Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Napisana wstęga Möbiusa

Redakcja
Paweł Głowacki: Dostawka

   Szarym świtem opuszczasz ostatnią kropkę "Miasta utrapienia" Jerzego Pilcha. Mrugnięcie temu byłeś w ostatnim akapicie. Byłeś na dnie kamiennej studni podwórza, choć nie grałeś w piłkę. Byłeś tam, choć w istocie nie byłeś. W istocie byłeś, bo czytałeś: "_Na dnie kamiennej studni podwórza przy ulicy Siennej gram w piłkę. Wieczorem, za ćwierć albo za pół wieku, na wyrwanej z zeszytu kartce zapiszę pierwsze zdanie: _W roku 2000 w Warszawie mieszkał pewien__młody człowiek, który nie radził sobie ze światem. _Bez przesady - radziłem sobie".
   Zatrzaskujesz tom, unosisz głowę, patrzysz w szare szyby. Jak sensownie przejść przez pajęczy labirynt tej prozy, co jest wciąż obracającą się wokół samej siebie i wokół własnej osi istną narracyjną wstęgą Möbiusa?
   Dwa mrugnięcia temu, w finale przedostatniego akapitu, byłeś w innych pytaniach, na które też nie znasz odpowiedzi. Nie znasz, bo nie wiesz, kto tak naprawdę zanotował: "Kto opowie nasze historie? Kto opowiada nasze historie?". Wyłączając prolog, "Miasto utrapienia" jest doskonałym plagiatem "Dziennika wypraw", który prowadzi Patryk Wojewoda - bohater "Miasta utrapienia". Przypomina ci się trująca notka Borgesa "O ścisłości w nauce". Dobrze pamiętasz:
"Kolegia Kartografów sporządziły Mapę Cesarstwa, która posiadała Rozmiar Cesarstwa i pokrywała się z nim w każdym Punkcie". Równie dobrze pamiętasz też gorzki finał__notki: "Następne Pokolenia doszły do wniosku, że ta obszerna Mapa jest Nieużyteczna i nie bez Bezbożności oddały ją na Pastwę Słońca i Zim. Na Pustyniach Zachodu zachowały się rozczłonkowane Ruiny Mapy, zamieszkane przez Zwierzęta i przez Żebraków".
   Jeśli "Miasto utrapienia" jest skrajnie doskonałą mapą "Dziennika wypraw", to kto pisze Epilog, który nie wyszedł spod pióra Patryka? Jakie zwierzę albo jaki żebrak zamieszkuje spalone słońcem i mrozem zgruchotane finalne ruiny powieści?
"W roku 2000 w Warszawie mieszkał pewien młody człowiek, który nie radził sobie ze światem. _Bez przesady - radziłem sobie". Kto w ostatnim akapicie podszywa się tymi frazami pod frazy, które Patryk zanotował grubo wcześniej, dodając momentalnie, że jednak nie tak, jednak inaczej rozpocznie swój "Dziennik wypraw"?
   Owszem, po naskórku zdań idąc wychodzi niezbicie, że to jedna - i to kompletnie marginalna - z ofiar nieludzkiego talentu Patryka podszywa się pod mówienie Patryka. Niech będzie. Z drugiej jednak strony, czy marginalność zdolna by była w przedostatnim akapicie zadać pytanie fundamentalne? W "Wybrańcu" Tomasz Mann pyta, kto bije w dzwony, skoro żaden z Ziemian nie pociąga za sznury. I odpowiada: Duch Opowieści. Czy marginalność naprawdę mogła szepnąć: "Kto opowiada nasze historie?" i zasugerować ci identyczną odpowiedź?
   Dość. Patrzysz w szare szyby okna i wiesz już: żadnych więcej hocków-klocków teoretycznoliterackich, żadnych wykresów na kanwie odwiecznych stylistycznych gierek, co je autor z narratorem i pomniejszymi bohaterami prowadzą. Niech wystarczy, że Patryk ma upiorny talent słyszenia wszystkiego, gdyż ma słuch nieludzko absolutny. I niech wystarczy, że lezie on - flaneur tyleż baudelaire’owski, co od siedmiu nadwiślańskich boleści - przez Warszawę. Znów pochylasz głowę, znów zaczynasz od początku, znów idziesz za nim. Czytasz drugi raz. Jest trochę jaśniej.
   Tak, był ktoś podobny: bohater "Pachnidła" Patricka Süskinda tknięty był upiornym talentem czucia swym nieludzko doskonałym węchem wszystkich zapachów świata. Czuł czas. Patryk wszystko - słyszy. Nie tylko wszystkie brzmienia, to byłoby banalne. I nie o to też idzie, że słyszy z odległości, które przerastają możliwości twych uszu. On słyszy to, co nie brzmi. Przestrzenie, barwy, temperatury, namiętności, byle co, wszystko. "Kępy floksów i peonii pachniały ogłuszająco". Słyszy szmer dzisiejszej realności, całą jej zadyszaną tandetę, całą jej naskórkowość i całą jej nicość, zaklętą w wystukiwanych na klawiaturach bankomatów PIN-ach. W stukocie klawiszy Patryk słyszy cyfry, ale słyszenie PIN-ów prędko przestaje być istotą opowieści Patryka. Bo on, słysząc wszystko, słyszy też ruchy wielkich mas czasu. Ma w uchu dzwonki przeszłości, frazy dawno pomarłych przodków, obrócone w proch rytmy swych rodzinnych Granatowych Gór. Ma je i zapisuje je. Z coraz potworniejszym spokojem.
   Zapisuje tamte dawno przeszłe umierania, entropie, zastygania, szały, rezygnacje, słowa, skoki serc, tamte zachody słońca, tamte oddechy, tamte schyłki. W dzienniku Patryka szczurze buczenie dzisiejszości nadwiślańskiej z każdą stronicą bardziej martwieje, coraz żywszy jest czas przeszły dokonany. Tak właśnie pisze Patryk. Stygnącymi zdaniami, bo wie, co mówi, gdy pisze, że literatura ma moce wskrzeszania umarłych.
   Przerywasz lekturę, podnosisz głowę. Jeśli Patryk słyszy nieludzko doskonale, to jakim cudem ma nie słyszeć zdań w głowie Pilcha - fraz, za pomocą których Pilch go wymyśla i wymyśla mu dziennik wypraw jego? Może więc Pilch nie ma tu nic do gadania, bo chciał nie mieć nic do gadania? Może właśnie w "Mieście utrapienia" wreszcie dał prozę, która naprawdę jest napisaną wstęgą Möbiusa - prozą bez wyjścia? Taką, że nie chce się z niej wychodzić, bo i po co, skoro tylko tu zmarli zmartwychwstają naprawdę, a w świecie bez zmartwychwstania jak zawsze narasta oczywiste stygnięcie realności? Może "Miasto utrapienia" to wreszcie powieść istotnie o naszym tu i teraz, bo nie jest nachalną kalką szczurzej codzienności, jeno nie wiadomo przez kogo snutym bajaniem o młodzieńcu, który idzie przez dzisiejszą Warszawę i nie umie, nie chce odwracać ucha od tego, co za plecami poszło na rozkurz?
   Pytasz i nie odpowiadasz, bo nie jesteś krytykiem. Ty jesteś od czytania. Literatura ma moc wskrzeszania zmarłych. Tak, ale tylko - do ostatniej kropki. Później wszystko wraca do normy. Gorzkie to? A kto powiedział, że literatura nie jest dziegciem? Po ostatnim akapicie PIN-y twego miasta znów dzwonią jak dzwony. Narasta szczurza płaskość realności nienapisanej. Trupy są znów nie do zawrócenia. Szarym świtem spokojnie opuszczasz ostatnią kropkę "Miasta utrapienia" - ty, młody człowiek, który w roku 2004 mieszka w Krakowie i nie radzi sobie ze światem. Bez przesady - radzisz sobie. Bez lęku patrzysz na szare prostokąty szyb. Widzisz spokojne czekanie na chłód nie do zawrócenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski