Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw ocieplenie, potem wielkie zlodowacenie. Będzie apokalipsa?

Włodzimierz Knap
Mało tematów jest tak zmitologizowanych jak pogoda, jej przewidywanie i wpływ człowieka na naturę. Polska leży w klimacie przejściowym i bardzo zmiennym. To oznacza, że nie powinniśmy być zaskoczeni niemal niczym, gdy chodzi o zjawiska pogodowe.

W tym roku w Polsce śniegu było jak na lekarstwo. Zimy, jako potocznie rozumianej pory roku, praktycznie nie mieliśmy, choć taki stan rzeczy dotyczył głównie południa kraju. Na północy chłód doskwierał bowiem nieco bardziej niż zwykle. Wiele jednak wskazuje na to, że przeciętna temperatura od początku grudnia 2013 r. do końca marca 2014 r., szczególnie w Małopolsce, Podkarpaciu i Śląsku, okaże się jedną z najwyższych od chwili, gdy w Polsce prowadzi się jej fachowe pomiary, czyli od przeszło dwóch stuleci. Czy to znaczy, że możemy się pożegnać z zimą?

Oczywiście, że nie. Przypomnijmy, że nie dalej jak rok temu, gdy 21 marca przyszła astronomiczna wiosna, za oknem nawet nie było widać jej pierwszych oznak, a prognozy długoterminowe straszyły śniegiem i ujemnymi temperaturami. Wielu z nas, tak jak teraz, zadawało sobie pytania: co z tą pogodą, co z klimatem? Z pewnością nurtowały one w ostatnich miesiącach także miliony mieszkańców USA. Tegoroczna zima bardzo wielu z nich srogo doświadczyła. W kilku stanach władze musiały wprowadzić stan wyjątkowy z powodu wyjątkowo niskich temperatur i obfitych opadów śniegu. Zdarzało się, że prądu z przyczyn atmosferycznych nie miało jednocześnie ponad 50 mln domów w USA.

Czy zatem klimat się ociepla, czy oziębia? Klimatolodzy podkreślają, że raz się ociepla, raz oziębia. Jego zmienność przypomina prawa matematyczne: jedne i drugie trzeba przyjąć, bo są pewne i nieuchronne. – Cechą klimatu na Ziemi „od zawsze”, czyli kilku miliardów lat, jest jego zmienność – podkreśla prof. Janina Trepińska, wybitna klimatolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Okresy ciepłe przeplatane są zimnymi.

Klimat na naszej planecie wielokrotnie zmieniał się w sposób radykalny, choć zmiana między skrajnościami zajmowała mnóstwo lat. I tak węgiel kamienny powstawał na terenie dzisiejszej Polski, przede wszystkim Górnego Śląska, gdy panował tam gorący, tropikalny klimat. Działo się to około 360 mln lat temu. 60 mln lat później w suchym, półpustynnym klimacie tworzyły się złoża rud miedzi w południowo-zachodniej części naszego kraju.

A zaledwie ok. 23 mln lat temu zaczął się upalny klimat, który spowodował powstanie złóż węgla brunatnego, których mamy jak mało kto na świecie. Było to możliwe, ponieważ rosły kilkunastometrowej wysokości drzewiaste paprocie. Mogły urosnąć do takich rozmiarów dzięki dużo większej ilości dwutlenku węgla w atmosferze niż obecnie. Naturalnie, że nie brakowało też zlodowaceń, w tym przykrywających niemal całą powierzchnię dzisiejszej Polski grubą warstwą lodu.

Chociaż klimatolodzy przyznają, że zimy od ponad stu lat są coraz cieplejsze, to dodają, że i tak nieuchronnie zbliża się kolejne zlodowacenie. Prof. Michał Budyko, zwany ojcem klimatologii fizycznej, dowodził, że nowe zlodowacenie będzie całkowite, to znaczy, że obejmie całą Ziemię, a oceany zamarzną do dna. Zginie całe życie i nie nastąpi powrót do fazy ciepłej.

Gdyby przyjąć, że przewidywania prof. Budyki okażą się trafne, to trzeba zapytać, kiedy czeka nas taka apokalipsa? Pocieszać się należy, że okres cieplejszy w dziejach Ziemi zaczął się zaledwie ok. 12 tys. lat temu, a zwykle faza zarówno cieplejsza, jak i zimniejsza (zlodowacenia) trwają zwykle co najmniej po kilkadziesiąt tysięcy lat.

Zatem nas, żyjących, jak i bardzo wiele kolejnych pokoleń czekają raczej zmagania z ocieplaniem się klimatu niż szukanie ratunku przed mrozem. Wpływu na to, co przyjdzie choćby tylko za kilkanaście tysięcy lat i tak mieć nie będziemy. Nie brakuje jednak osób, które są odmiennego zdania, wierząc w potęgę człowieka, w jego wszechmoc, również w dziedzinie wpływu na siły natury.

Radzę zwrócić uwagę, że ci, którzy najgłośniej krzyczą o wpływie działalności człowieka na ocieplanie, często najwięcej mają na sumieniu. Bo skąd najczęściej rozlegają się głosy o konieczności ochrony klimatu? Z Niemiec, krajów skandynawskich, Wielkiej Brytanii; szerzej – z zamożnych krajów zachodnich. A przecież to te państwa, w przeliczeniu na głowę mieszkańca, produkują zdecydowanie najwięcej tzw. gazów cieplarnianych lub odpowiadają za ich wytwarzanie, zlecając produkcję swoich towarów Chińczykom, Pakistańczykom czy mieszkańcom Bangladeszu.

Polska – w przeliczeniu na mieszkańca – wypuszcza do atmosfery sporo mniej gazów cieplarnianych niż uchodzące za troszczące się o ekologię kraje Zachodu, z Niemcami na czele. Tylko kto w to uwierzy, nawet wśród Polaków? Tak samo jak w to, że szybko rozwijająca się Polska skuteczniej zmniejsza produkcję dwutlenku węgla niż większość krajów powszechnie uchodzących za zaangażowanych w dbanie o „zielony świat”?

Warto też pamiętać, że na badania nad klimatem idą rok w rok grube miliardy dolarów czy euro. By strumień gotówki nie wysychał, ci, którzy zabiegają o nią, często alarmują nas o wielkich zagrożeniach.
Szczególnie niebezpieczna ma być działalność człowieka, która przyczynia się do powstania efektu cieplarnianego. W jego konsekwencji mają spotkać nas wszelkie możliwie najgorsze rzeczy, łącznie z gigantycznymi suszami, chorobami, biedą, a nawet wybuchem konfliktów, które mogą zakończyć się wojną nuklearną.

Na drugim biegunie są ci, którzy efekt cieplarniany lekceważą, przekonując, że działalność człowieka nie ma praktycznie żadnego wpływu na ocieplanie się atmosfery.

Bez cienia wątpliwości trzeba stwierdzić, że natura jest nieporównywalnie silniejsza od człowieka (patrz: ramka obok).

Klimatolodzy podkreślają również, że atmosfera jest bardzo skomplikowanym „organizmem”, w którym nie ma prostych zależności. Nie jest w niej tak, że wraz ze wzrostem temperatury muszą nastąpić takie i tylko takie zmiany, które ktoś sobie chciałby założyć, twierdząc np., że podniesienie się temperatury musi doprowadzić do stopnienia lodowców, a tym samym do zalania sporych obszarów Ziemi. Podniesienie się temperatury może bowiem wywołać np. wzrost opadów. One zaś prowadzą do większego parowania. Z niego będziemy mieli gęste zachmurzenie, a wzrost zachmurzenia ogranicza promieniowanie słoneczne na Ziemi, co może spowodować oziębienie.

Polacy, mówiąc nieelegancko, w swojej masie niewieloma rzeczami tak bardzo się interesują jak prognozą pogody. Doskonale zdają sobie z tego sprawę właściciele lub szefowie mediów, zwłaszcza stacji telewizyjnych. Jednocześnie mało tematów jest tak bardzo zmitologizowanych jak przewidywanie pogody.

Prof. Halina Lorenc z IMiGW w Warszawie podkreśla, że Polska leży w klimacie przejściowym i bardzo zmiennym. To oznacza, że nie powinniśmy być zaskoczeni niemal niczym, gdy chodzi o zjawiska pogodowe. W naszym kraju za normalność należy uznać zarówno gwałtowne burze, potężne wiatry i ulewy, jak też susze. Nie powinny nas zatem zaskakiwać i siarczyste mrozy, i upały.

Podobnie jak duże różnice temperatury. Na przykład styczeń z roku 2007 był średnio – w całej Polsce – aż o 14 stopni cieplejszy niż ten z roku 1975. Tegoroczny styczeń był natomiast zdecydowanie zimny na Żuławach Wiślanych, gdzie odchylenie wyniosło 2 stopnie poniżej normy wieloletniej. Temperatury poniżej przeciętnej utrzymywały się w styczniu także na całym Pomorzu, Kujawach, Warmii, Podlasiu i w północno-zachodniej części Mazowsza. Tymczasem mieszkańcy południa Polski zapamiętają ten miesiąc jako wyjątkowo ciepły. W regionach podgórskich był jednym z najcieplejszych. Na Podhalu odchylenie sięgało nawet 5 stopni ponad normę.

Prof. Lorenc podkreśla, że charakterystyczną cechą występującego w Polsce klimatu jest to, że pogoda zmienia się bardzo szybko. Określony jej typ nie trwa dłużej niż kilka dni. Przekonuje, że w Polsce w miarę trafną prognozę meteorologiczną można podać maksymalnie na okres do 5 dni. Kto twierdzi inaczej – kłamie. Synoptycy podkreślają, że wysoką sprawdzalność w polskich warunkach ma jedynie prognoza pogody na czas nie dłuższy niż 24 godziny. Już przewidywanie pogody na 48 godzin naprzód określa się mianem orientacyjnej prognozy.

***

– Wpływ działalności człowieka ocenia się na ok. 160 terawatów (1 terawat to 10 do 12 potęgi), z których tylko kilka stanowi emisja gazów cieplarnianych. Wpływ natomiast samego promieniowania słonecznego na klimat to ok. 180000 terawatów.

– Udział gazów cieplarnianych w atmosferze ziemskiej wynosi niecałe 0,04 proc., czyli niewiele. Nie ma zatem powodu dramatyzować, lecz nie można też tej kwestii bagatelizować, bo stosunkowo szybko następuje przyrost CO2 oraz utrzymywanie się go w atmosferze jest długie. Wyprodukowany dzisiaj, pozostanie w niej przez około 200 lat.

– To natura decyduje o rozdziale niżów i wyżów, a zatem o pogodzie. Jeśli znad Atlantyku przypłyną na Polskę ciepłe, lecz mokre masy powietrza polarno-morskiego, to narzekamy na brak prawdziwej zimy. Gdy nasunie się mroźne, suche powietrze z Syberii, mamy jak nic mrozy. W PRL krążył dowcip, że jak przywódcy na Kremlu nie mogą nas przerobić na swoje kopyto, to na pomoc proszą klimat rosyjski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski