Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nareszcie nic mnie nie boli

Rozmawiała Agnieszka Bialik
23-letnia krakowianka Urszula Radwańska zajmuje obecnie 73. miejsce w światowym rankingu
23-letnia krakowianka Urszula Radwańska zajmuje obecnie 73. miejsce w światowym rankingu Anna Kaczmarz
Rozmowa z tenisistką URSZULĄ RADWAŃSKĄ, która w najbliższy weekend wystąpi w reprezentacji Polski w spotkaniu z Hiszpanią

- Operacja, którą przeszła Pani w październiku, przyniosła rozwiązanie problemów z prawym barkiem?

- Czuję sie bardzo dobrze, choć zaraz po wznowieniu treningów miałam pewne obawy. Bark był sztywny. Nic dziwnego, miałam prawie trzy miesiące przerwy. Bark pobolewał mnie przez pierwsze trzy tygodnie na korcie, ale później było już dobrze. "Przyzwyczaił się" do nowego obciążenia i tenisowego ruchu. Któregoś styczniowego dnia, kiedy trenowałam w Los Angeles, wszystko jakby "puściło", od tego momentu jest już super. Wiadomo jednak, że bark nigdy już nie będzie taki, jak przed operacją. Do końca życia muszę wykonywać ćwiczenia rehabilitacyjne, by go wzmacniać. Do tego dochodzą masaże i inne zabiegi. To tak jak z kręgosłupem, który też muszę wzmacniać.

- To już druga kontuzja, po której musiała Pani poddać się operacji. Teraz łatwiej dochodzić do pełni formy?

- Na pewno tak. Problem z barkiem przy urazie kręgosłupa, który miałam kilka lat temu, to właściwie nic wielkiego. Po operacji kręgosłupa przez pół roku byłam wyłączona ze sportu. Rok zajęło mi dojście do formy. Teraz cały czas dbałam o formę. Biegałam, jeździłam na rolkach, rowerku, robiłam brzuszki. Mogłam robić ćwiczenia bez obciążania barku. W listopadzie i grudniu cały czas byłam więc w ruchu, w styczniu wyszłam na kort. Fizycznie byłam więc przygotowana, brakowało mi tylko czysto tenisowej formy.

- Czego Pani jeszcze brakuje, by odzyskać dyspozycję sprzed operacji?

- Na pewno jeszcze kilku meczów, jakiegoś dobrego turnieju. Taki turniej dodałby mi pewności siebie, wiary, że znów mogę wygrywać z najlepszymi. Myślę, że jestem już bardzo blisko... W Meksyku miałam pechowe losowanie. Od razu wpadłam na Anę Ivanović, która wygrała cały turniej. Ja zagrałam z nią dobry, trzysetowy mecz. To pokazuje, że jestem blisko. Nie zniechęcam się porażkami z tego roku, jestem pozytywnie nastawio- na. Nie oczekiwałam od razu jakiegoś cudu w swojej grze.

- Nie miała Pani w planach gry w Polsce, w turnieju BNP Paribas Katowice Open?

- Oczywiście, że o tym myślałam. Zawsze miło jest zagrać w Polsce. Niestety, plan tak się ułożył, że bardzo długo przebywałam w USA, zagrałam tam wiele spotkań. Przed Pucharem Federacji w Hiszpanii, który czeka nas w najbliższy weekend, musiałam trochę odpocząć, pobyć w domu. Mam nadzieję, że w Katowicach zagram w przyszłym roku.

- Wraca Pani do składu reprezentacji. Stawką pojedynku w Barcelonie jest awans do Grupy Światowej Pucharu Federacji. Jak ocenia Pani szanse?

- Chociaż Hiszpanki zagrają bez swoich najlepszych tenisistek - Carli Suarez i Garbine Muguruzy, to będą mocne. Grają na swoich ulubionych kortach ziemnych i przed własną publicznością. Każda Hiszpanka na ziemi jest groźna. Będą trudne mecze, bo my z Agnieszką (siostrą Urszuli - przyp. red.), jak wiadomo, nie przepadamy za kortami ziemnymi. Ale bardzo chcemy wygrać i awansować. Zrobimy wszystko z Agnieszką, by zwyciężyć. Mecz jest w weekend, ale lecimy już we wtorek, by spokojnie potrenować na miejscu.

- Od stycznia ma Pani nowego trenera, Czecha Martina Fassatiego. Jak się z nim pracuje?

- Bardzo dobrze. Jest wymagający, ale bardzo pozytywnie nastawiony. W przeszłości trenował m.in. Ivetę Benesovą i Shuai Peng. Przez jakiś czas pomagał też Łukaszowi Kubotowi, obaj mieszkają przecież w Pradze. Od lat był obecny w naszym środowisku, choć ostatnio trenował młodzież w akademii w Korei. Skończył mu się tam kontrakt i wtedy zaproponowałam mu współpracę. Napisałam e-mail, chętnie się zgodził. Znaliśmy się wcześniej, Martin przyjaźnił się z moim tatą, podczas turniejów trzymali się razem. Właśnie tato mi go doradził. Chodziło mi o szkoleniowca trochę starszego, z doświadczeniem.

- Czemu zrezygnowała Pani z treningów z Maciejem Synówką?

- Maciek bardzo mi pomógł, byłam zadowolona z tej półtorarocznej współpracy. Rozstaliśmy się w przyjaźni, nadal mamy bardzo dobre kontakty i jestem mu wdzięczna. Wiele mu zawdzięczam, ale, tak jak mówię, potrzebowałam trenera z większym doświadczeniem. Takiego, który pracował już z innymi tenisistkami i będzie w stanie wprowadzić mnie z powrotem do Top-30. To moje marzenie i cel: wrócić do czołowej "30" rankingu WTA. W tej chwili bardzo cieszę się z tego, że nic mi nie dolega. Przez rok grałam z bólem.

- A czeski szkoleniowiec nauczył Panią czegoś nowego?

- Zmieniliśmy nieco serwis. Przy podaniu nie dokładam prawej nogi do lewej, nie obciążam wtedy za bardzo barku. To była dla mnie dość duża rewolucja, bo zmienić technikę serwisu w moim wieku nie jest łatwo. Na początku nie czułam się pewnie, teraz jest coraz lepiej.

- Pani kolejne plany startowe po Pucharze Federacji?

- Polecę na turnieje do Maroka i Portugalii. Później zagram w tych samych, dużych imprezach, co Agnieszka, czyli w Madrycie i Rzymie. Następnie czeka mnie wielkoszlemowy Roland Garros w Paryżu.

- Pani siostra gra w tym roku bardzo dobrze - była w półfinale Australian Open i w finale w Indian Wells. Pani zdaniem, może w tym sezonie wygrać turniej Wielkiego Szlema?

- Myślę, że tak. Wierzę, że jest w stanie tego dokonać. Ciężko na to pracuje. Szkoda przegranego finału w Indian Wells, ale zdrowia nie da się oszukać. Myślę, że będzie miała jeszcze niejedną okazję, by wygrać.

- Pani strona internetowa to teamula.com. Kto się kryje za tym przedsięwzięciem?

- Ludzie z Los Angeles, firma Emediastar. Ta firma mnie sponsoruje i zajmuje się całą obsługą medialną, w tym przygotowaniem, prowadzeniem i aktualizowaniem strony internetowej.

- Modne ostatnio pytanie: miał rację Jerzy Janowicz podczas pamiętnej konferencji prasowej po przegranym meczu w Pucharze Davisa z Chorwacją?

- Miał rację, powiedział prawdę. Zrobił to jednak w złej formie, nie powinien był tak krzyczeć. To były emocje, zaraz po przegranym meczu, więc go rozumiem. Gdyby to się działo kilka godzin później, to byłoby spokojniej. Każdy polski sportowiec wie, o czym mówił Jurek i go poprze. Takie mamy warunki do treningu w Polsce, a potem wymaga się od nas jakichś cudów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski