Dla Jerzego Widejki, najważniejsze jest, by opowiadać swoją historię. Odwiedza szkoły w Polsce, Francji i na Litwie, z torbami pełnymi dokumentów, map, książek i fotografii. Najmłodszy partyzant wileńskiej AK ma dziś 82-lata. W 2012 roku Minister Obrony Narodowej awansował go na stopień kapitana. Odbebrał szereg odznaczeń i medali za zasługi dla obronności kraju. Gdy rok później w „Tygodniku Podhalańskim” przeczytał artykuł, który godził w jego dobre imię i podważał prawo do tytułu kombatanta postanowił działać.
Skierował sprawę do sądu. Gazeta przeprosiła Jerzego Widejkę, musi też zapłacić odszkodowanie. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu podtrzymał właśnie wyrok pierwszej instancji. Dziś opowiada pan Jerzy nam dlaczego zasługuje na miano kombatanta.
Urodził się w Warszawie w 1933 roku, wychowywał na Wileńszczyźnie. W 1939 roku jego ojciec ruszył na wojnę. Nigdy z niej nie wrócił. Trzy lata poźniej zmarła matka. W tamtym czasie 9-letni Jurek często przymierał głodem, ratował się jagodami i grzybami zerwanymi w lesie. Doskonale pamięta jak żołnierze z czerwonymi gwiazdami wkraczali do rodzinnej wioski. Dwa lata później zjawili się inni najeźdźcy. Na motocyklach i w czołgach z czarnym krzyżem. Osierocony chłopiec w 1944 roku wstąpił w szeregi III Brygady AK, dowodzonej przez Gracjana Fróga ps. Szczerbiec. - Jeden z partyzantów usłyszał, że mówię po polsku i zapytał, czy nie chcę do nich dołączyć. Dołączyłem. Partyzanci szybko zastąpili mi rodzinę - opowiada Widejko. Nadali mu pseudonim Jureczek. Został pomocnikiem rusznikarza, czyścił i konserwował broń. Tak służył siedem miesięcy, do czasu rozbrojenia wileńskiej AK przez oddziały sowieckie. Po wyjściu z aresztu trafił do oddziału Samoobrony Wileńskiej AK, dowodzonego przez Czesława Stankiewicza, ps. Komar. Został łącznikiem.
- Chrzest bojowy przeszedłem w październiku 1944 roku, kiedy rozbiliśmi liczny oddział sowiecki stacjonujacy we wsi Rudniki. W nocy otoczyliśmy wroga. Wtedy po raz pierwszy strzelałem. Krótkimi seriami z pistoletu maszynowego typu „empi” - wspomina.
Mówi, że nigdy nie czuł lęku. Nawet w najgorszym momencie, gdy śmierć zaglądała mu w oczy. Tak było w styczniu 1945 roku w bitwie w Puszczy Rudnickiej. - Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni. Zostaliśmy rozdzieleni, 25 z oddziału poległo, innych aresztowano. Z niektórymi spotkałem się po wojnie, czasem zupełnie przypadkowo - opowiada. Jureczek z aresztu NKWD trafił do domu dziecka. Ale uciekł do zaprzyjaźnionej rodziny Kisielów, gdy usłyszał, że chcą go wywieźc w głąb Rosji. Gdy skończyła się wojna wspólnie z Kisielami zamieszkał pod Bydgoszczą i rozpoczał naukę. Skończył liceum pedagogiczne, a później 3-letnie Studium Nauczycielskie Historii.
Najmocniej wyryły mu się w pamięci właśnie te dwa wspomnienia. Zaczyna od świąt Wielkanocnych 9 kwietnia 1944 roku. Spędził je u prawosławnych sióstr zakonnych w wileńskiej gminie Turgiele. Do stołu partyzanci zasiedli razem z miejscowym popem. - Pachniało niesamowicie. Stół był zastawiony potrawami i ciastami, zapamiętałem pieczonego prosiaka - uśmiecha się kapitan. - Po mszy świętej odbyła się uroczysta defilada z udziałem dowódcy okręgu AK Aleksander Krzyżanowski ps. Wilk. Grała orkiestra na 25 muzyków, a potem rozpoczał się festyn z grami i zabawami. To był prawdziwy raj w wojennej codzienności - opowiada.
Drugie wspomnienie, które wraca do kapitana, to gdy trzy dni i trzy noce uciekalli pod ostrzałem wroga.
- Był poczatek stycznia 1945 roku. Byliśmy u kresu sił, głodni i wyczerpani. Uciekaliśmy w śniegu po pas. Piliśmy wyłącznie roztopiony śnieg. Po morderczej gonitwie znaleźliśmy schronienie u dawnych Legionistów - wspomina.
Swoją historię spisał w książce „Najmłodszy Partyzant Wileńskiej AK”, dzieli się nią na spotkaniach w szkołach. - Wielu kolegów nie chce mówić o wojennych przeżyciach, woli zapomnieć. Ja czuję, że to mój obowiązek. Byłem świadkiem historii i chcę, by nie uległa zapomnieniu - mówi na koniec.
Zdaniem historyka
Łukasz Połomski historyk, doktorant Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.
Uważam, że twierdzenie, że dzieci nie mogły być żołnierzami jest niesprawiedliwe. Przykładem są Orlęta Lwowskie, w obronę Lwowa w 1918 roku zaangażowała się liczna grupa dzieci i młodzieży. W jej szeregach był trzynastoletni Atonii Petrykiewicz, odznaczony pośmiertnie krzyżem Virtuti Militari. Najczęściej dzieci nie stawały do regularnej walki, a wykonywały inne zadania. Często myliły wroga i mogły docierać tam, gdzie dorośli budziliby podejrzenie. Warto przypomnieć, że mali powstańcy w Warszawie mają swój pomnik.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?