Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naukowiec nie musi być ponury

Redakcja
Fot. Marek Sendek
Fot. Marek Sendek
Na estradzie wesołek, tryskający humorem Alosza Awdiejew...

Fot. Marek Sendek

Mówi ALOSZA AWDIEJEW w rozmowie z Wacławem Krupińskim

- Humorem nie ja tryskam, ale publiczność, ja tylko ów humor w nią wtryskuję.

- Na co dzień poważny naukowiec, prof. dr hab. Aleksy Awdiejew...

- Naukowiec poważny jest tylko wtedy, jak odbiera wynagrodzenie z uniwersytetu, bo się zastanawia, jak za to przeżyć... A poza tym naukowiec wcale nie musi być ponurym człowiekiem. Kiedyś nawet spytałem rektora Franciszka Ziejkę, czy mu nie przeszkadza, że występuję w kabaretach. I usłyszałem, że profesor też powinien umieć rozbawić audytorium, bo inaczej ono zaśnie. Co oczywiście nie oznacza, że moim celem jest rozśmieszać studentów czy kolegów. To raczej studenci mnie rozśmieszają... Jedna blondynka mnie kiedyś rozbawiła słowami: "A po co ja mam to wszystko wiedzieć, skoro ja tego nie rozumiem...".

- "Z powołania jestem błaznem i uważam, że to bardzo ważna profesja..." - to Pana wyznanie.

- Błaznowanie w dobrym stylu to jest wyjście z utartych ram, to wychwytywanie paradoksalnych sytuacji... Czym satyryk różni się od normalnego człowieka? Tym - że dostrzega owe paradoksy i umie je pokazać. Jak w żydowskim dowcipie. Przychodzi Icek do rabina i mówi, że nie wie, co robić z żoną, która jest potworną jędzą, leniwą i złośliwą... A rabin na to: "Zrozumiałem. Zaczniemy od ciebie". Rolą błazna jest wyzwalanie od zapętlonego myślenia. Czyli łamanie stereotypów. Podobnie jest w nauce.

- Z pochodzenia Rosjanin, urodzony w Stawropolu, od lat Polak, muzyk z dyplomem chórmistrza, pianista, satyryk, instruktor karate, aktor, naukowiec...

- I jeszcze ogrodnik. I rysownik. Właśnie muszę stworzyć rysunki do swego najnowszego wyboru felietonów "Życie po śmiechu".

- Pana życiorys mógłby być kanwą filmu fabularnego.

- Tragedia mojego życia polega na tym, że nie jestem w stanie przestać robić czegokolwiek, co mnie interesuje.

- Przyjechał Pan do Polski w 1967 roku na studia jako student anglistyki, który dostał stypendium radia moskiewskiego. Wybrał Pan Kraków...

- Mogłem jechać do Pragi, Bułgarii, Jugosławii, ale byłem zafascynowany Polską. To dzięki czasopismu "Polsza", które ku memu zachwytowi w latach 60. prezentowało malarstwo nowoczesne, a w Kraju Rad był tylko socrealizm. Oglądałem też z pasją filmy Wajdy i całej polskiej szkoły filmowej, i "Szpilki" usiłowałem czytać - ze słownikiem, bo nie znałem polskiego...

- Wybrał Pan UJ i polonistykę.

- Dalej z tym słownikiem, wtedy jeszcze nie było szkół dla obcokrajowców chcących tu studiować. Pamiętam, jak pani prof. Maria Dłuska pięknym rosyjskim powiedziała mi, że jak czegoś nie zrozumiem, to mam podejść po zajęciach i mi wytłumaczy...

- Po studiach pojechał Pan do Moskwy, mając już w Polsce żonę, nie bał się Pan, że do Polski nie wróci?

- Pewnie, że się bałem, że mnie już nie wypuszczą. Pracowałem w radio jako tłumacz. Wszystko było dobrze, dopóki nie złożyłem podania o emigrację do Polski; wywalili mnie i przez rok ani nie mogłem wyjechać, ani pracować. Siedziałem na utrzymaniu mamy... Dla nich byłem zdrajcą. Parę lat później, już występując z Piwnicą pod Baranami, pozwoliłem sobie na jakiś żart o ZSRR, po czym od jakiejś pani usłyszałem: "Za ile pan sprzedał swój własny kraj?". A ja na to: "Ja, proszę pani, bezpłatnie....".
- Jak się czuje były obywatel ZSRR w Polsce?

- Od lat czuję się Polakiem.

- Który stał się rosjoznawcą, kierownikiem Katedry Rosjoznawstwa...

- Jako naukowiec analizuję Rosję chłodnym okiem, ale jako człowiek tam urodzony dostaję cholery. W Rosji nastąpił ogromny regres. Tzw. psychologia narodu, rosyjska dusza, rosyjska duma to są komponenty potwornie konserwatywne. Jak to określił Jurij Afanasjew, znakomity politolog, w Rosji nie ma społeczeństwa, nie ma narodu, jest populacja. Ludzie żyją w warunkach okupacji przez rząd, przez administrację. I nadal oczekują mocnej władzy i porządku. To władza ma mi mówić, co mam robić; sam za nic nie odpowiadam.

- Ongiś trzymał za mordę carat, potem nastał zamordyzm porewolucyjny...

- I wciąż ta postfeudalna kondycja Rosji się utrzymuje. Jeśli, jak się oblicza, ok. 40 proc. mieszkańców, jest zaangażowane w rozmaite struktury administracji i aparatu władzy, to oznacza, że niemal połowa mieszkańców jest zainteresowana tym, żeby nic się nie zmieniło. Dzięki utrwalonemu systemowi korupcji zarabiają 10-krotnie więcej, niż oficjalnie im wypłacają... Najlepiej oddaje to rosyjski żart. Młody Rosjanin przyszedł do milicji, po miesiącu pytają go: "Wania, czemu ty nie poszedłeś po pensję?". - "Myślałem, że jak mi dali pistolet, to już mam sobie radzić sam...".

- Śpiewa Pan rosyjskie piosenki, przywołuje wielokulturowość niegdysiejszych miast, gdzie pop zżyty był z rabinem, gdzie Cyganie snuli romanse, i jeszcze opowiada żarty o nowych Ruskich, a zarazem w sposób naukowy analizuje Rosję.

- I czuję się potrzebny i na estradzie, i tu, na uniwersytecie. W lipcu skończę 70 lat, już władze się martwią, jak mnie zatrzymać, gdy nie będę mógł mieć całego etatu. Bo też wiele udało się zrobić. Wprowadzony siedem lat temu autorski program pozwala poznać współczesną Rosję, historię kultury, gospodarkę - wszystko. I oczywiście język. Moi studenci zdominowali jako tłumacze krynickie Forum Wschód-Zachód. Obecnie mamy w naszym Instytucie Rosji i Europy Wschodniej UJ sześciu kandydatów na jedno miejsce.

- Występy to bardziej Pana psychiczna potrzeba czy też konieczność, bo profesorom płacą, jak płacą?

- Jak to mówili radzieccy dyplomaci? Zadał pan bardzo ciekawe pytanie. Tak naprawdę - i to, i to. Wiem, że gram za dużo, za często. Chętnie bym grał mniej, ale nie umiem odmawiać... I lubię bezpośredni kontakt z publicznością. Piotr Skrzynecki nauczył mnie, że należy ją rozśmieszyć, rozczulić i przerazić. I ludzie to dostrzegają, że, bawiąc ich, mówię i gorzkie teksty.

- I śmieszno, i straszno.

- I wtedy widać tę tak potrzebną otchłań, bo kto nie zobaczył otchłani, ten nie żył. Człowiek musi parę razy dostać w dupę, żeby zrozumieć, na czym w ogóle polega życie.

- Pan dostał?

- Po raz pierwszy, jak porzuciłem ojczyznę i przyjechałem tutaj. Pierwsze pół roku męczyła mnie potworna nostalgia i zarazem przeżywałem szok kulturowy. I zobaczyłem Polaków, którzy nigdy nie dali się ujarzmić, upodlić, w których tkwiło poczucie godności...
- "Słowiańska dusza. Romanse i piosenki rosyjskie śpiewa Alosza Awdiejew" - to tytuł Pana dawnej płyty. Proszę opisać słowiańską duszę...

- Moja definicja jest taka: słowiańską duszę posiada człowiek, który przy rozwiązaniu problemów najpierw wypróbuje wszelkie rozwiązania irracjonalne. To człowiek natchniony, który nie tyle rachuje, ile intuicyjnie szuka wyjścia. I nie będzie zadowolony, jeśli racjonalne wyjście nie będzie mu odpowiadać. Dla niego ważniejsze jest przeżywanie niż myślenie. Dlatego słowiańska dusza jest nieprzewidywalna. Ale z drugiej strony słowiańska dusza ma wspaniałe wartości. Choćby solidarność uczuciową - ty mnie szanujesz, ja cię szanuję. Ty mnie czujesz, ja cię czuję. Oczywiście żadnych problemów nie rozwiążemy, ale jesteśmy razem. Czym się różni polityk słowiański od zachodniego? Polityk zachodni, jeżeli jakieś negocjacje mu się nie udadzą, wraca do domu z poczuciem, że taka jego profesja - raz wyjdzie, raz nie. Słowiański polityk przeżywa to jako osobistą porażkę. Stąd tyle połajanek, emocji - bo to staje się ich prywatną sprawą.

- I tak wkraczamy w sferę polityki i języka mediów, którym się Pan Profesor zajmuje. Zgodzi się Pan, że następuje degradacja życia politycznego i publicznego, co przejawia się właśnie w języku...

- Z naukowego punktu widzenia język publiczny traci swoje wyznaczniki gatunkowe. Wchodzi weń język potoczny, kolokwialny, knajacki. W Rosji wręcz mówi się o kryminalizacji języka. I te wpływy widać także w Polsce. Pojawili się ludzie, którzy nie czytali żadnych książek, ale wszystko rozumieją. I nie mają żadnych wątpliwości. A naród, nieprzyzwyczajony do debaty publicznej, jest na taki populistyczny język łasy. Stąd tylu błaznów w polityce, którzy mówią tak, żeby rozśmieszyć, przestraszyć, zadziwić, czyli za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę. Polska ma piękną tradycję publicystyki - XIX-wiecznej, z lat międzywojnia wieku minionego. To był wspaniały, bogaty pod względem literackim język. Ale gdyby teraz ktoś zaczął mówić takim językiem, to by przegrał. Taka nastąpiła pauperyzacja mediów. Próbowałem w TVN wygłaszać swe felietony - wydawało mi się, że są na tyle zabawne... Okazały się zbyt mądre. Nie będzie oglądalności, nie będzie reklam.

- A skąd agresja narastająca w języku?

- Ona jest zauważalna, a podstawową funkcją polityka jest bycie zauważonym. Niech pan zauważy, że ci sami politycy, którzy odnoszą się do siebie w debatach bardzo ostro i jadowicie, poza kamerami już się traktują miło i sympatycznie.

- Ten proces się zatrzyma?

- Staram się być optymistą. Z czasem ludzie będą mieć tego dość, kolejne, lepiej wykształcone pokolenia zaczną szukać czegoś bardziej wykwintnego, na poziomie... Estetyka gumy do żucia w końcu się znudzi. Choć nie można też wykluczyć, że wskutek globalizacji dojdziemy do tego, do czego doszli Amerykanie - istnienia elity kulturowej i 80 proc. społeczeństwa, które jest konsumentami półanalfabetami.
- Pomówmy o czymś przyjemniejszym - o kobietach, wszak wystąpi Pan w Krakowie w Dniu Kobiet.

- Uważam, że Dzień Kobiet powinien być co dzień. A szczególnie co noc... Jestem ogromnym fanem kobiet. Dominikanin Józef Bocheński kiedyś powiedział, że kobieta, szczególnie dojrzała, to najwyższa forma ludzkości.

- Czyli z Eurypidesem by się Pan nie zgodził, że "Morze, ogień i kobieta - to trzy nieszczęścia".

- Nie. Jestem też przeciwnikiem islamskiego traktowania kobiet. Czyli redukcji kobiety do roli agencji obsługowej. Moją pierwszą książkę felietonów pt. "Szkice z filozofii potocznej" - przez co trafiała w księgarniach do działu filozofia - dedykowałem ostatniej żonie "która udowodniła mi, że różnice między kobietą i mężczyzną są większe, niż przypuszczałem". Kobieta to jest świat dotychczas nie zbadany, bo nauka zajmowała się głównie myśleniem męskim, racjonalnym. Natomiast kobieta - jej sposób myślenia, przeżywania, adaptacji do rzeczywistości - jest mało opisany. Kobieta jest wciąż nieznaną nam planetą. Acz to się powoli zmienia i pewnie przyjdzie czas, że zaczniemy korzystać z mądrości kobiet. Ale jak na razie mędrzec kojarzy się z kim? Zawsze z mężczyzną. Nie z matroną. Dowiedziałem się ostatnio, że u bizonów przywódcą stada są samice, nie samce...

- A czemu?

- Pyta pan, jak w tym kawale: "Trzeba zabić Żydów i cyklistów". "A dlaczego cyklistów?" Złapałem pana. To są właśnie stereotypy.

- To Panu podpadłem - i jako naukowcowi, i jako satyrykowi. Wróćmy do kobiet, zgodzi się Pan, że kobieta jest bliższa słowiańskiej duszy?

- Bez wątpienia. Z jej zmiennością, z jej fiu bździu... Dlatego też w podziale kultur na męskie i żeńskie my, Słowianie, należymy do żeńskich. Bo podstawowymi jej cechami jest zbliżyć się, zrozumieć, przeżyć z innym człowiekiem romantyczne chwile...

- 8 marca Pana recital będzie odmienny?

- Na pewno wykonam jakiś ukłon w stronę pań.

- "Śmiech jest furtką, która otwiera najlepsze strony osobowości...". Tak więc my wychodzimy ze spotkań z Panem lepsi, a Pan - jaką korzyść czerpie z tych spotkań?

- Bardzo lubię patrzeć, jak ludzie są szczęśliwi, jak się śmieją. Może odzywają się we mnie jakieś lęki z młodości... Bo śmiech to jest rodzaj samoobrony, jeśli ja z kimś się śmieję, to już jesteśmy złączeni wspólnotą śmiechu. Czyli wspólnotą ludzi sobie życzliwych, wyzbytych lęku, nieufności. Agresji.

Alosza Awdiejew wystąpi 8 marca o godz. 17 w krakowskim Teatrze Bagatela. Towarzyszyć mu będą Marek Piątek - gitara oraz Kazimierz Adamczyk - kontrabas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski