Gary Oldman: Mój RoboCop zaczyna odczuwać emocje, które biorą górę nad jego systemem operacyjnym FOT. MATT SAYLES/AP
- Bardzo rozważnie wybiera Pan projekty, w które się angażuje. Czym skusił Pana "RoboCop"?
- Głównym powodem, dla którego zdecydowałem się na udział w tym filmie, był José Padilha - fizyk z wykształcenia, który zajął się reżyserią filmów dokumentalnych, a potem fabuł. Spodobał mi się sposób, w jaki mierzy się z popkulturą. Jego pomysły niezwykle przypadły mi do gustu.
- Co najbardziej Pana ujęło w**jego podejściu do**pracy?
- José ma niespożyte zasoby energii i zaraża nią otoczenie. Jest niezwykle inteligentny i trudno go nie polubić. Jest utalentowany, przy czym nie traktuje nikogo z wyższością. Tak jak w przypadku każdej innej pracy, zawsze warto dobrze dogadywać się z szefem. A zwłaszcza jeśli kręcisz film i musisz przebywać w jego towarzystwie nawet do 15 godzin dziennie! Na plan zdjęciowy najlepiej przyjeżdżać ze świadomością, że na miejscu czeka na ciebie sympatyczny zwierzchnik. Na szczęście José Padilha jest właśnie taką osobą.
- Czy zaliczał się Pan do**fanów pierwszego "RoboCopa"?**
- Jak najbardziej! Widziałem ten film w 1987 roku, zaraz po tym, gdy wszedł do kin, oraz ponownie całkiem niedawno. Wydaje mi się, że José też jest fanem oryginału i ma dla niego wiele uznania.
- Dlaczego ten właśnie film okazał się kultowy?
- Opowiadał ciekawą historię i mocno wyprzedzał swoje czasy.
- Kim jest dr Dennett Norton, czyli postać, w**którą się Pan wciela?**
- To naukowiec specjalizujący się w badaniu neuronów. Przez wiele lat pomagał ofiarom wypadków, weteranom i osobom po amputacjach. Opracował pionierską metodę inżynierii bionicznej, która umożliwia prowadzenie normalnego życia ludziom cierpiącym z powodu kalectwa.
- A**więc to pozytywna postać?**
- To ktoś, kto ma dobre intencje i zamiary, jest niezwykle prawy, a do tego wielce utalentowany. Podczas pracy przy projekcie RoboCop ma nadal pomagać ludziom. Niestety, z czasem zostaje zdeprawowany przez firmę OmniCorp i Raymonda Sellarsa, swojego dobroczyńcę.
- W**jaki sposób?**
- W zamian za przystąpienie do projektu RoboCop korporacja oferuje mojemu bohaterowi nielimitowane fundusze na jego badania. I, wbrew swojemu instynktowi, wchodzi on w całe przedsięwzięcie coraz głębiej. Zdradzę jednak, że pod koniec filmu dr Norton bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkie wydarzenia. To dość rzadka sytuacja.
- Co poszło nie tak z**projektem RoboCop?**
- Początek projektu jest w pełni udany. Jednak naukowcy poruszają się po nieznanych obszarach i nie do końca zdają sobie sprawę, z czym mają do czynienia. W efekcie RoboCop zaczyna odczuwać emocje, które biorą górę nad jego systemem operacyjnym, czego nikt nie przewidział. Naukowcy robią, co mogą, by naprawić tę "uczuciową usterkę" w systemie.
- Jak sobie z**tym radzą?**
Mój bohater ściąga swój "produkt" z ulicy z powrotem do laboratorium. Problem w tym, że działa pod presją czasu, gdyż niebawem RoboCop ma zostać ponownie wysłany w teren. Jednak RoboCop nie jest gotów, dlatego dr Norton ucieka się do manipulacji i tłumi jego uczucia. To jest moment, w którym zbacza z właściwej drogi.
- Jak bardzo jest już wówczas przywiązany do**swojego dzieła - RoboCopa?**
- Mój bohater zdaje sobie sprawę, że zaangażował się w ten projekt emocjonalnie. Przypomina to trochę opowieść o Frankensteinie. Albo relację ojca i syna. Nie potrafi tak po prostu porzucić swego dzieła!
- Stosunek Pana bohatera do**Raymonda Sellarsa, szefa OmniCorp, zmienia się mocno wraz z**rozwojem fabuły.
- Tak, bo z czasem dr Norton zaczyna zdawać sobie sprawę, że Sellars nie jest człowiekiem, za jakiego go uważał. Czuje się więc oszukany. Właśnie wtedy żąda odszkodowania dla rodziny RoboCopa i stara się naprawić wyrządzone szkody.
- Jak wyglądało Pana przygotowanie do**roli?**
- Miałem wielkie szczęście, ponieważ dostałem wszystko podane na tacy. Scenariusz był doskonale napisany i nie musiałem zbyt wiele wymyślać. Zdarzają się sytuacje, w których trzeba się ciężko napracować, nadrabiając scenariuszowe braki. Nie jest to dobre ani dla aktora, ani dla filmu. Tym razem jednak wszystko było świetnie przygotowane, a jeśli miałem jakiekolwiek pytania, szedłem do José, którego encyklopedyczny umysł znał odpowiedzi na wszystkie moje wątpliwości.
- Oparł się Pan wyłącznie na**scenariuszu?**
- Nie tylko. Poszperałem w internecie, by dowiedzieć się, nad czym obecnie pracują naukowcy w różnych rejonach świata. Byłem jak pszczoła, która zbiera pyłek kwiatowy, to tu, to tam... Ale prawda jest taka, że José to prawdziwy geniusz i w razie jakichkolwiek pytań dotyczących kwestii technicznych, zwracałem się po prostu do niego.
- Jakie przesłanie niesie według Pana ten film? Jak by Pan je streścił?
- Sądzę, że każe nam się zastanowić, kto tym wszystkim kieruje, kto podejmuje decyzje. Pokazuje niebezpieczeństwo wynikające z faktu, że inni decydują o nas bez nas. Pojawia się również pytanie natury etycznej i moralnej: gdzie sięgają granice nowoczesnej technologii przy coraz większym rozwoju automatyki.
- Co Pan sądzi o**zautomatyzowanej przyszłości?**
- Wiem, że samoloty potrafią latać i lądować za pomocą automatycznego pilota, ale czuję się znacznie lepiej, wiedząc, że za sterami siedzi jednak człowiek.
- Jak odnosi się Pan do**współczesnej technologii?**
- Kompletnie jej nie rozumiem! To chyba kwestia pokoleniowa, ponieważ moje dzieci i ich znajomi nie mają z tym żadnego problemu. Za każdym razem jestem zdumiony, że z taką łatwością podchodzą do różnych sprzętów, potrafią je obsługiwać i po prostu z nimi pracują.
- Sądzi Pan, że grożą nam niebezpieczeństwa wynikające z**niewłaściwego wykorzystania technologii?**
- Tak. Im bardziej stajemy się świeccy, tym bardziej oddalamy się od uczuć i przeżyć duchowych. To właśnie pokazuje film: znaczące przeoczenie przy tworzeniu RoboCopa. Jego emocje "nadpisują" się na system operacyjny i zaczynają odwracać wszystko to, co naukowcy z nim zrobili.
- Jak układała się Pana współpraca z**australijską aktorką Abbie Cornish, grającą żonę RoboCopa?**
- Miałem okazję oglądać ją po raz pierwszy w filmie "Salto" i już wtedy zwróciła moją uwagę. Potem widziałem ją w cudownym filmie "Jaśniejsza od gwiazd". Cieszę się, że "RoboCop" dał mi szansę wspólnego z Abbie pojawienia się przed kamerą. To osoba mocno stąpająca po ziemi, od razu świetnie się dogadaliśmy.
- Jak ocenia Pan Michaela Keatona, który gra czarny charakter - Raymonda Sellarsa?
- Moim zdaniem jest świetny! Powiedziałbym nawet, że to jeden z jego najlepszych występów. Michael w "RoboCopie" jest niezwykle sprytny i sądzę, że przekonałby do swoich racji każdego. Raymond Sellars jest postacią zdeprawowaną, ale przy tym odznacza się niezwykłą charyzmą, która zapewne jest cechą wielu tego typu złoczyńców w prawdziwym świecie.
Rozmawiał Mateo Anderson
Tłumaczyła: Joanna Krawczyk
Kariera
* Gary Oldman Rozgłos zdobył rolą Sida Viciousa w filmie "Sid i Nancy" (1986). Często grywał buntowników ze skłonnością do autodestrukcji oraz charyzmatyczne czarne charaktery ("Leon zawodowiec"). Grał m.in. w "Piątym elemencie", "Mrocznym rycerzu", "Gangsterze". Za rolę w filmie "Szpieg" otrzymał nominację do Oscara.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?