W mieście kochanym przez zagranicznych turystów, w mieście gdzie mieszkają tysiące artystów i inżynierów, mamy Bóg wie ile galerii, ale ani jednego centrum handlowego z ofertą miejscowego wytwórstwa. Turysta gotów jest wydać spore pieniądze, by kupić coś oryginalnego i pięknego. Ale jak ma to zrobić? Jest bez szans.
Do wyboru ma tylko galerie z markami wszechświatowo banalnymi lub zawartość straganów w Sukiennicach. Aż się prosi, by w jednym miejscu zgromadzić starannie wyselekcjonowane sklepy dla wybrednych odbiorców. Sklepy z polskim dizajnem, z piekarniami, czekoladkami i kosmetykami. Przecież to jest elementarz, a nie jakaś łamigłówka.
Ten kraj liczy mniej mieszkańców niż Warszawa. To wymusza kreatywność, bo żeby się utrzymać na powierzchni, muszą się mocno starać. Estończycy - bo o nich mowa - inaczej niż my zdefiniowali modernizację. Postanowili wypracować siebie. Zamienić słabość w siłę. Udało im się imponująco i dzisiaj statystycznie są bogatsi od Polaków. Tallin jest miastem eleganckim i zadbanym, bez graffiti i bez reklam zasłaniających kamienice.
Wielkie światowe marki są oczywiście obecne, lecz wizualnie dyskretne. Podobnie z sieciowymi restauracjami: są nieliczne i niemal niewidoczne. Choć kuchnia estońska w zasadzie nie istnieje, to w restauracjach Tallina znajdziemy dania bardziej lub mniej wyrafinowane, ale zawsze z oryginalną miejscową nutą. Robi wrażenie jak promują estoński dizajn. W Tallinie stworzono miejsce, gdzie można kupić najlepszej jakości modę, kosmetyki, gadżety, a nawet meble, jakich gdzie indziej nie znajdziemy. I nie chodzi o folklor! Oni wcale nie odwracają się od świata, odwrotnie. Mówią: czekajcie, podoba nam się co robicie, ale zobaczcie, że my robimy rzeczy równie ładne, a nieco inne. Zazdroszczę.
Inspirująca Estonia ogłosiła niepodległości w lutym 1918 roku. Zagadka historyczno-polityczna, a może metafizyczna: jakim cudem naród w porywach liczący tylu ludzi, ilu dziś mieszka w Krakowie, zachował tożsamość i zdołał się ukonstytuować w państwo? Przecież Krzyżacy, Duńczycy, Szwedzi, Niemcy, Rosjanie, a nawet Polacy (po wojnie o Inflanty w XVI w.) spacerowali tu jak chcieli. A jednak, na swoich wyspach i w lasach Estończycy pozostali sobą. Po I wojnie światowej pomogła im sytuacja geopolityczna. Niczego jednak nie dostaje się za darmo.
Do roku 1920 mieli wojnę z bolszewikami, którą wygrali, ale musieli jeszcze pokonać oddziały Niemców Bałtyckich. Gdy Stalin włączył Estonię do ZSRR przyszły krwawe represje. Ostatniego estońskiego żołnierza wyklętego zabiło KGB w roku 1978. Dziś należąca do UE i NATO Estonia wygrywa w światowych rankingach innowacyjności a prawo dostępu do internetu wpisano do Konstytucji.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?