Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naukowcy i szamani

Redakcja
Tomasz Witkowski Fot. K. Żuczkowski/Forum
Tomasz Witkowski Fot. K. Żuczkowski/Forum
W powszechnym mniemaniu nauka jest w naszym kraju traktowana po macoszemu...

Tomasz Witkowski Fot. K. Żuczkowski/Forum

Rozmowa z dr. TOMASZEM WITKOWSKIM

- Faktem jest, że na naukę przeznaczane są tragicznie małe pieniądze, jak i to, iż są one fatalnie wydawane. W konsekwencji znaczenie polskiej nauki w świecie - generalnie rzecz ujmując - wyraźnie maleje od lat 80. Zmniejsza się np. liczba cytowań w poważnych publikacjach naukowych.

- Jak wynika z badań Demoskopu z roku 2000, Polacy uważają, że zaledwie 1 proc. naukowców kłamie. Na drugim biegunie są politycy. O kłamstwo posądza ich niemal 75 proc. badanych. Pan w swojej książce "Zakazana psychologia" pokazuje przykłady oszustw naukowców, dzięki którym niektórzy z nich przez dziesięciolecia uchodzili za wielkich uczonych. I przestrzega Pan przed bezwarunkową wiarą w to, co podają nam uczeni.

- Chciałbym podkreślić, że moje ostrzeżenie dotyczy przede wszystkim nauk społecznych i humanistycznych. W tzw. naukach twardych, do których zaliczyć należy ścisłe i przyrodnicze, praktycznie każde osiągnięcie jest niemal natychmiast sprawdzane i weryfikowane. Nieprawdziwe dane podane w artykule są z reguły szybko rewidowane.

Inaczej sprawa wygląda w naukach społecznych, by wymienić pedagogikę, ekonomię, naukę o zarządzaniu, psychologię, gdzie specjalizacja zaszła bardzo daleko. Często szalenie wąskim wycinkiem zajmuje się kilku ludzi na świecie i tylko oni mogą patrzeć sobie na ręce. W praktyce oznacza to, że możliwości sprawdzania rzetelności i prawdziwości badań ekspertów nauk społecznych są bardzo mocno ograniczone. W Stanach Zjednoczonych powstała klasyfikacja nadużyć stosowanych przez naukowców. Na tej liście znalazło się 21 "przestępstw i wykroczeń", począwszy od fabrykowania danych, fałszowania ich, przerabiania, plagiatów, po nieodpowiednie cytowanie czy zbyteczne publikowanie tekstów.

- Może trzeba uznać, że nauki społeczne i humanistyczne nie są naukami w ścisłym tego słowa znaczeniu, jak np. fizyka czy matematyka?

- Zacznę od tego, że nauk społecznych nie wrzucałbym do jednego worka z humanistycznymi. Studentom psychologii, którzy tłumaczą, że wybrali ten kierunek, bo chcą być humanistami, gdyż nie lubią matematyki, wyjaśniam, iż psychologia jest nauką społeczną, w której aparatem poznania jest rachunek prawdopodobieństwa i statystyka. Moim zdaniem nauki społeczne są naukami, pod warunkiem, że się je rzetelnie uprawia, co oznacza, iż wnioski wyciągane są na podstawie szeregu solidnie przeprowadzonych doświadczeń. W psychologii formujemy prawa probabilistyczne, które wyjaśniają zachowania ludzi. Podajemy np., że jakieś badanie wyjaśniło 25 proc. zmienności zachowań ludzi, czyli opisuje zachowanie co czwartej osoby. Może ktoś, zżymając się, powiedzieć: "Co to za prawo, które przewiduje zaledwie co czwarty przypadek?" Tymczasem w psychologii sformułowanie reguły odnoszącej się do 25 proc. ludzi oznacza, że mamy do czynienia z solidnym badaniem i prawem, które może zostać wykorzystane w życiu codziennym. Niestety, psychologia jako nauka nie cieszy się dzisiaj zaufaniem.
- Dlaczego?

- Przyczyn jest sporo, ale do głównych zaliczyłbym niesolidne wykonywanie badań oraz śmiesznie niską odpowiedzialność w razie wykrycia oszustw. W Polsce sankcje dla karygodnie postępujących naukowców są praktycznie żadne. Przypomnę - powołując się na Marka Wrońskiego, lekarza mieszkającego w Nowym Jorku, który od lat tropi nieuczciwe zachowania polskich naukowców - że kilka lat temu, w czasie międzynarodowej konferencji poświęconej łamaniu etyki naukowej, odbywającej się w Warszawie, nie padło nazwisko ani jednego rodzimego uczonego, któremu udowodniono nieuczciwość w nauce, choć ich personalia są świetnie znane kolegom po fachu. Badania przeprowadzone wśród naukowców w Ameryce czy Norwegii pokazują, że naruszenie zasad uczciwości naukowej jest nieomal chlebem powszednim. Można być prawie pewnym, że w Polsce ten problem nie jest mniejszy niż w USA czy Norwegii.

- Naukowcy są jednak nadal postrzegani jak kapłani służący prawdzie.

- A przecież współcześni badacze niewiele różnią się od żądnych sukcesu młodych ludzi, którzy w wyścigu szczurów osiągają kolejne szczeble na drodze do kariery. Szybki, najlepiej błyskotliwy, doktorat, artykuły w renomowanych czasopismach, międzynarodowe konferencje, dobrze płatna praca w kilku uczelniach, potem habilitacja i profesura. Do tego dochodzą zwykłe marzenia o dobrym samochodzie i domu. To najczęstsze cele stawiane przez współczesnych naukowców.

- Do tego wszystkiego mogą przecież dojść, nie będąc na bakier z etyką.

- Oczywiście. Chciałbym jednak zauważyć, że mam podstawy sądzić, iż naukowcy dopuszczają się większej liczby nadużyć niż tzw. przeciętni ludzie.

- Na czym opiera Pan swoje przekonanie?

- Tym, co może sprzyjać nadużyciom, jest wysoka inteligencja naukowców. Badania przeprowadzone przez prof. Bellę DePaulo wykazały, że osoby z wyższym wykształceniem częściej mijają się z prawdą. Statystycznie rzecz biorąc, 20 proc. ludzi dopuszcza się kłamstwa - zwykle niewinnego - w czasie 10-minutowej rozmowy. Wśród osób z wyższym wykształceniem ten odsetek wynosi już 33 proc. Prof. DePaulo tłumaczy to zjawisko większym zasobem słów i pewnością siebie ludzi wykształconych. Oznaczałoby to, że inteligencja nie tylko ułatwia nam kłamanie, ale również popycha do niego. A jeśli tak, to dlaczego naukowcy mieliby być wyjątkami? Czymś, czego im z pewnością nie brakuje, jest właśnie inteligencja. Chciałbym przy tym podkreślić, że znam wiele osób bardzo inteligentnych i krystalicznie uczciwych.

- Psychologia tzw. przeciętnemu zjadaczowi chleba kojarzy się z potężnie przez Pana krytykowaną psychoanalizą, psychoterapią. Psycholog - według większości z nas - to niemal wyłącznie terapeuta.

- Niestety, tak jest, nad czym mocno boleję. Tymczasem psychologia nie tylko może, ale naprawdę pomaga. Nie tylko pojedynczym ludziom, ale praktycznie całej ludzkości. Psychologowie byli na przykład zatrudnieni do wyjaśnienia przyczyn wypadków samolotowych. Wiadomo bowiem, że do około 70 proc. wypadków lotniczych dochodzi z winy ludzi. John K. Lauber i Robert Helmreich w latach 70., na podstawie drobiazgowej analizy behawioralnej, opracowali metodę szkolenia znaną obecnie jako Crew Resource Management. Jest ona stosowana dzisiaj w 185 krajach świata. Dzięki pracy tych dwóch psychologów, którzy podpowiedzieli, jak się zachowywać, by zminimalizować liczbę wypadków z winy człowieka, udało się drastycznie ograniczyć liczbę katastrof lotniczych. Większość ludzi nie zna nazwisk tych psychologów. Tymczasem niemal każdy człowiek wie, kto to był Zygmunt Freud. Świetnie zatem kojarzymy nazwisko wielkiego oszusta, a nie potrafimy podać nazwisk psychologów, których badania ocaliły życie tysięcy ludzi.
Dzięki psychologom na ulicach zaczynają się pojawiać żółte ambulanse i żółte wozy strażackie. To efekt badań nad percepcją. Psychologowie odkryli, że spostrzeganie tego koloru jest dużo lepsze niż np. koloru czerwonego w czasie złej pogody, np. deszczu, mgły, w nocy. Przebadali wiele tysięcy wypadków z udziałem samochodów straży pożarnej. Na tej podstawie doszli do wniosku, że wypadków z udziałem samochodów pomalowanych na żółto było podczas złej pogody o połowę mniej. Dużo lżejsze były obrażenia, do których doszło w samochodach pomalowanych na ten kolor. Innym wspaniałym osiągnięciem jest trzecie światło stopu, w które od pewnego czasu obowiązkowo wyposażone są samochody osobowe na całym świecie. To rezultat badań psychologa - Johna Voyevodsky'ego, który kilkadziesiąt lat temu w San Francisco analizował wypadki z udziałem taksówek wyposażonych w "trzeci stop" i jeżdżących bez niego. Dzięki tym badaniom miliony ludzi uratowało życie, unikając wypadków. Psychologowie mają też spory udział w ograniczeniu liczby wypadków w czasie pracy.

- Nadal jednak psycholog kojarzy się z terapeutą. W "Zakazanej psychologii" przestrzega Pan przed nimi. Jeżeli jest tak, jak Pan twierdzi, to czy przed każdym gabinetem psychoterapeuty nie powinna wisieć tabliczka z ostrzeżeniem napisanym wielkimi literami: "Korzystanie z usług grozi utratą zdrowia, a nawet życia"?

- Chociaż mam bardzo krytyczny stosunek do psychoterapii, tabliczki z takim napisem raczej bym nie proponował, ale za konieczne uważam, by każdą terapię, która nie została poświadczona rzetelnymi badaniami empirycznymi, obowiązkowo nazywać "terapią eksperymentalną". Pacjent ma prawo wiedzieć, że bierze udział w eksperymencie, a taki charakter ma terapia niezweryfikowana empirycznie. Nie zgadzamy się przecież na dopuszczenie do sprzedaży leków bez gruntownego sprawdzenia ich działania na drodze rzetelnych badań klinicznych. W terapii natomiast tego nie ma, a przypomnę, że liczba rodzajów terapii rośnie lawinowo. W roku 1959 zidentyfikowanych było 36 różnych terapii, w 1981 - ponad 250, a pięć lat później Goleman napisał o ponad 460 różnych odmianach psychoterapii funkcjonujących na Zachodzie. Obecnie z pewnością jest to liczba dużo większa.

- Twierdzi Pan - powołując się też na innych naukowców, w tym takie sławy jak Philip Zimbardo czy Hans Eysenck - że psychoterapie nie tylko nie są skuteczniejsze od zwykłej rozmowy z przyjacielem, znajomym czy barmanem, ale wręcz mogą zaszkodzić.

- Richard Stuart w swojej analizie niepowodzeń terapeutycznych napisał, że "można powiedzieć, iż osoby rozpoczynające psychoterapię mają umiarkowane szanse na znaczną poprawę, znacznie większe na niewielką lub żadną zmianę oraz umiarkowane na pogorszenie swojego funkcjonowania". Powołam się również na badania przeprowadzone w roku 1995. Pokazały one, że amatorzy bez przeszkolenia i nadzoru wywoływali w zachowaniu pacjentów pożądane zmiany na równi z profesjonalnymi terapeutami. Półprofesjonaliści natomiast uzyskiwali w terapii lepsze wyniki niż profesjonaliści. Podobnych badań jest więcej i większość z nich przedstawia zbliżone wyniki. Na ich podstawie można stwierdzić, że profesjonalne terapie przynoszą taki sam efekt jak terapie placebo czy w wykonaniu amatorów.
- Gdyby ludzie, którzy korzystają z usług psychoterapeutów, znali wyniki badań pokazujących ich nikłą skuteczność, to przestaliby do nich chodzić, tym samym oszczędzając czas, pieniądze, a może i zdrowie?

- Nie wszyscy psychoterapeuci zabierają czas i pieniądze. Krytykuję przede wszystkim tych, którzy stosują terapię eksperymentalną, niezweryfikowaną empirycznie. Jest ich jednak zdecydowanie najwięcej. Dobrą opinię mam natomiast o terapii behawioralno-poznawczej. Wracając do pytania, musiałoby bardzo dużo wody upłynąć w Wiśle, by ludzie przestali korzystać z usług psychoterapeutów-eksperymentatorów. Mechanizm jest podobny jak w przypadku chorób wirusowych. Poza szczepionkami, które mają znaczenie zapobiegawcze, medycyna nie wymyśliła jeszcze skutecznego lekarstwa na choroby wywołane przez wirusy, ale nie przeszkadza to wielu z nas gonić do lekarza, gdy nas boli gardło. Lekarze coś nam przepisują, my to zażywamy. Po tygodniu choroba mija, bo wygania ją nasz organizm, ale my jesteśmy zadowoleni z podjętych przez nas działań ratunkowych i wierzymy, że jakiś rutinoscorbin czy grypex nam pomogły.

- W "Zakazanej psychologii" ostrzega Pan, że nadmierne zaufanie wobec psychoterapeuty może zakończyć się utratą zdrowia lub nawet życia.

- Tak się zdarza. W tzw. terapii więzi znanych jest co najmniej kilka wypadków śmierci dzieci biorących w niej udział. Dużo bardziej prawdopodobny przypadek to zlekceważenie objawów somatycznych. Kiedyś pewna dziewczyna, która miała problemy z samopoczuciem, trafiła do psychologa. Ten stwierdził, że przyczyna złego samopoczucia tkwi w psychice. Dziewczyna dostała się do szpitala psychiatrycznego, gdzie starała się przekonać wszystkich, że sygnalizowane przez nią objawy nie są wymyślone. Kiedy jej stan zdrowia bardzo się pogorszył, przeprowadzono badania neurologiczne, które wykazały guza mózgu. Na ratunek było za późno. Generalnym problemem jest to, że niewielu psychologów i psychoterapeutów przed podjęciem terapii zastanawia się, czy przyczyna problemów pacjentów nie ma podłoża organicznego. Tymczasem okazuje się, że jedna trzecia osób kierowanych na leczenie psychiatryczne ma za mało witaminy B2. Jej brak w diecie to pewna depresja i apatia. Jedna czwarta ma za mało witaminy B12, której niedobór jest wiązany z poważnymi chorobami umysłowymi, np. psychozami. Tę listę można ciągnąć. Moim zdaniem regułą przed podjęciem terapii powinno być choćby skierowanie na badanie krwi. Niestety, nie znam psychoterapeutów, którzy zaczynaliby swoje działania od uważnego przyjrzenia się organizmowi pacjenta.

Rozmawiał: Włodzimierz Knap

CV

Dr Tomasz Witkowski

Dr Tomasz Witkowski jest psychologiem, pracował na kilku polskich i zagranicznych uczelniach. Jest autorem książek, m.in.: "Psychomanipulacje. Jak je rozpoznawać i jak sobie z nimi radzić", "Psychologia kłamstwa" czy wydanej niedawno "Zakazanej psychologii".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski