Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza Brodka kochana

Redakcja
Fot. Magda Wunsche & Samsel/Sony Music
Fot. Magda Wunsche & Samsel/Sony Music
Jest autorką najbardziej zaskakującej metamorfozy w polskiej muzyce rozrywkowej – z przeciętnej odtwórczyni cudzych piosenek w świadomą swojego talentu odważną wokalistkę. O kim mowa? Oczywiście o Monice Brodce, która pojawi się w Krakowie w sobotę 19 marca, aby znów zaśpiewać piosenki ze swej ostatniej płyty – „Granda”.

Fot. Magda Wunsche & Samsel/Sony Music

Trudno pozytywnie oceniać telewizyjne programy w rodzaju „Idola” czy „X-Factora”. Wszyscy wiedzą, że to fabryka sztucznie kreowanych gwiazd, z których każda jest marionetką w rękach szefów wytwórni płytowych sponsorujących cykl. Jedne giną w niepamięci, zmiażdżone w trybach bezlitosnego show-biznesu (choćby Ala Janosz czy Krzysztof Zalewski), a inne nie potrafią sprostać stawianym im wymaganiom, rozmijając się z oczekiwaniami organizatorów i publiczności (Hania Stach, Marcin Silski czy Sławek Uniatowski). Czasem zdarzają się jednak wyjątki, które tylko potwierdzają regułę.

Jest nim właśnie 24-letnia dzisiaj wokalistka, która przyjechała do Warszawy, aby wziąć udział w „Idolu” z samego krańca Polski – wsi Twardorzeczka pod Żywcem. Dorastając w muzykalnej rodzinie, szybko zainteresowała się śpiewem i grą na skrzypcach. Rodzice nie chcieli jednak, aby wiązała swą przyszłość z muzyką. Dlatego wysłali ją do klasy o profilu językowym w żywieckim liceum. Kiedy w telewizji pojawił się „Idol” w Monice odżyły muzyczne tęsknoty. Zgłosiła się do eliminacji i trafiła do trzeciej edycji programu. Od razu pokazała pazurki – mimo młodego wieku, nie dawała sobie wejść na głowę członkom jury, a szczególnie Kubie Wojewódzkiemu, który z powodzeniem wykorzystywał cykl do lansowania własnej osoby. Z odcinka na odcinek radziła sobie coraz lepiej, by podczas emocjonującego finału zwyciężyć swych konkurentów, otrzymując 69% głosów od telewidzów. Aby wygrać, Brodka musiała nie tylko popisać się swymi możliwościami wokalnymi, ale również pokonać własne kompleksy.

- Generalnie, jestem bardzo strachliwa – przyznała potem. - Ale najbardziej boję się ludzi. Bo są nieobliczalni, mogą zdradzić, oszukać, wykorzystać, wyrządzić krzywdę. W ciągu ostatnich lat, miałam do czynienia zarówno z wieloma bezinteresownymi, jak również interesownymi osobami. Często bywałam szczera i otwarta, a to nie zawsze spotykało się z wzajemnością. Dotykała mnie ludzka zawiść i zazdrość. To__bardzo bolało.

Stojąca za „Idolem” wytwórnia BMG zareagowała błyskawicznie. W październiku 2004 roku ukazał się debiutancki „Album” Moniki Brodki, który z miejsca stał się bestsellerem.
A tak naprawdę był to krążek zrobiony w pośpiechu, bez pomysłu, mający jedynie zdyskontować telewizyjny sukces wokalistki. Połowę jego zawartości stanowiły covery, a całość została zachowawczo wyprodukowana przez nadwornego producenta koncernu – Bogdana Kondrackiego. Ale i tak spod tego wszystkiego przedzierał się ciekawy głos młodej góralki – choć jeszcze nieoszlifowany, mało wiarygodny w poważnych tekstach i niemal dziecinny (wszak podczas nagrań Brodka miała zaledwie 17 lat).

- Mam problem z tym, że stałam się osobą publiczną – śmiała się wtedy. - Zapominam, że jestem rozpoznawalna, wychodzę na ulicę i potem dziwię się, że wszyscy się na mnie patrzą. Myślę sobie: „Ubrudziłam się czy założyłam bluzkę na lewą stronę?”. Takie podejście ma jednak swoje dobre strony: dzięki temu, nie dałam się zwariować i nadal jestem sobą.

Aby pracować nad kolejnym albumem, Brodka musiała się przenieść do Warszawy. Początkowo rodzice krzywo patrzyli na tę przeprowadzkę, w końcu kupili jednak córce małe mieszkanie. Matka bywała w nim jednak często, aż dziewczyna się nie usamodzielniła. Tymczasem paparazzi już czyhali, polując na skandaliczne zdjęcia młodej gwiazdki. Nie udało się im jednak – Brodka prowadziła się przyzwoicie, nie myślała o miłosnych podbojach, skupiając się na pracy.

- Szczerze przyznam, że nie odpowiada mi warszawski styl imprezowania - podkreślała. - Litry alkoholu, różne używki, swobodne zachowanie. To nie w moim stylu. Dlatego raczej nie udzielam się imprezowo. Stolica to nie moje wymarzone miejsce. Nie wiem czy chcę tu zostać na zawsze. Brakuje mi tej normalności, która jest w moich rodzinnych stronach. Ludzi, którzy wyznają trwałe wartości, inne niż w dużym mieście i żyją spokojniej, a przez to – lepiej. Staram się postępować według zasad, w których mnie wychowano, a w Warszawie ma się je za nic. Dlatego, nie mam tu wielu przyjaciół i czasem czuję się samotna.

 

Drugi album Brodki – „Moje piosenki” - był kompromisem między jej własnymi upodobaniami, a życzeniami wytwórni. Ponieważ w tamtym czasie modne stało się R&B, niemal każda polska wokalistka była zmuszana do śpiewania soulu. Młodej góralce to nijak nie pasowało. O wiele lepiej wypadała w melodyjnym popie o lekko alternatywnym charakterze. Niestety – Brodka musiała się liczyć ze zdaniem wytwórni i Kondracki wpisał jej coraz dojrzalszy wokal w większości nagrań w przyciasne dla niej ramy „czarnej” muzyki.
- Spokorniałam po tych doświadczeniach – przyznawała z trudem. - Przedtem byłam kłótliwa i uparta. Teraz z większą uwagą słucham bardziej doświadczonych ode mnie, tych, którzy autentycznie chcą mi pomóc. Nauczyłam się także dyplomacji. Dawniej w ogóle nie znałam tego słowa. A to bardzo przydatna umiejętność w show-biznesie.

Koncerty, festiwale, teledyski, biznesowe przyjęcia, wszystko zabierało Brodźce większość czasu. Znalazła jednak kilka chwil, aby poświęcić się swej nowej pasji – fotografii. Wystawa jej zdjęć odbyła się również w Krakowie. Mimo nalegań wytwórni, nie chciała się spieszyć z trzecim albumem. Wiedziała, że musi przemyśleć i zdefiniować siebie na nowo. Nie negowała jednak swego wcześniejszego dorobku.

- Każda z płyt była mi potrzebna - podkreślała. - Pierwszy album zabrzmiał całkiem nieźle, jak na nastoletnią debiutantkę wychodzącą z telewizyjnego programu. Dlatego nadal chętnie do niego wracam, choć oczywiście nie w całości. Drugiej płyty nie lubię. Kiedy ją nagrywałam byłam w okresie przejściowym, nie wiedziałam dokładnie czego chcę, robiłam ją na szybko, powstał więc materiał bez myśli przewodniej, nie wyróżniający się z tego, co wtedy się wydawało. Ale musiało tak być – jak na tamten czas.

Kontrakt z wytwórnią zobowiązywał wokalistkę do nagrania trzeciej płyty. Brodka w tym czasie całkowicie zmieniła muzyczne upodobania. Z jednej strony słuchała nowoczesnych brzmień, indie-rocka, alternatywnego popu, tanecznej elektroniki, a z drugiej – klasycznego rock`n`rolla i rodzimego folku. Wszystkie te fascynacje chciała oddać na trzeciej płycie. Kiedy zdecydowanie odmówiła współpracy z Kondrackim, wytwórnia zmuszona była znaleźć nowego producenta. Z czasem trafiono na nikomu jeszcze nieznanego Bartka Dziedzica.

- Był opcją rezerwową – śmieje się. - Dlatego, kiedy się spotkaliśmy, nie miałam do niego zaufania i on o tym wiedział. W pewnym momencie pękła jednak bariera między nami. Od tej chwili wiedziałam, że nie chcę już nagrywać z nikim innym. To__właśnie na niego czekałam ostatnie dwa lata.
Ponieważ dla obu stron była to szansa stworzenia czegoś nowego, własnego, oryginalnego, Dziedzic i Brodka szybko się zaprzyjaźnili, weszli we wzajemną symbiozę, sprawiającą że materiał na płytę tworzyli wspólnie. I popuścili wodze fantazji – wokalistka zaprosiła do współpracy ojca, cenionego muzyka ludowego, aby wniósł na album elementy góralskiego folkloru, a producent wpisał te dźwięki w elektroniczną rytmikę, nadającą całości nowoczesne brzmienie. Najważniejsze było jednak to, że Brodka odważyła się poeksperymentować wokalnie.

- Kiedy słyszałam tę zakręconą muzykę, dziwne pomysły same przychodziły mi do głowy – śmieje się. - Mój dawny sposób śpiewania zupełnie nie pasowałby do tych piosenek. Dlatego byłam zmuszona do odkrywania w sobie nowych możliwości. Czasem sama byłam zaskoczona, że mam taką szeroką skalę głosu!

I wyszło imponująco – kiedy „Granda” pojawiła się na rynku, natychmiast stała się bestsellerem. Również krytycy prześcigali się w pochwałach. Brodka natychmiast wyruszyła w trasę koncertową, prezentując swój nowy image. Łączyła w nim elementy góralskiego folkloru, wystylizowanego kiczu i zadziornej zmysłowości. W Krakowie pojawiła się już dwa miesiące temu – w klubie Rotunda. Teraz wraca ponownie – i na pewno jej występ odbędzie się przy komplecie widzów. Wygląda bowiem na to, że Brodka przy pomocy „Grandy” zdeklasowała wszystkie swoje konkurentki i jest dziś najmodniejszą polską piosenkarką. Niedawno wokalistka podpisała nowy kontrakt płytowy – z prowadzoną przez Kayah wytwórnią Kayax. Jak zaowocuje oferowana przez nią wszystkim artystom w przypadku góralki z Twardorzeczki? Przekonamy się pewnie niebawem.

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski