Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nam się nie chce chcieć

Liliana Sonik
Małopolski Festiwal Smaku to festyn i lansujący się samorządowcy, bez żadnego ciągu dalszego. Nie stworzono systemu, który miałby realny wpływ na codzienną zawartość naszych talerzy i był atrakcją dla przybyszów.

W mieście kochanym przez zagranicznych turystów, w mieście gdzie mieszkają tysiące artystów i inżynierów, mamy Bóg wie ile galerii, ale ani jednego centrum handlowego z ofertą miejscowego wytwórstwa. Turysta gotów jest wydać spore pieniądze, by kupić coś oryginalnego i pięknego. Ale jak ma to zrobić? Jest bez szans.

Do wyboru ma tylko galerie z markami wszechświatowo banalnymi lub zawartość straganów w Sukiennicach. Aż się prosi, by w jednym miejscu zgromadzić starannie wyselekcjonowane sklepy dla wybrednych odbiorców. Sklepy z polskim dizajnem, z piekarniami, czekoladkami i kosmetykami. Przecież to jest elementarz, a nie jakaś łamigłówka.

Ten kraj liczy mniej mieszkańców niż Warszawa. To wymusza kreatywność, bo żeby się utrzymać na powierzchni, muszą się mocno starać. Estończycy - bo o nich mowa - inaczej niż my zdefiniowali modernizację. Postanowili wypracować siebie. Zamienić słabość w siłę. Udało im się imponująco i dzisiaj statystycznie są bogatsi od Polaków. Tallin jest miastem eleganckim i zadbanym, bez graffiti i bez reklam zasłaniających kamienice.

Wielkie światowe marki są oczywiście obecne, lecz wizualnie dyskretne. Podobnie z sieciowymi restauracjami: są nieliczne i niemal niewidoczne. Choć kuchnia estońska w zasadzie nie istnieje, to w restauracjach Tallina znajdziemy dania bardziej lub mniej wyrafinowane, ale zawsze z oryginalną miejscową nutą. Robi wrażenie jak promują estoński dizajn. W Tallinie stworzono miejsce, gdzie można kupić najlepszej jakości modę, kosmetyki, gadżety, a nawet meble, jakich gdzie indziej nie znajdziemy. I nie chodzi o folklor! Oni wcale nie odwracają się od świata, odwrotnie. Mówią: czekajcie, podoba nam się co robicie, ale zobaczcie, że my robimy rzeczy równie ładne, a nieco inne. Zazdroszczę.

Inspirująca Estonia ogłosiła niepodległości w lutym 1918 roku. Zagadka historyczno-polityczna, a może metafizyczna: jakim cudem naród w porywach liczący tylu ludzi, ilu dziś mieszka w Krakowie, zachował tożsamość i zdołał się ukonstytuować w państwo? Przecież Krzyżacy, Duńczycy, Szwedzi, Niemcy, Rosjanie, a nawet Polacy (po wojnie o Inflanty w XVI w.) spacerowali tu jak chcieli. A jednak, na swoich wyspach i w lasach Estończycy pozostali sobą. Po I wojnie światowej pomogła im sytuacja geopolityczna. Niczego jednak nie dostaje się za darmo.

Do roku 1920 mieli wojnę z bolszewikami, którą wygrali, ale musieli jeszcze pokonać oddziały Niemców Bałtyckich. Gdy Stalin włączył Estonię do ZSRR przyszły krwawe represje. Ostatniego estońskiego żołnierza wyklętego zabiło KGB w roku 1978. Dziś należąca do UE i NATO Estonia wygrywa w światowych rankingach innowacyjności a prawo dostępu do internetu wpisano do Konstytucji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski