Mówią, że koszykówka jest pięknym sportem, bo do końca wszystko jest w niej możliwe. Mistrzynie Polski udowodniły, że to prawda. Szkoda tylko, że z efektów tego eksperymentu cieszyły się przeciwniczki z Pragi, które w środę pokonały Wisłę 67:66.
Materiał z tego, jak wiślaczki grały w ostatniej minucie meczu w Pradze, może trafić na koszykarskie warsztaty pt. „jak nie rozgrywać końcówek”. Podopieczne Stefana Svitka jeszcze na minutę przed ostatnim gwizdkiem prowadziły aż siedmioma punktami.
I nawet nie to było najgorsze, że pozwoliły wtedy Katerinie Elhotovej trafić trójkę. Najgorsze było to, jak rozegrały ostatnie pół minuty, mimo że wcześniej podczas przerwy na żądanie trener rozrysował im dokładnie, co mają robić.
Zamiast „potrzymać” trochę piłkę, Farhiya Abdi zaryzykowała wejście pod kosz. Wraz z Allie Quigley zmarnowały 4 rzuty wolne. Dodatkowo, wiślaczki jeszcze dwukrotnie sfaulowały rywalki. Czeszki wykorzystały swoje osobiste bez skrupułów i wygrały jednym punktem. Trener Svitek nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Po ostatnim gwizdku jeszcze długo siedział na ławce wraz z asystentem i przeżywał porażkę żywo gestykulując. Jego podopieczne sprawiły mu najgorszy możliwy prezent – wczoraj obchodził 48. urodziny.
– W ostatnich dwóch minutach meczu nie udało nam się „ukraść” wystarczająco dużo czasu. Przegraliśmy ten mecz na linii rzutów wolnych – przyznał. – Rywalki wygrały nie tyle szczęśliwie, co dzięki umiejętności walczenia do samego końca.
Mecz w Pradze pokazał, że drużyna Wisły nie przestała popełniać tych samych grzechów, co w zeszłym sezonie. Wtedy ekipie Svitka też kilkakrotnie zdarzało się wypracować solidną zaliczkę punktową, by potem ją roztrwonić i w końcówce doprowadzić do koszykarskiego horroru. Tak było chociażby w meczu z Rivas Madryt, gdy w drugiej połowie wiślaczki cieszyły się z ponad dziesięciu oczek przewagi, po czym przegrały to spotkanie dwoma punktami.
Jantel Lavender przyznała na Twitterze, że drużyna jest głęboko sfrustrowana tym, co się wydarzyło w Pradze. Amerykańska środkowa wprawdzie nie była jedną z tych, które pudłowały w samej końcówce, ale i tak zagrała grubo poniżej swoich możliwości. Co prawda walczyła na tablicach, ale udało jej się trafić ledwie cztery rzuty z gry. W sumie zapisała sobie na koncie tylko 10 punktów. Do tej pory, w historii swoich występów w barwach Wisły, tylko raz rzuciła tak skromną liczbę oczek w Eurolidze.
Co ciekawe, mimo tej porażki „Biała Gwiazda” nadal jest liderem grupy A, bo UMMC Jekaterynburg w tej kolejce pauzowało. Już za tydzień jednak dojdzie do konfrontacji Wisły z tym rosyjskim potentatem. Trudno wierzyć, że ten następny mecz poprawi wiślaczkom humory, choć zawsze można liczyć na sprawienie sensacji. Na razie mistrzynie Polski muszą myśleć o najbliższym ekstraklasowym rywalu – w sobotę podejmują Basket Konin.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?