zdają.

***

Największe szkody w uprawach roślinnych czyni ślinik luzytański. Ma 120 mm długości i roczny cykl życia, choć pojedyncze osobniki mogą żyć dwa lata (długość do 150 mm). Składa jednorazowo po 60 jaj, łącznie w ciągu życia ok. 450. Młode ślimaki wychodzą z kryjówek wczesną wiosną. Pierwszy masowy pojaw śliników luzytańskich to maj, drugi – sierpień. Wysoka liczebność utrzymuje się do października.

Pierwszy raz w Polsce ślinika luzytańskiego zaobserwowano dokładnie 30 lat temu w Albigowej koło Łańcuta na Podkarpaciu. Przyjechał z sadzonkami do Instytutu Sadownictwa z zachodniej Europy, najpewniej z Hiszpanii. I stąd był – również w skrzynkach z młodymi roślinami lub na kołach aut – rozwożony dalej po całej Polsce.

Na **podst. artykułów prof. Jana Kozłowskiego z Instytutu Ochrony Roślin – Państwowego Instytutu Badawczego w Poznaniu**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski