Konrad Bukowiecki z wynikiem 22,34 m w 1. próbie wygrał wczorajsze eliminacje Letnich Igrzysk Młodzieży w pchnięciu kulą. Przewaga Polaka nad drugim zawodnikiem wyniosła aż 1,71 m. Finał w niedzielę.
– W tym roku już dwukrotnie wstrzelałem się w wysoką formę, ale w szczytowej dyspozycji mam być właśnie w Chinach. Nie chcę zapeszać, ale jeśli wszystko zostało dobrze wyliczone i należycie wypracowane, powinienem notować jeszcze lepsze odległości niż dotychczas – powiedział nam lekkoatleta przed wylotem do Nankin.
– Podczas lipcowych mistrzostw świata juniorów w Stanach Zjednoczonych konkurs finałowy w pchnięciu kulą rozpocząłeś po mistrzowsku, de facto już pierwszym rzutem na odległość 21.17 m, gwarantując sobie złoty medal w konkursie.
– Byłem w tej komfortowej sytuacji, że najgroźniejszych rywali miałem za sobą. Wiedziałem, że trzeba to wykorzystać i pierwszym pchnięciem ustawić konkurs. Co prawda obgadywaliśmy z trenerem, żeby w pierwszej serii pchnąć w granicach 20.50 m i za wszelką cenę uniknąć spalenia próby, ale ja stwierdziłem, że od początku pójdę na „maksa”.
– Kropkę nad „i” postawiłeś w drugiej próbie, demolując rywali ówczesnym rekordem życiowym 22.06 m, który był także rekordem Europy juniorów młodszych oraz najlepszym tegorocznym wynikiem na świecie uzyskanym 6–kilogramową kulą.
– A wszyscy mówią, że jeszcze lepszą odległość, na nowy rekord mistrzostw, osiągnąłem w czwartej próbie spalonej po wypadnięciu z koła. Rzeczywiście tak było, co jest udokumentowane na nagraniu, ale to nie powód do rozpaczy. Najśmieszniejsze jest to, że jako junior młodszy zostałem rekordzistą Polski juniorów, a w swojej grupie wiekowej wcale nie legitymuję się najlepszym wynikiem.
– Fakt, że wicemistrza świata Holendra Denzela Comenentię pokonałeś o blisko 2 metry, jest dla ciebie dodatkową satysfakcją?
– O wynikach z upływem czasu raczej się nie pamięta, ale dla mnie zwycięstwo w takim stylu ma znaczenie, bo pozytywnie wpływa na psychikę. Sądzę, że tak zdobyty tytuł powinien mi dać przewagę mentalną.
– Zwłaszcza nad dotychczasowym liderem światowych tabel Egipcjaninem Mustafą Amerem Ahmedem, który z wynikiem 19,20 m był dopiero ósmy.
– W tym przypadku zaważył właśnie atut pchania przed Afrykańczykiem. Ahmed na pewno był w świetnej formie, ale mój wynik w pierwszej serii po prostu go sparaliżował. Gdyby była odwrotna kolejność i to on zaszachowałby mnie taką odległością, pewnie moja głowa zareagowałaby dokładnie tak samo. Na tym poziomie, gdzie wszyscy zawodnicy są bardzo dobrze przygotowani fizycznie, naprawdę wszystko rozgrywa się w sferze psychiki.
– Jeszcze w ubiegłym roku, tuż po zdobyciu złota w pchnięciu kulą i srebra w rzucie dyskiem podczas Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy w Utrechcie mówiłeś, że bardziej komfortowo czujesz się w roli dyskobola. Wciąż masz dylemat, na którą konkurencję postawić?
– Rzeczywiście tak panu powiedziałem i do dzisiaj wszyscy mnie o to pytają (śmiech). Na tamtą chwilę w dysku czułem się faktycznie lepiej, rzucanie bardziej mi się podobało, ale od pewnego czasu tę konkurencję usuwam w cień. Niemniej nie rezygnuję z dysku, bo to fajna odskocznia, która nie pozwala mi popaść w monotonię. Obroty niby wyglądają podobnie, ale obie specjalizacje różnią się diametralnie.
– Niepozornie wygląda też różnica w ciężarze twojej obecnej 6–kilogramowej kuli z używanym przez seniorów sprzętem o wadze 7,26 kg.
– Ktoś powie, że kilogram to niewiele, ale w przypadku tej konkurencji to przepaść. Nie bez powodu mówi się, że „siódemka” nie wybacza błędów. Tu wszystko musi być wykonane perfekcyjnie, w przeciwnym razie o dalekiej odległości można zapomnieć.
– Na treningach zdarza ci się miotać seniorskim sprzętem?
– Owszem, ale takie próby w liczbie około dwudziestu rzutów wykonuję raz na dwa–trzy miesiące.
– Jaki masz rekord?
– To naprawdę fajny rezultat, ale może nie będę go zdradzał…
– A mógłbyś postraszyć seniorów?
– Może nie aż tak, ale udało mi się rzucić całkiem daleko.
– Nasz wybitny kulomiot Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski, w gronie juniorów nie odnosił międzynarodowych sukcesów. Boisz się, aby w twoim przypadku nie zadziałała odwrotna prawidłowość?
– Wielu mówi o zawodnikach dobrych w wieku juniora, a bez sukcesów po przejściu do seniorów, ale ja nie znam takich przykładów. Wszyscy wskazują Krzyśka Brzozowskiego, tyle że ten zawodnik przecież nie zakończył kariery. Teraz boryka się z kontuzją, lecz w tym sezonie już pchnął 19 metrów, co przecież nie jest słabym rezultatem.
Popatrzymy na Niemca Davida Storla, niegdyś mistrza świata juniorów młodszych i juniorów, a obecnie dwukrotnego mistrza świata seniorów i wicemistrza olimpijskiego. Dlatego ja wierzę, że jeśli w młodszych grupach wiekowych człowiek pokazuje wysoką dyspozycję i nagle nie zacznie zgrywać gwiazdy, nie ma przeszkód, aby błyszczał w gronie dorosłych.
– Czy nadal dobrze trenuje ci się w relacji syn–ojciec ze swoim rodzicem, byłym wieloboistą, Ireneuszem Bukowieckim?
– Zmęczenia materiału nie czuję i generalnie układa się dobrze, tylko czasami pojawiają się między nami kłótnie i nieporozumienia. Kiedyś tata jako pierwszy podawał rękę na zgodę, a teraz jakby trochę stwardniał. A może ja dojrzałem?
– Zanim zacząłeś w 2008 roku przygodę z pchnięciem kulą, uprawiałeś wiele różnych sportów. Która dyscyplina mogła zagrozić miotaniu?
– Największe sukcesy odnosiłem w pływaniu, któremu poświęciłem ponad sześć lat treningów, czyli kawał młodego życia. Dobre wyniki miałem też w judo, będąc nawet najlepszym zawodnikiem w województwie. Uprawiałem również boks, jednak w pewnym momencie wszystko odmieniła lekkoatletyka. Motorem napędowym dla mojej przygody z kulą był zdobyty przez Tomka Majewskiego złoty medal olimpijski w Pekinie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?