Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza rozmowa. Bartłomiej Chęć: Byłem z siebie trochę dumny

Maciej Hołuj
Fot. Maciej Hołuj
Krzczonów. BARTŁOMIEJ CHĘĆ przeszedł 3,5 tysiąca km z Krakowa do Santiago de Compostela w 107 dni. Pielgrzymka miała mu pomóc w rozwiązaniu życiowych problemów

- Pokonanie dystansu trzech i pół tysiąca kilometrów pieszo to nie lada wyczyn. Panu udało się tego dokonać?

- Właśnie kilka dni temu dotarłem do Santiago de Compostela, do tamtejszej katedry. Szedłem do niej na nogach z Krakowa.

- Dzisiaj jest Pan już w domu rodzinnym w Krzczonowie. Ile dni zajęło Panu dotarcie do Hiszpanii?

- 107.

- Skąd u Pana pomysł na to, aby zmierzyć swoje siły ze szlakiem wiodącym z Krakowa do Santiago de Compostela?

- Natchnął mnie do tego film „Droga życia” opowiadający o pielgrzymie, który przemierzał pieszo drogę wiodącą właśnie do Santiago de Compostela. Pomyślałem, że przecież ja też tak mogę.

- I co, wstał Pan od stołu, spakował plecak i po prostu wyszedł z domu w Krzczonowie na szlak?

- W największym skrócie tak to wyglądało.

- Co kierowało Panem przy podejmowaniu decyzji o wyruszeniu na tak długi szlak?

- Chciałem się sprawdzić, poza tym takiemu rodzajowi wyprawy zawsze towarzyszy pewna myśl przewodnia. Moja dotyczyła uporządkowania spraw osobistych.

- Czy wcześniej przygotowywał się Pan jakoś specjalnie do wyprawy?

- Nie. Na pewno nie w sposób specjalny. Przez trzy ostatnie lata uczestniczyłem w ekstremalnej drodze krzyżowej organizowanej w Myślenicach. To wszystko.

- Którędy i przez jakie kraje wiodła droga Pańskiej pielgrzymki?

- Szedłem przez Polskę, Niemcy, Szwajcarię, Francję i Hiszpanię. Szlakami pielgrzymkowymi.

- Czy posługiwał się Pan w podróży jakąś mapą?

- Miałem GPS w telefonie komórkowym.

- Sprawdził się?

- Częściowo. Na terenie Niemiec telefon nieszczęśliwie wypadł mi z rąk i upadł wprost na beton. Po kontakcie z nim przestał działać wyświetlacz ekranu. Zostałem pozbawiony nawigacji i kontaktu z rodziną.

- Czy to były najtrudniejsze chwile Pana pielgrzymowania?

- Zdecydowanie tak. Zostałem bez pieniędzy i nie mogłem poinformować o tym rodziny. Kiedy znalazłem na powrót szlak, ruszyłem dalej. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło bowiem znalazłem sposób na kontakt z rodziną uruchamiając telefon przez słuchawkę. Mama przelała pieniądze na moje konto.

- Czy miał Pan w związku z opisywaną przygodą z telefonem chwile załamania, takie momenty, które kazałyby Panu przerwać pielgrzymkę i powrócić do domu?
- Raczej nie. Pod koniec dnia miewałem różne myśli, ale kiedy budziłem się rano na drugi dzień chciałem już tylko iść do przodu i pokonywać kolejne kilometry.

- Ile pokonywał ich Pan dziennie?

- Średnio od 30 do 40.

- Nogi bolały?

- Nawet nie.

- A gdzie spędzał Pan noce?

- Różnie. Najczęściej w plenerze na płachcie biwakowej w szczerym polu, ale także na myśliwskich ambonach, na boiskach sportowych przy szkołach, w altankach na szlaku, a raz nawet w czasie burzy, jeszcze na terenie Polski, schroniłem się w opustoszałym i nieużywanym ... wychodku bowiem domki campingowe stojące obok były zamknięte.

- Który z etapów pielgrzymki był dla Pana najtrudniejszy?

- Z Burgos do Leon w Hiszpani. Płasko, bezludnie, słowem nuda.

- Co Pan czuł, kiedy dotarł Pan już po trzech miesiącach wędrówki do katedry w Santiago de Compostelo?

- Przyznam się, że miałem pustkę w głowie. Nie wiem z czego to wynikało, ale tak właśnie się czułem. Miałem jednak świadomość tego, że dokonałem rzeczy nietuzinkowej. Chyba nawet byłem z siebie trochę dumny.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski