– Bo codziennie jestem na siłowni, biegam, a od __czasów Hutnika przytyłem może ze dwa kilo – z uśmiechem opowiada Mariusz Wawrów, który piłkarzem Hutnika był w latach 1996/2000. Na Suche Stawy trafił do drużyny, która chwilę wcześniej zdobyła brązowy medal i szykowała się do startu w Pucharze UEFA.
– _W ogóle najlepszy mecz w karierze rozegrałem prawdopodobnie na wyjeździe przeciwko Sigmie Ołomuniec. Zebrałem bardzo dobre recenzje. W gazetach widziałem, że przed __rewanżem trener rywali najwięcej uwagi poświęcił właśnie mojej osobie. Bardzo mocno się mnie obawiali _– przypomina.
Tamte rozgrywki były dosyć dziwne, bo Hutnik w Europie spisał się dobrze, ale spadł z ekstraklasy. A, z drugiej strony, dla samego Wawrowa był to najlepszy czas w karierze, bo nigdy – ani wcześniej, ani później – w ekstraklasie już nie zagrał.
Wystąpił wtedy w 31 spotkaniach, a jedyną bramkę pamięta świetnie. – _Tego nie można zapomnieć. Był to mecz z Legią, w której grało wielu reprezentantów Polski. Zieliński, Siadaczka, Jałocha, Szczęsny... Graliśmy u siebie, wygraliśmy 2:1, a drugą bramkę zdobył Waldek Adamczyk _– wylicza.
Po Hutniku miał szansę na angaż w austriackim SV Ried, ale jego karierę powstrzymały kontuzje. Jedna z nich skończyła się nawet pięcioma operacjami. – Staw skokowy do dziś nie funkcjonuje tak jak powinien. Grać na najwyższym poziomie już nie mogłem, co najwyżej jako stoper w ligach ościennych. Wie pan, pięć metrów w prawo, pięć w __lewo – twierdzi.
Swoje piłkarskie dokonania podsumował już dawno.
– Niedosyt mam bardzo duży. No, ale byłem zawodnikiem, który wkładał głowę tam, gdzie inni nie wkładali nogi. Los mnie pokarał, a gdybym trafił wtedy do Austrii, pewnie pod kątem finansowym bym się ustawił. Formę miałem optymalną i mogłem tam pograć ze cztery lata. A funkcja stopera? Przeszedłem różne schematy, bo zaczynałem jako napastnik, potem była prawa i lewa pomoc, nawet prawa obrona, a __skończyłem właśnie jako stoper.
Po grze w Hutniku był zawodnikiem m.in. Czarnych Żagań i Aluminium Konin, a najwyższej zagrał już tylko na drugim poziomie.
Dziś ciągle żyje z piłki. Jest opiekunem czwartoligowej Odry Bytom Odrzański, w której wcześniej był także grającym trenerem i którą wprowadził na ten szczebel. W Odrze prowadzi również młodzież, a do tego jest jeszcze animatorem Orlika.
Posiada papiery trenera drugiej klasy i licencję UEFA B. Kwalifikacje zamierza podnosić. A o tym, że po zakończeniu kariery zajmie się szkoleniem, wiedział już za krakowskich czasów Hutnika.
– Wszystko zaczęło się, jak do zespołu przyszedł Kaziu Moskal, i podjęliśmy decyzję, że jedziemy do Katowic zdawać na instruktora piłki nożnej. Było nas wtedy pięciu, Stanek, Ozimek, ja, Moskal i... Tego piątego nie pamiętam – puszcza oko.
Wawrów to wychowanek Cynkmetu Bytom Odrzański. W rodzinnych stronach jest człowiekiem-instytucją.
– Ostatnio dokonano jakiegoś podsumowania i wyszło, że z tego regionu, tak jak ja,_ nie wybił się nikt _– twierdzi.
– A Hutnik? Kiedy sprawdzam w internecie wyniki swojej ligi, to szukam też informacji o Hutniku. Na co dzień kontaktu już nie mamy, ale na święta są esemesy, choćby z Prokopem, Stolarzem czy Ziębą. Każdy z nas gdzieś się rozjechał... I szkoda, że klub poszedł tak w __dół.
Za tydzień Wacław Szczerba, były piłkarz Cracovii
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?