Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Narracja obrazu i okolice życia. Historia dynastii Karpowiczów

Jolanta Antecka
Sławomir i Anna Karpowiczowie z córkami
Sławomir i Anna Karpowiczowie z córkami Archiwum
Ludzie. W Szczebrzeszynie naszych czasów zaczyna się historia malarskiej dynastii wpisanej w Kraków. Z końcem lat czterdziestych XX wieku do miasteczka przybył nowy mieszkaniec nazwiskiem Karpowicz. Zawód miał raczej niecodzienny w tych stronach - był malarzem.

Szczebrzeszyn - miasteczko nieduże, jedno z tych, które nie do wszystkich map dorosły, ale za to powszechnie znane; na chrząszczu, który tu brzmi w trzcinie, ćwiczą ochotniczo językowe skomplikowania kolejne pokolenia rodaków, cudzoziemcom zaś buduje fonetyczny mur nie do przejścia.

Szczebrzeszyn, ten realny, ma dość długą, sięgającą XVI wieku historię swojej miejskości, herb, klimat i charakter jakimś cudem uchowany ponad dziejowymi przeciągami.

W Szczebrzeszynie naszych czasów zaczyna się historia malarskiej dynastii wpisanej w Kraków - i nie tylko. Z końcem lat czterdziestych XX wieku do miasteczka, w którym nie zakończyła się jeszcze powojenna wędrówka ludów, przybył nowy mieszkaniec nazwiskiem Karpowicz. Zawód miał raczej niecodzienny w tych stronach, mianowicie był malarzem.

W Szczebrzeszynie ożenił się, tu urodzili się jego synowie i stąd wyjechał pewnego dnia, znikając z życia rodziny na stałe i bez śladu.

Nie wywarł wpływu na wychowanie synów, na kształtowanie się ich zainteresowań, potrzeb i aspiracji, ale młodzi Karpowicze zostali malarzami. Wszyscy czterej.

***
Po maturze w Liceum Plastycznym w Zamościu Sławomir Karpowicz, jeden z braci, rozpoczął studia na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP. Był rok 1973. Akademia miała wybitnych pedagogów na kierunkach artystycznych, pierwsze sukcesy odnotowywał najmłodszy z wydziałów, założony przez prof. Pawłowskiego, artystę - wizjonera, Wydział Form Przemysłowych.

Koleżanką Sławka na I roku malarstwa była Ania Wiejakówna, rodowita krakowianka. Anię i Sławka łączył malarski talent, dalej były same różnice, ale… Już na II roku studiów byli małżeństwem. Nie przyjmowali do wiadomości ostrzeżeń, że tak wczesne małżeństwa studenckie to najczęściej preludium do rozwodów albo samobójstwo artystyczne, ewentualnie jedno i drugie. Tego wszystkiego nie przewidywali i - jak miało sprawdzić życie - mieli rację.

Niespełna dwa lata później urodziła się Joasia. Dla jej rodziców rozpoczynał się właśnie czas skupienia nad dyplomem. Sceptycy znów kiwali głowami - i znów nic. Anna Wiejak-Karpowicz i Sławomir Karpowicz uzyskali dyplomy w terminie i z wyróżnieniem. Oboje w tej samej pracowni - u prof. Jana Szancenbacha, cenionego artysty i pedagoga, którego Anna jeszcze po latach będzie określać jako Mistrza (koniecznie z dużej litery) i niezawodnego przyjaciela wychowanków.

***
Sławek, którego talent odkrył prof. Szancenbach, a doceniła Akademia dostał asystenturę. Na własny (to znaczy przydziałowy) kawałek dachu nad głową przyszło trochę poczekać, ale warto było. Otrzymali dawną pracownię Olgi Boznańskiej, którą artystka zapisała w testamencie krakowskiej ASP. Jak większość starych kamieniczek, tak i ta była dość zapuszczona, ale pracownia miała piękne światło, nie mówiąc o duchu miejsca - niezwykłym, inspirującym…

Pracownia - jak z nazwy i przydziału wynika - ma być dla malarza miejscem malowania obrazów. Faktycznie dla wielu artystów była miejscem, gdzie mieszkało się z rodziną, jeśli się ją miało.

Dla Karpowiczów pracownia w kamieniczce przy ulicy kiedyś Wolskiej, później Piłsudskiego, potem (na dłużej) Manifestu Lipcowego, a obecnie znów Piłsudskiego, była domem. Dla przyjaciół, którzy odwiedzali ich skwapliwie (ach, te eksperymenty kulinarne Sławka… - rozmarzają się niektórzy dziś jeszcze), było to jedno z ulubionych miejsc życia towarzysko-intelektualno-artystycznego.

Tu późną jesienią roku 1985 wprowadziła się do pracowni przy ulicy Manifestu czwarta lokatorka: na świat przyszła Kasia, młodsza córka. I to już była rodzina.

Tu w szybko zmierzchające popołudnie dnia wigilijnego patelnia niecierpliwie czekała na ryby, które Sławek szybko malował (olejem na płótnie), żeby się nie zmarnowały. - Światło to życie obrazu - powiedziała wtedy pięcioletnia Joasia. Powtórzyła zdanie kiedyś zasłyszane? Zobaczyła i sama znalazła odpowiednie słowa? Nieważne. Istotne, że wyjątkowo trafnie wobec tego, co powstawało na sztaludze ojca.
Podobnych odkryć dokonują ludzie dorośli, stając przed obrazami Sławomira Karpowicza. Patrzy na te obrazy już kolejne pokolenie, tylko okazji po temu ma teraz niewiele. Krakowskie galerie, gdzie z powodzeniem wystawiał, już nie istnieją; nie ma "Błędnego koła", nie ma eleganckiej galerii Stawskiego.

Absorbującym współmieszkańcem w domu-pracowni przy ulicy Manifestu Lipcowego było zawsze malarstwo. Ania wykreowała i zapisała na płótnach swój odrębny świat kobiecych aktów i półaktów czasem z kawałkiem pejzażu w dalekim tle, czasem wśród bliskich sprzętów powszednich; świat pytań ledwo domyślanych zatem bez odpowiedzi.

Publiczność jej wystaw pokochała to malarstwo; szybko, bezwarunkowo i aż za mocno. Bo Anna Karpowicz maluje również niebanalne pejzaże, czasem - obchodząc krąg zainteresowań męża - sięga po martwą naturę, aby cieszyć się urodą materii.

Oboje malowali dużo, choć w odmiennych rytmach; Sławek łapczywie, przeplatając okresy wielkiej aktywności "twórczym lenistwem" - jak mówił, a po nim powtarza dziś córka, też pracowita. Ania zajęta dwojgiem dzieci, starannie odmierzała, organizowała i wykorzystywała czas na malarstwo.

Malowali odmiennie i osobno. Czasem wystawiali razem; w Muzeum Ludviga w Niemczech, w galerii Dominika Rostworowskiego w Krakowie. Znacznie częściej pokazywali indywidualnie swoje rozpoznawalne autorsko obrazy.

***
Sławomir Karpowicz , profesor ASP, zmarł w 2001 roku. Nagle? Można i tak powiedzieć. To był jeden z tych przypadków, gdy człowiek uznawany, w całym majestacie wiedzy medycznej, za ogólnie zdrowego dowiaduje się, że czas, jaki mu pozostał, mierzy się nie w latach, ale w miesiącach.

Odszedł 4 listopada. To był dzień szesnastych urodzin młodszej córki.

***
Starsza córka, Joanna była wtedy studentką na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP. Kasia, rysująca "od zawsze" za parę lat rozpoczęła studia na tym samym wydziale i zakończyła je dyplomem w tej samej pracowni co siostra - u prof. Leszka Misiaka.

Ta sama droga - podobnie jak rodziców - i równie wyraźne różnice, Joanna, pięknie łapczywa na sztukę tworzy z powodzeniem wszystko od obrazu po komiks. W dorobku ma 15 wystaw indywidualnych w kraju i za granicą, i - jako jedna z niewielu kobiet zajmujących się komiksem - trzy albumy autorskie.

Mieszka w Krakowie. "Malując, wywołuję duchy - wspomnienia ludzi, miejsc, w których byłam i emocji wyzwolonych przez te spotkania. Powracam do ulubionych motywów: padającego śniegu, papierosowego dymu, samochodów, ulicznych neonów, statków kosmicznych. Interpretację tych scen pozostawiam widzowi w nadziei, że dzięki temu powstanie nowa, odrębna historia".

Katarzyna zamyka w obrazach swój bardzo osobisty świat pomiędzy snem a jawą, techniką a marzeniem. Od 2011 roku miała 8 wystaw indywidualnych. Mieszka w Budapeszcie i Krakowie.
Anna, której obrazy mają ugruntowaną pozycję w galeriach i licznych kolekcjach, mieszka obecnie w Bawarii i w Krakowie. Do nazwiska Karpowicz dołączyła drugie, Westner; przed paru laty wyszła ponownie za mąż. Do malarsko rozwiązywanych tematów dołączyła ostatnio pejzaże alpejskie.

A to jeszcze nie jest komplet "krakowskich" Karpowiczów. Jest także Paulina Karpowicz, bratanica Sławka, stryjeczna siostra Joanny i Katarzyny, równie interesująca malarka.

I to tyle. Na razie. To nie klan, to dynastia - ocenił ktoś przytomny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski