MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Narkotyki pod celą

Redakcja
W ciągu dwóch lat przemycili za więzienne mury co najmniej 3,5 kg amfetaminy, kilogram marihuany i 1200 tabletek ecstasy. Pomagał im skorumpowany strażnik.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Trzy lata temu CBŚ rozbiło w Tarnowie gang, który zarzucił środkami odurzającymi południową Polskę. Rozprowadzano je głównie w lokalach i zarabiano na tym miliony, ale to nie wystarczyło. Szefowa grupy, Beata K., w którymś momencie uznała, że najlepszy biznes na "dragach" można zrobić w więzieniu, bo tam są one znacznie droższe niż na wolności. Zaczęła więc tworzyć własne siatki dilerskie za kratami. Powstały one w czterech więzieniach na południu Polski: w Tarnowie, Nowym Sączu, Nowym Wiśniczu i Rzeszowie.

Z ustaleń śledztwa wynikało, że część narkotyków kobieta sama przemyciła za mury. Dostarczała je mężowi, który akurat odsiadywał wyrok za napad. W czasie widzeń albo w paczkach żywnościowych. W interes udało jej się zaangażować jednego ze strażników z tarnowskiego więzienia. Daniel G. przekazywał jej informacje o planowanych akcjach z udziałem psa wyszkolonego w szukaniu narkotyków, pośredniczył też w dostarczaniu innych informacji.

Beata K. i jej bliscy współpracownicy - którzy dostarczali używki za mury - wpadli w ręce policji wiosną 2008 r. Kobieta poszła na współpracę z prokuraturą i opowiedziała o szczegółach handlu. Dzięki temu sąd potraktował ją łagodnie - została skazana na 20 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Jej mąż usłyszał wyrok 3 lat więzienia, pozostałych pięciu członków gangu zostało skazanych na niższe kary, strażnik Daniel G. - na dwa lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat.

Później prokuratura zajęła się dostawcami, zaopatrującymi gang w narkotyki. Zarzuty w tej sprawie usłyszało kilkanaście osób. Większość potwierdziła, że dostarczała Beacie K. narkotyki. Nikt jednak nie ujawnił własnego źródła zaopatrzenia. Zazwyczaj mówili: "Kupowałem od mężczyzny z Kielc", "w Centrum Handlowym Zakopianka w Krakowie", w Wieliczce, Sandomierzu. Wszyscy zapewniali, że nic więcej o dostawcy nie wiedzą.

Długo poszukiwano ważnego członka gangu - 29-letniego Macieja K. Mężczyzna był jednym z dilerów- hurtowników, a prywatnie - szwagrem szefowej, Beaty K. Po jej wpadce natychmiast wyjechał do Anglii. Wydano za nim list gończy i Europejski Nakaz Aresztowania. Wpadł w lutym 2009 r. i po ekstradycji trafił do Polski. Prokuratura zarzuciła mu, że dostarczył swojej szwagierce aż 103 kg marihuany, 3 kg amfetaminy i 5300 tabletek ecstasy. Te zarzuty były oparte głównie na wyjaśnieniach Beaty K. On sam przyznał się do winy, ale zaprzeczył, by aż tyle narkotyków jej sprzedał.

W pierwszej instancji tarnowski sąd skazał go na 3 lata więzienia i nakazał zwrot korzyści z przestępstwa, czyli 1,7 mln zł. Niedawno jednak Sąd Apelacyjny w Krakowie uchylił ten wyrok i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. W czasie procesu nie udało się przesłuchać Beaty K., bo teraz ona zniknęła...

Z analiz Centralnego Zarządu Służby Więziennej wynika, że ponad 70 procent osadzonych w polskich więzieniach miało na wolności kontakt z narkotykami. Wśród młodocianych ten odsetek jest jeszcze wyższy. Wychowawcy z krakowskiego aresztu przy ul. Montelupich oceniają, że dotyczy to 9 spośród 10 młodocianych, którzy tam trafili.
- Mamy wyselekcjonowaną grupę ryzyka - mówią. - Sporządza się wykaz osób skazanych za przestępstwa pod wpływem narkotyków i tych, którzy na wolności byli dilerami. Przyglądamy się jednak nie tylko im. Taki człowiek wie przecież, że jest na cenzurowanym i może poprosić o przysługę kolegę z celi.

Ćpanie w więzieniu jest droższe niż na wolności - przebicie wynosi 200, nawet 300 proc. Ale jak się musi, to się płaci. Czasem prosi się bliskich, żeby wpłacili pieniądze na konto wskazane przez więziennego dilera. Czasem płaci się kartami telefonicznymi, butami, bluzami. Niektórzy biorą "na krechę". Handlarz nalicza procent i bywa, że trzeba go odpracować po wyjściu na wolność, wykonując jego zlecenia.

- Czy funkcjonariusze maczają w tym palce? Człowiek jest tylko człowiekiem. Dużą rolę na pewno odgrywają pieniądze, ale bywa też szantaż. Kilka lat temu pod dom naszego kolegi parę razy podjeżdżał karawan. On był w pracy, w domu - żona z małymi dziećmi. Za każdym razem pytano ją, gdzie jest ciało do odebrania... Po paru takich wizytach ona zapadła na zdrowiu, a kolega zwolnił się z pracy. Nikt nie miał wątpliwości, że chcieli go do czegoś zmusić - opowiada jeden funkcjonariuszy z tarnowskiego więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski