Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza Historia. Przedwojenne pogodowe szaleństwa w lutym

red.
Od -35 do +30 stopni w lutym? Tak bywało przed wojną. Zima stulecia z 1929 r. sparaliżowała Kraków, Małopolskę i cały kraj. Z kolei trzy lata wcześniej panowała wyjątkowo ciepła aura.

20 lutego 1920 r. temperatura w Krakowie wzrosła do plus 25 stopni. Według prasy był to najcieplejszy dzień lutego od wielu dziesiątków lat. „Ilustrowany Kurier Codzienny” donosił wręcz o upale. „W paltotach było stanowczo za gorąco, że spacerowicze z miłym zdziwieniem ocierali pot z czoła pomagając sobie owym nieodstępnym westchnieniem znużenia: uf!”. Wprawdzie śnieg spadł w Krakowie już niebawem, ale szybko stopniał, a liczne znaki na niebie i ziemi (np. niespokojne zachowywanie się kotów) zapowiadały rychłe nadejście wiosny.

14 lutego 1926 r., „Kurier” także obwieszczał „Pierwsze tchnienia wiosny”. Całkiem niedawno skończył się karnawał, a przyroda zaczynała budzić się do wiosennego życia. W południe 12 lutego zanotowano w Krakowie plus 30 stopni! Wierzby pokryły się pączkami, a na targu sprzedawano już bazie.

Pojawiły się tam też śnieżyczki (czyli przebiśniegi). „Przyroda zdaje się wołać na człowieka, aby się wyrwał z dusznych murów zadymionych kawiarni i oczyścił sobie duszę, uzdrowił płuca tchnieniem idącym od wilgotnej gleby, która wtedy już runieć pocznie” - emocjonował się z poetyckim zacięciem redaktor „IKC-a”. W związku z nagłym ociepleniem inspektorat ogrodów miejskich przystąpił niezwłocznie do prac pielęgnacyjnych drzew i krzewów na Plantach.

Od czasu do czasu zima pokazywała jednak, na co ją stać. Dała się wszystkim we znaki zwłaszcza na przełomie 1928 i 1929 r. Pierwszy śnieg spadł wtedy już w październiku. Potem przykrył całą Polskę, a w lutym siarczysty mróz skuł cały kraj. Klimatolog Romuald Gumiński tak opisywał sytuację: „Najbardziej mroźnemi były dni: od 6-go do 12-go, a zwłaszcza dzień 10-ty miesiąca.

Temperatury najniższe spadły poniżej minus 40 stopni Celsjusza (Sianki minus 40,1 st. C, Olkusz minus 40,4 st. C, Żywiec minus 40,6 st. C). Stacja meteorologiczna na Hanusowszczyźnie (w powiecie nieświeskim) zanotowała w dniu tym temperaturę minimalną minus 43 st. C, najniższą w lutym 1929 r. w całej Polsce. Na znacznym obszarze kraju temperatury średnie dzienne spadły poniżej minus 25 st. C”.

10 lutego 1929 r. rekordowe oziębienie przyszło do Krakowa. Termometry pokazywały minus 28 stopni - taki mróz „obserwatorium krakowskie” odnotowało wcześniej jedynie w 1870 r. W południe słupek na termometrze nieco wzrósł, pokazując minus 25 stopni, ale za to w nocy spadł do minus 35! Ruch na ulicach zamarł, tłumna zwykle linia A-B na Rynku zionęła pustką, tramwaje jeździły prawie puste.

Z domów wychodzili jedynie ci, którzy rzeczywiście musieli. „Wśród nielicznych skulonych przechodniów widziało się ludzi z obandażowanymi rękami i uszami” - donosiła prasa. W kościołach kielichy i monstrancje owijano płótnem, aby chronić ręce kapłanów od przymarznięcia. Odwołano zajęcia w szkołach i na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pociągi ze Lwowa przychodziły z opóźnieniem sięgającym od dwóch do siedmiu godzin, a z Poznania i Warszawy - dwuipółgodzinnym. Pasażerowie podróżowali w zimnych wagonach, bo woda w przewodach grzewczych pozamarzała.

Na Rynku Głównym i innych większych placach ustawiono piecyki węglowe, by przechodnie i ubodzy krakowianie mogli się nieco ogrzać. W mieście brakowało zresztą węgla, a gdy się pojawił, ustawiały się długie kolejki. W składach węglowych na tzw. Warszawskiem dochodziło do wstrząsających scen. Ludzie walczyli o każdą, najmniejszą nawet ilość opału. Prasa donosiła, że odnotowano przypadki tzw. pasku - zawyżania ceny węgla i żądania po 8 zł za metr. Obywatele domagali się stanowczo ukrócenia karygodnego procederu.

Do 10 lutego udokumentowano w Krakowie 600 przypadków odmrożeń, a samego tylko 10 lutego - aż 360. Krakowianie odmrażali głównie ręce, uszy i nosy. Pomocy udzielało im ofiarnie pogotowie ratunkowe. „IKC” opisał drastyczny przypadek taksówkarza, którzy przywiózł do Krakowa kilka osób z Myślenic. Po zajechaniu na Rynek odwinął kołnierz swojego futra, a razem z nim przymarznięte ucho, które odpadło. Z kolei pewien chłop z Miechowskiego przyjechał do Krakowa furą. Dopiero na Rynku zorientował się, że jadąca z nim na wozie żona zamarzła po drodze.

Więcej >>

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski