Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze kły są jak mleczaki na rosyjskie zębiska

Sławomir Sowa
Wojskowość. Nad Bałtykiem krążą czterosilnikowe Niedźwiedzie, lada dzień do Kaliningradu mogą trafić śmiertelnie groźne rakiety Iskander. Co my na to? Nie jesteśmy w stanie ani obronić się przed atakiem rakietowym i lotniczym, ani zadać dotkliwego uderzenia odwetowego. Polskie kły to dziś co najwyżej mleczaki, które prawdziwymi zębami staną się za kilka lat. A w dodatku nie wiemy jeszcze, od kogo je kupimy.
">

ŹRÓDŁO: GLOBALFIREPOWER.COM, INF. PA

Gdyby Polska chciała dziś swoimi „Kłami”, tak szeroko rozreklamowanymi przez Donalda Tuska, odgryźć się Rosjanom, mogliby nawet nie poczuć, że coś ich ukąsiło.

Tak naprawdę potencjał odstraszania dopiero tworzymy. Nie jesteśmy w stanie ani obronić się przed rosyjskimi rakietami i samolotami, ani zadać skutecznego uderzenia odwetowego. A siła strategii odstraszania polega przecież na tym, że przeciwnik, znając nasze zdolności odwetowe, dwa razy się zastanowi, nim zaryzykuje akcję zbrojną.

Wśród rodzajów broni, wymienianych w programie „Kły Polskie”, są: drony, rakiety manewrujące JASSM do samolotów F-16, rakiety manewrujące do okrętów podwodnych, zdolne do rażenia celów lądowych, Wojska Specjalne, rakiety lądowe dalekiego zasięgu Homar i rakiety NSM w Morskiej Jednostce Rakietowej (do niedawna Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy).

Dwa kły

Na dobrą sprawę z tych kłów dziś do działania zdolne są dwa: Wojska Specjalne i Morska Jednostka Rakietowa. Można się zastanawiać, na ile takim kłem są liczące kilka tysięcy żołnierzy Wojska Specjalne (Grom, morska Formoza, komandosi z Lublińca, Agat z Gliwic i Nil). To najwartościowsza dziś część polskiej armii, ale stosunkowo lekko uzbrojona. Nadaje się raczej do zadawania skrytych, szybkich uderzeń na nieprzyjacielskie dowództwa i newralgiczne instalacje.

Drugi kieł to Morska Jednostka Rakietowa, do grudnia ubiegłego roku znana jako Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy. Zmiana nazwy wiąże się z jej rozbudową. MRJ ma składać się z dwóch dywizjonów.

Jej siłą uderzeniową są bardzo nowoczesne norweskie rakiety NSM, zainstalowane na samochodach. Taką mobilną jednostkę trudno wykryć, podobnie jak odpalone już do celu rakiety. Norweskie rakiety mają także ten atut, że można ich użyć zarówno do zwalczania wrogich okrętów, na przykład rosyjskiej Floty Bałtyckiej, gdyby chciały dokonać desantu, jak i do zniszczenia celów lądowych. Krótko mówiąc, tymi celami mogą być obiekty w okręgu kaliningradzkim.

Ten kieł ma też pewne mankamenty. Po pierwsze, rakiety mają stosunkowo słabą głowicę bojową. Ważą tylko 125 kilogramów, podczas gdy np. głowice amerykańskich rakiet manewrujących Tomahawk są prawie cztery razy silniejsze.

Po drugie, zasięg NSM to około 200 kilometrów, ale żeby celnie porazić cel na takim dystansie, potrzeba bardzo dokładnego systemu rozpoznania i naprowadzania rakiet, a z tym nie jest najlepiej. Jednostka ma posiadać 48 takich rakiet i nie osiągnęła jeszcze pełnej gotowości bojowej.

Kto nam pozwoli nacisnąć guzik?

Najgłośniejszy w ostatnich dniach kieł to pociski manewrujące dla nowoczesnych okrętów podwodnych, których... jeszcze nie mamy i długo mieć nie będziemy. Polska chce kupić w ramach programu Orka trzy okręty podwodne do 2030 roku.

Pierwszy z nich pojawi się w linii być może za siedem lat. Po wielkim zamieszaniu MON zdecydowało, że ostatecznie Orki mają być wyposażone w rakiety manewrujące dalekiego zasięgu. Minister obrony Tomasz Sie­moniak poinformował już nawet, że prowadzi z Amerykanami rozmowy na temat kupna rakiet Tomahawk. Czym są Tomahawki i do czego miałyby nam być potrzebne?

Tomahawk ma potężną, ważącą 450 kilogramów głowicę bojową i zasięg 1.600 kilometrów. Może być odpalony z wyrzutni torpedowej okrętu podwodnego, a w trakcie lotu można mu wyznaczyć inny cel. Może też krążyć w rejonie celu, oczekując na jego wskazanie.

Manewrująca, lecąca nisko nad ziemią rakieta jest bardzo trudno do wykrycia. Tomahawk jest jednak potwornie drogi. Armia amerykańska kupuje go w cenie 1,1 miliona dolarów za sztukę. Dodatkowy szkopuł jest taki, że bez zgody Amerykanów nie damy rady go wystrzelić. Pocisk ma stosowne zabezpieczenia.

Alternatywą dla Tomahawka jest francuski pocisk MdCN o podobnych parametrach, ale jego próby wciąż trwają. Podobno jednak Francuzi w niczym nie ograniczają samodzielności użytkowników rakiet. Jeśli oczywiście kupią ich okręty podwodne.

Gdybyśmy ostatecznie weszli w posiadanie takich rakiet, bylibyśmy w stanie zaatakować już nie tylko instalacje w okręgu kaliningradzkim, ale i w głębi terytorium Rosji.

Drogie żądła dla Jastrzębi

Możliwości ataku odwetowego w głębi ugrupowania przeciwnika będą miały też nasze F-16 Jastrząb. W ubiegłym roku podpisana została z Amerykanami umowa o zakupie 40 rakiet manewrujących powietrze – ziemia JASSM.

JASSM to skrót od Joint Air-to-Surface Standoff Missile, czyli pocisk klasy powietrze–ziemia, umożliwiający zaatakowanie przeciwnika z odległości bezpiecznej dla samolotu nosiciela. Głowica bojowa JASSM ma taką samą masę jak Tomahawk, a więc 450 kilogramów, a zasięg pocisku to 370 kilometrów.

Pierwsze JASSM mają trafić do Polski najwcześniej za półtora roku. Dlaczego tak późno? Między innymi dlatego, że polskie Jastrzębie nie są w tej chwili zdolne do użycia takich pocisków, a modernizacja, którą uwzględniono w kosztach zakupu pocisków, wymaga czasu, tak jak i przeszkolenie pilotów do użycia tego typu broni. JASSM to wyjątkowo groźna broń, a warto dodać, że Amerykanie testują wersję pocisku o zasięgu prawie dwukrotnie większym. A my liczymy, że zechcą nam ją również sprzedać.
Następne powietrzne polskie żądło to drony. Polska zamierza kupić powietrzne bezzałogowce kilku klas, począwszy od małych, rozpoznawczych, do dużych, uderzeniowych. Tych uderzeniowych chcemy kupić 12, decyzja ma zapaść w ciągu kilku miesięcy. To drony klasy amerykańskiego MQ-9 Reaper, masowo używanego w Afganistanie. Reaper przenosi do sześciu sztuk laserowo kierowanych bomb lub pocisków przeciwpancernych Hellfire. Ma zasięg ponad 5 tys. km, może się utrzymywać w powietrzu dłużej niż dobę, maksymalny pułap to ponad 15 kilometrów.

Reapery są niezwykle drogie, koszt zakupu 12 sztuk może sięgnąć nawet 3 miliardów złotych. Trzeba też pamiętać o tym, że Reapery bezkarnie latały nad Afganistanem i Pakistanem, ale w przypadku konfrontacji z przeciwnikiem, wyposażonym w zaawansowane środki obrony przeciwlotniczej, mogą mieć ograniczoną wartość. Reapery są dość duże (rozpiętość skrzydeł 20 metrów) i wolne (300 – 400 kilometrów na godzinę).

Zejdźmy na ziemię. Tu zamierzamy zaserwować Rosjanom homara. A właściwie Homara. To kryptonim systemu rakietowego o zasięgu do 300 kilometrów, który chcemy wprowadzić do uzbrojenia w 2018 roku. Co ważne, Homar ma być naszą własną konstrukcją. Umowa na dostawę takich systemów ma zostać zawarta jeszcze w tym roku.

Iskander jak miecz Damoklesa

Przyjrzyjmy się niektórym rosyjskim kłom. Przy każdym większym napięciu na linii Rosja – Zachód pojawia się groźba, że Rosjanie umieszczą w obwodzie kaliningradzkim rakiety typu Iskander. Tak naprawdę chodzi o dwa typy rakiet, które można umieścić na tym samym kołowym podwoziu (co zapewnia wyrzutniom wysoką mobilność i skrytość działania).

Pierwszy pocisk to rakieta balistyczna Iskander-M. Po wystrzeleniu sięga pułapu 50 km i spada na cel z prędkością kilku tysięcy km na godzinę. Przenosi głowicę o masie 700 – 800 kg. Jeśli wierzyć Rosjanom, jej zasięg nie przekracza 500 km, czyli obejmuje większość terytorium Polski.

Taki Iskander, odpalony z Kaliningradu do Łodzi leciałby około trzech minut. Używając go, można zniszczyć na przykład bazy F-16 w Łasku czy Krzesinach. Są przy tym bardzo celne. Błąd trafienia nie przekracza kilkunastu metrów.

Drugi typ rakiety to Iskander-K. To pocisk manewrujący, lecący nisko nad ziemią, o zasięgu przekraczającym zapewne 500 kilometrów.

Najgorsze jest to, że jesteśmy dziś wobec Iskandera bezbronni. Nasza obrona przeciwlotnicza dysponuje poradzieckimi wyrzutniami różnych typów, m.in. S125 Newa SC, które własnym siłami modernizowaliśmy. Być może byłyby skuteczne wobec rosyjskich samolotów, ale na Iskandery nie poradzą. Do tego trzeba doliczyć potężne rosyjskie lotnictwo, które stacjonuje nie tylko w obwodzie kaliningradzkim, ale i na sprzymierzonej z Rosją Białorusi.

Może zatrzyma ich Wisła

Odpowiedzią na Iskandery ma być nowy system przeciwlotniczy średniego zasięgu, którzy poradzi sobie także z rakietami tego typu. Na razie wybraliśmy dla niego nazwę – Wisła. Są to jednak tak zaawansowane technologicznie systemy, zwłaszcza same rakiety, że jesteśmy uzależnieni od dostawców zagranicznych.

Wybór dostawcy ma nastąpić w ciągu kilku miesięcy. Walka rozegra się między amerykańskimi Patriotami a francuskimi pociskami Aster. Razem Polska chce kupić osiem baterii systemu Wisła, z których pierwsze zaczną strzec naszego nieba za trzy lata.

Łatwo zauważyć, że prawie wszystkie tak szeroko reklamowane kły tak naprawdę urosną nam dopiero za kilka lat. I to pod warunkiem sprawnego rozstrzygania przetargów, co dotąd było naszą piętą achillesową. To może zabrzmieć jak straszenie, ale gdyby przyjąć rosyjską perspektywę, to najbardziej bezbronni i podatni na wojenny szantaż jesteśmy właśnie teraz.

Nie jesteśmy w stanie ani obronić się przed atakiem rakietowym i lotniczym, ani zadać dotkliwego uderzenia odwetowego. Jeśli tak na to spojrzymy, widać, jak ważne właśnie teraz są wszystkie sojusznicze gwarancje i przekonanie, że sojusznicy w razie czego staną za nami murem. I nie będzie to tylko mur słów.

ILE NA WOJSKO?
Obecnie budżet obronny Polski to 1,95 PKB. W tym roku to ok. 33 mld zł plus ponad 5 mld tytułem ostatniej raty za F-16. Od przyszłego roku ma wzrosnąć do 2 proc. PKB. Budżet wojskowy Rosji w tym roku wyniesie zapewne ok. 160 mld zł (w przeliczeniu).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski