Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najważniejsze płyty mijającego roku Podsumowanie roku 2015: muzyka popularna

Paweł Gzyl
fot. Ewelina Wojcik

Adele „25”
Na nową płytę brytyjskiej piosenkarki fani i krytycy czekali aż cztery lata. Po premierze „25” emocje szybko opadły. Okazało się, że Adele nie wykroczyła poza to, co znamy z jej wcześniejszych krążków. Tak naprawdę trudno przesłuchać „25” do końca bez znudzenia. Orkiestrowe aranżacje, dramatyczne wokalizy, emocjonalny nastrój. Mimo że krytycy kręcili nosami, fani gwiazdy nie dali się zwieść. W Ameryce „25” kupiło ponad 10 mln osób. W Polsce płyta pokryła się poczwórną platyną, co znaczy, że sprzedało się ponad 80 tys. egzemplarzy.

The Dumplings „Sea You Later”
O ile kilka lat temu byliśmy świadkami eksplozji indie-rocka na polskim rynku muzycznym, tak teraz przeżywamy wybuch mody na electro-pop. Jego główni reprezentanci wydali w tym roku nowe płyty - i całą stawkę zgarnął duet The Dumplings. Piosenki Justyny Święś i Kuby Karasia ze Śląska to niemal perfekcyjny pop: taneczny, a jednocześnie nostalgiczny, nowocześnie brzmiący i inteligentny. Odwołaniom do prozy Houellebecqa oraz filmów Gaspara Noe i Larsa von Triera towarzyszą tu elektroniczne pejzaże oraz przejmujące melodie. Tak brzmi młoda Polska.

Coldplay „A Head Full Of Dreams”
Podobnie jak U2 na swej ubiegłorocznej płycie, tak ich młodsi koledzy z Coldplay na tegorocznym wydawnictwie mocno zdystansowali się od konwencjonalnie pojmowanej muzyki rockowej. Chris Martin z kolegami poszli nawet dalej niż irlandzki zespół - i wypełnili „A Head Full Of Dreams” pełnymi optymizmu i radości piosenkami łączącymi „czarne” disco, funk i R&B z „białym” popem. W efekcie powstała płyta, która na trzy kwadranse zabiera nas w kolorowy świat, w którym nie ma bólu i smutku, a wszystkie marzenia się spełniają.

Sarsa „Zapomnij mi
Nie można lekceważyć ponad 36 milionów odtworzeń klipu do piosenki „Naucz mnie” w serwisie YouTube. Wszystko bowiem wskazuje, że to Sarsa wyśpiewała nam przebój roku. „Naucz mnie” to idealny przykład na lekko niepokorną wersję popu - w rodzaju tego, co na świecie robi Sia czy Lorde. Nasycenie tej estetyki słowiańską wrażliwością przez młodą wokalistkę sprawiło, że również kolejne piosenki z jej debiutanckiego albumu spodobały się nad Wisłą. Nie bez znaczenia jest oczywiście fakt, że o ich brzmienie zadbali producenci ze Szwecji.

Björk „Vulnicura”
Nowy album islandzkiej gwiazdy zaskoczył stonowanym i wyciszonym brzmieniem. Żadnej elektroniki? Żadnej ekwilibrystyki wokalnej? Żadnych eksperymentów z rytmiką? Zamiast tego dosyć monotonne, zaaranżowane na orkiestrę, melancholijne piosenki o zakończonym związku. Sytuację ratowali jedynie gościnnie występujący producenci - Arca i The Haxan Cloak. Mimo to w rocznych podsumowaniach najważniejszych magazynów muzycznych „Vulnicura” znalazła się na czołowych miejscach. Cóż - Björk to Björk.

Kortez „Bumerang”
Polacy, a może raczej Polki, oszalały w minionych miesiącach na punkcie Korteza. Ten młody wokalista z Bieszczad o fizjonomii dresiarza ujął ich swą wyjątkową wrażliwością. Jego piosenki z debiutanckiego albumu „Bumerang” to szczere wyznania zbolałej miłości wpisane w formę snujących się powoli ballad. Dla przeciętnego faceta to coś raczej nie do strawienia - tymczasem kobiety uwielbiają takich zranionych romantyków. Nic więc dziwnego, że bilety na jesienny koncert Korteza w klubie Studio wyprzedały się na kilka tygodni przed terminem.

Florence & The Machine „How Big, How Blue, How Beautiful”
Mimo że młodziutkie fanki brytyjskiej wokalistki nadal przychodzą na jej występy w wiankach splecionych z polnych kwiatów, ich idolka nie ma już wiele wspólnego z nastoletnim rozhisteryzowaniem. Świadczy o tym materiał z jej nowego albumu - artystka już nie ucieka na nim w świat swej wyobraźni, lecz dzielnie stawia czoła życiu i jego przeciwnościom. Rozmyślania te opakowane są w porywające piosenki o gitarowym brzmieniu, które świadomie czerpią garściami z post-punkowej i psychodelicznej spuścizny rocka.

Budzyński, Jacaszek, Trzaska „Rimbaud”
Spotkanie trzech indywidualności. Wokalista punkowej Armii, twórca medytacyjnej elektroniki i jazzowy saksofonista. Połączyła ich fascynacją poezją francuskiego symbolisty.

W efekcie powstała porażająca swą mocą muzyka, eksplodująca wściekłymi zawodzeniami Budzyńskiego, cyfrowymi deformacjami Jacaszka i dziki solówkami Trzaski.

Kendrick Lamar „To Pimp A Butterfly”
Wszyscy krytycy uznali jednogłośnie, że najlepszym albumem 2015 roku jest płyta amerykańskiego rapera. To faktycznie dobra rzecz - concept album poruszający problemy społeczne i polityczne Ameryki. Mało to jednak ma wspólnego z tym, czego doświadczamy tu i teraz. Nic więc dziwnego, że występ Lamara w Krakowie na Live Festivalu nie przyciągnął jakichś gigantycznych tłumów.

Taco Hemingway „Umowa o dzieło”
W polskim hip-hopie całą stawkę zgarnął warszawski raper. Jego utwory ujęły wszystkich nie wysmakowaną produkcją, ale zawadiackim humorem. Sporo też pomogła mu radiowa Trójka. W efekcie Taco rymował w krakowskiej Fabryce dwa dni pod rząd dla pełnego kompletu widzów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski