Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze tęsknoty

Redakcja
Wielkanoc nigdy nie była moim ulubionym świętem. W najwcześniejszym dzieciństwie pewnie dlatego, że nie towarzyszyła jej choinka i prezenty, a później – że szkolne ferie były krótsze niż te zimowe. A poza tym nie było już ani tak rodzinnie, ani uroczyście i radośnie jak w Boże Narodzenie. Był natomiast Wielki Piątek ze swoim konkretnym tragizmem, który działał na dziecięcą wyobraźnię silniej niż świąteczna niedziela ze Zmartwychwstaniem Chrystusa.

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

O ile nikt nie pomyślał nawet o tym, by Boże Narodzenie spędzić poza domem, o tyle na Wielkanoc zdarzało się nam wyjeżdżać. Z moimi rodzicami – do Krynicy, gdzie spędzaliśmy czas w niemal koczowniczych warunkach, a już w dorosłym życiu, ze swoimi dziećmi – na wieś. To dopiero była atrakcja: z koszyczkiem nie szło się ani do norbertanek, ani do ks. Malińskiego do sióstr wizytek, tylko do miejscowej remizy, gdzie o wyznaczonej godzinie przyjeżdżał (i nadal pewnie przyjeżdża) ksiądz z parafii, by poświęcić zawartość wielkanocnych kobiałek. Pierwszy dzień świąt mijał spokojnie i rodzinnie, w drugim strach natomiast było gdziekolwiek się ruszyć, by nie zostać schlustanym wodą. Kiedyś dzięki temu ludowemu obyczajowi o mało nie wpadliśmy samochodem do rowu, bo jakiś dowcipniś wylał z impetem wiadro wody na przednią szybę jadącego samochodu. Skończyło się na urwanej wycieraczce i awanturze, choć mogło być znacznie gorzej.

Inna rzecz, że i w Krakowie strach było wychodzić na ulicę, wybrać się na Emaus, a nawet wsiadać do tramwaju, bo i tam docierali śmigusowi harcownicy. Ich zapał ostatnio został nieco ostudzony przez Straż Miejską i policję, więc w mieście można czuć się bezpieczniej.

Od kilku lat spędzamy święta na wsi pod Krakowem, bo tam mieszkamy na stałe. I tak, jak dawniej chcieliśmy je spędzać poza Krakowem, w tej chwili "ciągnie” nas do miasta. Do tego, żeby znowu iść na wieczorną rezurekcję na Salwator albo do ss. wizytek, żeby usiąść przy stole w zwykłym, krakowskim mieszkaniu w starej kamienicy, a nie w domu na wsi, choćby w najpiękniejszym otoczeniu. No cóż, widać – ciągnie wilka do lasu, a mieszczucha do miasta. Na co dzień nie jest to takie dotkliwe, ale święta sprzyjają wspomnieniom, a te budzą w nas tęsknotę za tym co było i co już nie wróci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski