Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza Historia. Polowanie na krokodyla nad Wisłą

red.
Latem 1897 r. włościanie mieszkający w pobliżu starego koryta Wisły słuchali nocami przeraźliwych krzyków śmiertelnie wystraszonego drobiu. Niektórzy widzieli tajemniczy ciemnozielony grzbiet stwora prześlizgującego się między nadbrzeżnymi zaroślami lub pływającego w rzece.

Ci z lepszym wzrokiem dostrzegli gadzie oczy i nozdrza tuż nad powierzchnią brunatnej wody. Mieszkańców opanował lęk i zaczęła wśród nich krążyć pogłoska, iż w sąsiedztwie grasuje smok, który miał się wykluć ze starego jaja, znalezionego w Smoczej Jamie.

SPRAWDŹ SWOJĄ WIEDZĘ W NASZYM QUIZIE

Skoro był smok, potrzebni byli i rycerze. Może nie w błyszczących zbrojach i na koniach, ale uzbrojeni i gotowi do walki z potworem, chwilowo zadowalającym się drobiem. W Krakowie szczęśliwie istniało nie tylko Bractwo Kurkowe, ale i prężnie działające koło łowieckie, do którego przerażeni chłopi zwrócili się o pomoc. Myśliwi nie odmówili, a do przeprowadzenia rozpoznania wysłali dozorcę spółki łowieckiej, który ze zdumieniem odkrył, że mordercą kaczek i gęsi jest krokodyl.

„Dziś rano wybrało się grono myśliwych z Krakowa do Łęgu pod Mogiłą, gdzie (…) w Wiśle widywali włościanie jakiegoś nieznanego im potwora, który napełniał ich strachem. Włościanie prosili myśliwych, by »zgładzili smoka«, który obecnością swoją zakłócał ich spokój” - pisał „Czas”. Na safari pod Kraków wyruszyło czterech (lub jak chcą niektóre źródła - pięciu) dzielnych myśliwych: Wacław Anczyc, Jacek Heggenberger, Henryk Szarski i Bronisław Krause, a owym wspominanym czasem piątym mógł być Jan Fiszer.

Z notatki „Czasu” wynika, że „p. Anczycowi, właścicielowi drukarni w Krakowie, udało się prośbie włościan zadość uczynić. Celnym strzałem ze sztućca w głowę zabił p. Anczyc niespotykanego u nas nigdy potwora, który okazał się typowym krokodylem nilowym”. Potwierdza to sam autor celnego strzału ze wspomnianego sztućca (sztucera) w wydanych ponad 30 lat później wspomnieniach. Upolowane zwierzę zostało załadowane na wóz i wraz z myśliwymi odjechało do Krakowa.

Podczas powrotu do Krakowa pojawiła się jeszcze przeszkoda w postaci rogatki akcyzowej przy ul. Mogilskiej, gdzie pobierano opłaty za wwożone do miasta produkty spożywcze. Zbliżającego się do wozu umundurowanego strażnika Wacław Anczyc uprzejmie poinformował, że wiozą krokodyla, a ten jest wolny od podatku konsumpcyjnego. Nasrożył się strażnik i odparł: „Proszę sobie ze mnie nie kpić, ja jestem urzędnik miejski!”.

Czy krokodyla udało się przetransportować do Krakowa? – szczegóły w miesięczniku Nasza Historia.

W kioskach i salonach prasowych numer lipcowo-sierpniowy. Ponad 100 stron pasjonujących historii z Krakowa i Małopolski, z kraju i ze świata oraz kolejna część dodatku o historii pieniądza. W serwisie prasa24.pl można kupić e-wydanie „Naszej Historii” lub zamówić prenumeratę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski