Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naprawdę był żołnierzem

Edyta Zając
Jerzy Widejko ma dzisiaj 82 lata. Mieszka w Nowym Targu i stara się opowiadać o czasach jego dzieciństwa
Jerzy Widejko ma dzisiaj 82 lata. Mieszka w Nowym Targu i stara się opowiadać o czasach jego dzieciństwa Fot. Edyta Zając
Nowy Sącz, Nowy Targ . Jerzy Widejko miał 11 lat gdy wstąpił do AK. Był sierotą, a partyzanci zastąpili mu rodzinę. Choć są ludzie, którzy twierdzą, że nie był on prawdziwym żołnierzem, sąd uznał, że kapitan nie kłamie.

Dla Jerzego Widejki, najważniejsze jest, by opowiadać swoją historię. Odwiedza szkoły w Polsce, Francji i na Litwie, z torbami pełnymi dokumentów, map, książek i fotografii. Najmłodszy partyzant wileńskiej AK ma dziś 82-lata. W 2012 roku Minister Obrony Narodowej awansował go na stopień kapitana. Odbebrał szereg odznaczeń i medali za zasługi dla obronności kraju. Gdy rok później w „Tygodniku Podhalańskim” przeczytał artykuł, który godził w jego dobre imię i podważał prawo do tytułu kombatanta postanowił działać.

Skierował sprawę do sądu. Gazeta przeprosiła Jerzego Widejkę, musi też zapłacić odszkodowanie. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu podtrzymał właśnie wyrok pierwszej instancji. Dziś opowiada pan Jerzy nam dlaczego zasługuje na miano kombatanta.

Urodził się w Warszawie w 1933 roku, wychowywał na Wileńszczyźnie. W 1939 roku jego ojciec ruszył na wojnę. Nigdy z niej nie wrócił. Trzy lata poźniej zmarła matka. W tamtym czasie 9-letni Jurek często przymierał głodem, ratował się jagodami i grzybami zerwanymi w lesie. Doskonale pamięta jak żołnierze z czerwonymi gwiazdami wkraczali do rodzinnej wioski. Dwa lata później zjawili się inni najeźdźcy. Na motocyklach i w czołgach z czarnym krzyżem. Osierocony chłopiec w 1944 roku wstąpił w szeregi III Brygady AK, dowodzonej przez Gracjana Fróga ps. Szczerbiec. - Jeden z partyzantów usłyszał, że mówię po polsku i zapytał, czy nie chcę do nich dołączyć. Dołączyłem. Partyzanci szybko zastąpili mi rodzinę - opowiada Widejko. Nadali mu pseudonim Jureczek. Został pomocnikiem rusznikarza, czyścił i konserwował broń. Tak służył siedem miesięcy, do czasu rozbrojenia wileńskiej AK przez oddziały sowieckie. Po wyjściu z aresztu trafił do oddziału Samoobrony Wileńskiej AK, dowodzonego przez Czesława Stankiewicza, ps. Komar. Został łącznikiem.

- Chrzest bojowy przeszedłem w październiku 1944 roku, kiedy rozbiliśmi liczny oddział sowiecki stacjonujacy we wsi Rudniki. W nocy otoczyliśmy wroga. Wtedy po raz pierwszy strzelałem. Krótkimi seriami z pistoletu maszynowego typu „empi” - wspomina.

Mówi, że nigdy nie czuł lęku. Nawet w najgorszym momencie, gdy śmierć zaglądała mu w oczy. Tak było w styczniu 1945 roku w bitwie w Puszczy Rudnickiej. - Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni. Zostaliśmy rozdzieleni, 25 z oddziału poległo, innych aresztowano. Z niektórymi spotkałem się po wojnie, czasem zupełnie przypadkowo - opowiada. Jureczek z aresztu NKWD trafił do domu dziecka. Ale uciekł do zaprzyjaźnionej rodziny Kisielów, gdy usłyszał, że chcą go wywieźc w głąb Rosji. Gdy skończyła się wojna wspólnie z Kisielami zamieszkał pod Bydgoszczą i rozpoczał naukę. Skończył liceum pedagogiczne, a później 3-letnie Studium Nauczycielskie Historii.

Najmocniej wyryły mu się w pamięci właśnie te dwa wspomnienia. Zaczyna od świąt Wielkanocnych 9 kwietnia 1944 roku. Spędził je u prawosławnych sióstr zakonnych w wileńskiej gminie Turgiele. Do stołu partyzanci zasiedli razem z miejscowym popem. - Pachniało niesamowicie. Stół był zastawiony potrawami i ciastami, zapamiętałem pieczonego prosiaka - uśmiecha się kapitan. - Po mszy świętej odbyła się uroczysta defilada z udziałem dowódcy okręgu AK Aleksander Krzyżanowski ps. Wilk. Grała orkiestra na 25 muzyków, a potem rozpoczał się festyn z grami i zabawami. To był prawdziwy raj w wojennej codzienności - opowiada.

Drugie wspomnienie, które wraca do kapitana, to gdy trzy dni i trzy noce uciekalli pod ostrzałem wroga.

- Był poczatek stycznia 1945 roku. Byliśmy u kresu sił, głodni i wyczerpani. Uciekaliśmy w śniegu po pas. Piliśmy wyłącznie roztopiony śnieg. Po morderczej gonitwie znaleźliśmy schronienie u dawnych Legionistów - wspomina.

Swoją historię spisał w książce „Najmłodszy Partyzant Wileńskiej AK”, dzieli się nią na spotkaniach w szkołach. - Wielu kolegów nie chce mówić o wojennych przeżyciach, woli zapomnieć. Ja czuję, że to mój obowiązek. Byłem świadkiem historii i chcę, by nie uległa zapomnieniu - mówi na koniec.

Zdaniem historyka
Łukasz Połomski historyk, doktorant Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Uważam, że twierdzenie, że dzieci nie mogły być żołnierzami jest niesprawiedliwe. Przykładem są Orlęta Lwowskie, w obronę Lwowa w 1918 roku zaangażowała się liczna grupa dzieci i młodzieży. W jej szeregach był trzynastoletni Atonii Petrykiewicz, odznaczony pośmiertnie krzyżem Virtuti Militari. Najczęściej dzieci nie stawały do regularnej walki, a wykonywały inne zadania. Często myliły wroga i mogły docierać tam, gdzie dorośli budziliby podejrzenie. Warto przypomnieć, że mali powstańcy w Warszawie mają swój pomnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski