MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Najważniejsze były mecze z Barceloną i Realem Madryt

Redakcja
Nadal ma Pan zarezerwowany bilet do Argentyny na 20 grudnia, czy może zmienił Pan datę odlotu na późniejszą, w nadziei, że działacze Wisły jednak podejmą z Panem rozmowy na temat nowego kontraktu? - zapytaliśmy Mauro Cantoro.

MAURO CANTORO. - Gdy przychodziłem do Wisły myślałem, że spędzę tu może ze dwa lata i wyjadę do innego klubu - mówi piłkarz z Argentyny

- Nie, nie zmieniłem rezerwacji (śmiech).

 Dlaczego nie chce Pan spędzić Świąt w Krakowie? Może ten magiczny czas pozytywnie wpłynie na niektóre osoby w klubie, i jako prezent pod choinkę dostanie Pan nową umowę...

 - To byłby dla mnie piękny prezent (śmiech). Na Święta lecimy z całą rodziną do Argentyny. Moja żona i ja bardzo stęskniliśmy się za ojczyzną. W Krakowie jestem przecież cały rok, więc z naszymi bliskimi widzimy się bardzo rzadko.

 Do kogo w klubie poszedłby Pan ze świątecznymi życzeniami w pierwszej kolejności?

 - Z życzeniami poszedłbym do każdego, i gdybym wiedział, że muszę się rozstać z Wisłą, wszystkim bym podziękował za te długie osiem lat, które tutaj spędziłem. Bo ja naprawdę oddałem tej drużynie całe moje serce.

 Dopiero w ostatnich meczach nałożył Pan kapitańską opaskę. Nie czuje Pan żalu, że tak późno Pana doceniono?

 - Nie czuję żadnego żalu. Dla mnie zawsze najważniejsza była drużyna. Ale muszę powiedzieć, że to wspaniałe uczucie być kapitanem Wisły. I chociaż tak długo przyszło mi na to czekać, naprawdę było warto. Na każdym treningu i w każdym meczu zawsze staram się dawać z siebie wszystko. Na to, by być kapitanem, naprawdę ciężko pracuję. Ale pamiętajmy, że w Wiśle są inni zawodnicy, którzy zasługują bardziej na noszenie opaski.

 No tak, ale na ten kapitański zaszczyt musiał Pan czekać osiem lat!

 - Kiedy przychodziłem do Wisły, myślałem, że spędzę tutaj może ze dwa lata, a potem wyjadę do innego klubu. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę w Krakowie tak długo. A stało się tak dlatego, że ja i moja rodzina bardzo dobrze się tutaj czujemy. Wisła to świetna drużyna, a Kraków to piękne miasto. Nie żałuję tego czasu.

 Będąc już zawodnikiem "Białej Gwiazdy", miał Pan ofertę z Genui. Dlaczego nie chciał się Pan przenieść do Italii?

 - To prawda, pojawiła się konkretna propozycja od Włochów. Z Genuą byłem prawie dogadany. Chcieli wypożyczyć mnie na rok, ale nie zgodził się na to Henryk Kasperczak. Powiedział mi, że albo Włosi mnie wykupią, albo nic z tego.

 A czy podczas tych ośmiu lat, miał Pan jeszcze jakieś inne oferty z dobrych, europejskich klubów?

 - Zawsze były jakieś propozycje, telefony. Pamiętam, że pojawiła się kiedyś ciekawa propozycja z Panathinaikosu Ateny, ale takich naprawdę konkretnych ofert nie było wiele.

 Pana marzeniem była gra w Lidze Mistrzów. Jeszcze nie udało się go zrealizować, choć przedsmak Champions League chyba już zdążył Pan poczuć w pojedynkach Wisły z Realem czy Barceloną...

 - Tamte mecze były po prostu niesamowite. Na długo pozostaną mi w pamięci, bo przecież to są chyba najważniejsze spotkania, jakie rozegrałem w karierze.

 W meczu z Realem sporo musiał się Pan nabiegać za Zinedinem Zidanem. Wymienił się Pan po spotkaniu koszulką z Francuzem?

 - Nie, zawsze marzyłem, żeby wymienić się koszulką z Ronaldo. Fajnie, że mi się to wtedy udało.

 W barwach Wisły został Pan pięciokrotnie mistrzem Polski, do tego dwukrotnie wznosił Pan krajowy puchar. Można by rzec, wygrał Pan w Polsce wszystko. Ale w Pańskim CV, w miejscu "sukcesy międzynarodowe" pozostaje niezapisana luka...

 - Nie do końca się z tym zgadzam. Przecież wszyscy pamiętają nasz świetny występ w Pucharze UEFA, kiedy wygrywaliśmy z Parmą czy Schalke. To był wielki sukces, zaszliśmy naprawdę daleko. Ale Wisłę stać na jeszcze więcej. Jestem pewien, że już niedługo przyjdzie upragniony awans do Ligi Mistrzów. Ten klub na to zasługuje.

 Poza tamtym epizodem "Biała Gwiazda" w europejskich pucharach zawodziła. Nie czuje Pan niedosytu?

 - Na pewno brakuje choćby awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów, ale raz jeszcze podkreślam, że z Wisłą i tak dużo osiągnąłem.

 A proszę powiedzieć szczerze - śni się Panu czasem Dan Petrescu?

 - Nie, nie śni mi się (śmiech). Ale od razu mówię, że nigdy nie miałem nic przeciwko niemu. To jest po prostu trener, który ma specyficzne podejście do piłki.

 Lepiej wspomina Pan Henryka Kasperczaka?

- Trener Kasperczak to wielki fachowiec i wielki człowiek. Mogę mówić o nim tylko dobrze. To przecież z nim zdobyliśmy dwa tytuły mistrza Polski i awansowaliśmy do 1/8 finału Pucharu UEFA.

Dobrą grą w Wiśle zwrócił Pan na siebie uwagę Pawła Janasa, który zaproponował Panu grę w reprezentacji Polski. Gdyby nie twarde przepisy FIFA, zagrałby Pan z orzełkiem na piersi.

- To prawda, Paweł Janas rozmawiał ze mną na ten temat. On i Michał Listkiewicz zaproponowali mi grę w reprezentacji. Jak wiadomo, pomysł nie wypalił, bo mam na koncie występy w kadrze Argentyny do lat 17. Bardzo żałuję, ale cóż, takie są przepisy. Nie możemy ich zmienić.

Komu z Wisły najwięcej Pan zawdzięcza?

- Nie ma takiej osoby. Dużo zawdzięczam wszystkim ludziom, których spotkałem na swojej drodze w tym klubie. Pod względem sportowym na pewno najwięcej trenerom Kasperczakowi i Skorży. Ale jest wiele osób, które mnie wspierały i dzięki którym mogłem tak dużo tutaj w Polsce osiągnąć.

Czy Pana żona chce już wracać do Argentyny?

- Adriana bardzo dobrze się czuje w Krakowie, ale tak samo jak ja tęskni za rodzinnymi stronami. Tam jest nasz dom, nasza cała rodzina.

Z synami to już chyba będzie Pan miał spory problem. Podobno bardzo chcieliby tu zostać, a po polsku mówią lepiej od taty...

- Mauro i Tiago są jeszcze bardzo młodzi. Mówią, że chcieliby mieszkać trochę w Polsce, a trochę w Argentynie. Nie wiedzą, że takie życie byłoby bardzo trudne. Nie rozumieją jeszcze pewnych spraw.

Ma Pan trzy obywatelstwa (argentyńskie, włoskie, polskie - przyp. red.). Kiedy myśli Pan o swojej przyszłości, to w jakim języku?

- Przeważnie po hiszpańsku (śmiech). Hiszpański to przecież mój język ojczysty, a Argentyna to mój rodzinny kraj. To ona zawsze będzie w moim sercu na pierwszym miejscu. Ale gdyby przyszło mi wybierać poza Argentyną, to Polska byłaby krajem, w którym chciałbym zamieszkać. Bardzo się do waszego kraju przywiązałem.

Być może już wkrótce będzie Pan musiał nauczyć się kolejnego języka, greckiego. Czy oferta z Levadiakosu jest nadal aktualna?

- Oferta Greków była bardzo konkretna, ale nie byłem na nią zdecydowany.

Powiedział Pan, że darzy Wisłę wielkim szacunkiem i tego samego oczekuje od niej.

- Nigdy nie powiedziałem, że czegoś od Wisły oczekuję, czegoś od niej wymagam. Tak napisało kilka gazet, co bardzo mnie zdenerwowało. To naprawdę nie było przyjemne, bo ja takich słów nigdy nie wypowiedziałem. To, co powiedziałem, zostało przekręcone. Miałem na myśli to, że mam dla Wisły ogromny szacunek. A jeśli będę musiał odejść, to odejdę. Taki już los każdego piłkarza. Nie mam jeszcze konkretnych planów. Na pewno będę dalej grał w piłkę, przynajmniej ze dwa lata.

 ROZMAWIAŁ: JAN BARAN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski