MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nasz Tomek podbił Hiszpanię

Redakcja
Tomasz Marczyński pierwszy rok jeździ w zespole z najwyższej półki FOT. ARCHIWUM ZAWODNIKA
Tomasz Marczyński pierwszy rok jeździ w zespole z najwyższej półki FOT. ARCHIWUM ZAWODNIKA
Gdy ponad trzy tygodnie temu na starcie jednego z trzech największych wyścigów świata pojawił się Polak - Tomasz Marczyński, wielu z możnych peletonu w ogóle go nie znało.

Tomasz Marczyński pierwszy rok jeździ w zespole z najwyższej półki FOT. ARCHIWUM ZAWODNIKA

KOLARSTWO. 13. miejsce w wyścigu Vuelta Espana to najlepszy wynik, jaki kiedykolwiek osiągnął polski kolarz. Dokonał tego Tomasz Marczyński, wychowanek Krakusa Swoszowice

Wystarczyło tylko kilka górskich etapów, by przekonali się dobitnie, że debiutujący w wyścigach najwyższej rangi kolarz grupy Vacansoleil to nie jest nieopierzony cyklista, który przyjechał na wyścig po naukę i być może niebawem się z niego wycofa. Gdy mijał ich na pire-nejskich podjazdach, uwierzyli, że to jest ktoś, kto już teraz jest w światowej czołówce. Zajął 13. miejsce ze stratą 19.14 min do zwycięzcy Hiszpana Alberto Contadora.

Marczyński nie jest osobą nieznaną w krajowym peletonie. To mistrz Polski z 2007 i 2011 roku (z tego ostatniego nawet podwójny, bo do startu wspólnego dołożył triumf w rywalizacji na czas).

- Ukończenie Vuelty na tej pozycji jest największym sukcesem w mojej karierze - mówi Tomasz Marczyński. - Trzeba wziąć pod uwagę to, jak ciężka była Vuelta w tym roku, jak doborowa była obsada tego wyścigu. Utwierdza mnie to wszystko w przekonaniu, że to było spore osiągnięcie. Zresztą kto wie, czy Vuelta w tym roku nie była akurat najcięższym z tych wielkich tourów. Biorąc pod uwagę fakt, jak szybko jeździliśmy. Zresztą mówił o tym Alejandro Valverede (Hiszpan, drugi w klasyfikacji generalnej - przyp. żuk), który jechał też Tour de France i twierdził, że było ciężej w Hiszpanii. Cały czas udawało mi się dotrzymywać kroku kolarzom w czołówce - to wspaniałe uczucie.

Założenia grupy Vacansoleil były takie, że liderem będzie Belg Thomas DeGendt. Tymczasem szybko okazało się, że nie będzie odgrywał on pierwszoplanowej roli (zajął 62. miejsce). Rolę lidera przejął więc ten, który pierwszy raz w życiu jechał w wyścigu, który trwa trzy tygodnie. - Od pierwszych górskich etapów było wiadomo, jaka będzie hierarchia - mówi Marczyński. - Dobrze mi się jechało, a on miał kłopoty, widać było, że nie da rady powalczyć w "generalce".

Marczyński po raz drugi wystąpił w wielkim wyścigu. Pierwszy raz w maju w Giro d'Italia, ale nie ukończył go na skutek kontuzji - złamanych żeber. Miał potem miesięczną przerwę, podczas której w ogóle nie wsiadł na rower. Wystąpił w Tour de Pologne, został w nim najlepszym góralem i poczuł moc.

- Bardzo mocno przygotowywałem się do końcówki sezonu - mówi. - Po tym feralnym upadku nie chciałem spasować. Chciałem za wszelką cenę pokazać sobie i innym, że mogę wrócić do peletonu w tym roku i to w dobrym stylu. Przed Vueltą spędziłem 20 dni w Sierra Nevada. Mieszkałem na wysokości 2300 metrów, a trenowałem na 1500 - 2800 m n.p.m. Naprawdę czułem się znakomicie. Już na wyścigu Clasica San Sebastian walczyłem (został najlepszym góralem - przyp. żuk), wiedziałem więc, że będzie dobrze. Chciałem zmieścić się między 20. a 30. miejscem.

Wyszło jeszcze lepiej, przez pewien czas nasz rodak pochodzący z Małej Wsi koło Wieliczki ocierał się nawet o pierwszą dziesiątkę, był bowiem jedenasty.

- Przyznam, że zabrakło mi trochę szczęścia, by być właśnie w "10" - mówi Marczyński. - Na jednym z etapów straciłem minutę, miałem problem z rowerem, na innym zaś przegapiłem ważną ucieczkę. Mogłem się do niej zabrać, ale postanowiłem zostać i to, jak się okazało później, był błąd. Ale absolutnie nie mam powodów do narzekania.
W przyszłym sezonie kolarz grupy Vacansoleil, z którym wiąże go jeszcze roczny kontrakt, nie pojedzie już raczej w Hiszpanii. Szykowany będzie do Tour de France. Wszystko wyjaśni się pod koniec tego roku, wtedy skonkretyzują się plany ekipy.

Marczyński ma bardzo dobrą pozycję w grupie i tak było jeszcze, zanim odniósł sukces. Gdy leczył kontuzję, szefowie ekipy nie chcieli słyszeć o tym, by miał nie pojechać w Hiszpanii. Jest lubiany w zespole. Po raz pierwszy w karierze tak na dobre odczuł zainteresowanie mediów, udzielając wywiadów, odpowiadając na e-maile czy telefony. Spotkał się też z zaciekawieniem ze strony innych ekip, niektórzy go znali, inni nie.

Jest przykładem na to, że z małego klubu można wyjść w świat. Uczęszczając na treningi do trenera Zbigniewa Klęka, pracującego w Krakusie Swo-szowice, miał ambitne plany. Jeździł w Pacyfiku Toruń szkolącym najlepszych juniorów, a potem we Włoszech, najpierw w amatorskiej grupie GS Valdarno, a następnie w Ceramice Flaminia, później przez rok w Miche, a przed kolejnym wyjazdem za granicę w CCC Polsat Polkowice, najsilniejszej polskiej grupie.

- W końcu się doczekałem takiego sukcesu - cieszy się Zbigniew Klęk, pierwszy szkoleniowiec Tomasza Marczyń-skiego. - A Tomek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Po zdrowotnych perypetiach, ścigając się pierwszy rok z najlepszymi, pokazał wiele. Wszedł przebojem do Pro Touru. Dobrze rozpoczął sezon, ale przydarzyła się mu ta kontuzja na Giro. Chociaż może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo jego organizm trochę odpoczął.

Klęk może mieć powód do dumy, bo drugi z jego podopiecznych - Rafał Majka, też startował w Vuelcie i zajął 32. miejsce. Nie jechał jednak na własny rachunek, tylko pomagał liderowi Alberto Contadorowi.  

- Jesteśmy cały czas w kontakcie - mówi Klęk. - Gdy tylko Tomek jest w kraju, wpada do nas na treningi, ćwiczy z naszymi młodymi zawodnikami. Bardzo cieszę się z takiego podejścia, właśnie takie zachowanie starałem się wpajać moim podopiecznym i są tego teraz efekty.

Czy kolejnym krokiem Marczyńskiego będzie wygranie etapu na którymś z wyścigów najwyższej rangi w przyszłym sezonie?

- Jeśli będę nastawiony na taki cel, to dlaczego nie? - mówi z przekonaniem Marczyński. - Zobaczymy, jaka będzie taktyka grupy w kolejnych startach. Skoro mogę jeździć jak równy z równym ze znanymi kolarzami? Wszedłem już na ten wyższy poziom kolarstwa. Teraz można powalczyć, to jest najwyższa liga.

Życie zawodowego kolarza to podczas sezonu stałe przemieszczanie się. Już w niedzielę Marczyński stanie do walki w drużynowej jeździe na czas podczas mistrzostw świata w Holandii. Oczywiście, ze swoją ekipą Vacansoleil. Natomiast w przyszłym tygodniu ruszy na trasę wyścigu ze startu wspólnego w koszulce reprezentanta Polski. Wreszcie dostrzegł go trener kadry Piotr Wadecki. Ale czy mógł zrobić inaczej?

Jacek Żukowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski