Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Neurolog dr Marcin Wnuk. Lekarz od „kabli” w mózgu

Iwona Krzywda
Iwona Krzywda
Dla dr. Wnuka leczenie objawów to za mało. Postawił przed sobą wyzwanie, żeby zbadać mechanizm powstawania stwardnienia rozsianego
Dla dr. Wnuka leczenie objawów to za mało. Postawił przed sobą wyzwanie, żeby zbadać mechanizm powstawania stwardnienia rozsianego fot. Michał Gąciarz
Młody Kraków. Neurolog dr Marcin Wnuk ma zaledwie 32 lata, ale zdążył już zapracować na opinię fachowca. Chorym, których przyjmuje w Poradni Leczenia Stwardnienia Rozsianego Szpitala Uniwersyteckiego pomaga żyć tak, jakby nigdy nie usłyszeli druzgocącej diagnozy

Wybrał dla siebie zajęcie pozornie syzyfowe, bo pacjentów trafiających pod jego opiekę - przynajmniej na razie - wyleczyć się nie da. Stwardnienie rozsiane, w którego terapii specjalizuje się młody krakowski neurolog dr med. Marcin Wnuk to choroba przewlekła. Towarzyszy choremu przez całe życie. Dr Wnuk stara się o to, aby nie było to życie na wózku inwalidzkim.

- Nie tak dawno dla osób ze stwardnieniem rozsianym nie byliśmy w stanie zrobić nic. Diagnoza w zasadzie oznaczała wyrok. Dzisiaj, dzięki dostępnym lekom, w większości przypadków jesteśmy w stanie skutecznie powstrzymać rozwój choroby - tłumaczy neurolog.

Na Oddziale Klinicznym Neurologii Szpitala Uniwersyteckiego, gdzie na co dzień pracuje, dr Wnuk zajmuje się diagnostyką i leczeniem całego przekroju schorzeń - zapaleń mózgu, chorób demielinizacyjnych i nerwowo-mięśniowych, udarów mózgu. Najwięcej czasu spędza jednak w poradni dedykowanej właśnie terapii stwardnienia rozsianego. Chociaż zajmuje się nim od niedawna, zdążył już zapracować na opinię fachowca. Pod swoją opieką ma prawie 150 pacjentów z tego rodzaju schorzeniem. W większości osób młodych.

Choroba najczęściej atakuje bowiem między 20. a 40. rokiem życia. - To moment, kiedy moi pacjenci rozwijają się zawodowo, zakładają rodziny, myślą o ich powiększeniu i nagle dowiadują się o tym, że są chorzy. Rolą lekarza jest to, aby pomóc im w zachowaniu dotychczasowej sprawności, umożliwić powrót do pracy czy urodzenie dziecka - mówi.

Naprawa instalacji

Jak tłumaczy, stwardnienie rozsiane powoduje uszkodzenie „osłon”, odpowiadających za prawidłową pracę „kabli”, do których obrazowo porównać można szlaki nerwowe w ludzkim mózgu. W swojej najczęstszej formie przyjmuje postać tzw. rzutów. Raz, dwa razy do roku u chorego pojawiają się charakterystyczne objawy - drętwienia, osłabienia siły mięśniowej kończyn, zaburzenia czucia, widzenia czy równowagi. Ignorowane, powtarzają się i prowadzą do narastania niesprawności.

Zadanie doktora Wnuka to dobranie leczenia w taki sposób, by do zaostrzenia choroby nie dopuścić. - Pierwszym krokiem jest właściwe postawienie diagnozy. Często zgłaszają się do mnie pacjenci z nietypowymi objawami, którzy wcześniej nie znaleźli nigdzie pomocy. W przypadku rozpoznania stwardnienia rozsianego przygotowuję dla nich plan terapii, dobieram leki i kontroluję skuteczność ich działania - wyjaśnia.

U części chorych podstawowe terapie nie spełniają zadania, ale Szpital Uniwersytecki to jeden z dwóch ośrodków w Małopolsce, który prowadzi również leczenie tzw. drugą linią leków. Bardziej agresywną, charakteryzującą się jednak większą skutecznością. Na ten rodzaj pomocy pacjenci mogą liczyć jeszcze tylko w Szpitalu Rydygiera, gdzie oferuje je zespół pod kierunkiem dr. Ryszarda Nowaka.

Młody neurolog podkreśla, że sukces w optymalnym prowadzeniu pacjentów ze stwardnieniem rozsianym tkwi właśnie w pracy zespołowej, również tej wykonywanej przez doświadczone pielęgniarki i rejestratorki. - Współpracuję także blisko z innymi lekarzami zaangażowanymi w opiekę nad pacjentami ze stwardnieniem rozsianym, zwłaszcza z dr Moniką Maroną, posiadającą ogromne wieloletnie doświadczenie, z którą konsultuję trudniejszych chorych. To dla mnie w ogóle wielki zaszczyt móc pracować z tak wieloma znakomitymi neurologami z Kliniki Neurologii, których nie sposób wymienić z imienia i nazwiska - mówi.

Praktyka i teoria

Z pochodzenia dr Wnuk jest kielczaninem. W latach szkolnych był laureatem olimpiady biologicznej, a w 2002 r. otrzymał Nagrodę „Nadzieja Kielc”. Zawodowe życie postanowił jednak związać z Krakowem. Lekarzem został, po prostu - bo chciał leczyć chorych. Inspiracją był dla niego wujek, przez lata pracujący jako anestezjolog. - Z perspektywy czasu myślę, że podświadomie kierowała mną również chęć pomocy mojej mamie, która cierpiała na migrenę - mówi.

Do liceum szedł już z mocnym postanowieniem założenia kitla, dlatego wybrał klasę o profilu biologiczno-chemicznym. Na studiach najpierw zafascynował się chirurgią, potem interną. W neurologii z wzajemnością zakochał się dopiero na ostatniej prostej. - Na IV roku studiów medycznych zwróciłem się po poradę do jednego z moich wykładowców, dr. Tomasza Iskry i to on podpowiedział mi neurologię, która okazała się właściwym wyborem. To bardzo uporządkowana dyscyplina, przeprowadzenie rozmowy z pacjentem lub rodziną uzupełnione o ustrukturyzowane badanie, pozwala w większości sytuacji na zlokalizowanie miejsca uszkodzenia układu nerwowego, co ułatwia postawienie prawidłowej diagnozy - mówi.

Po stażu w Szpitalu Wojskowym, rezydenturę rozpoczął już w Szpitalu Uniwersyteckim pod opieką prof. dr hab. med. Agnieszki Słowik. Do dziś świetnie pamięta pierwszą pacjentkę, za której leczenie samodzielnie odpowiadał.

- Przyjechała w bardzo ciężkim stanie, nieprzytomna, z rozległym udarem, niestety nie udało się jej uratować - wspomina.

Zanim skupił się na leczeniu stwardnienia rozsianego, to właśnie udar mózgu stanowił główny obszar jego zainteresowań - nie tylko praktycznych, ale również teoretycznych. W badania naukowe angażował się od początku swojego związku z medycyną. Jeszcze na rezydenturze uczestniczył w międzynarodowym projekcie „Interstroke”, dotyczącym zidentyfikowania częstości ważnych czynników ryzyka udaru. Wyniki tych badań zostały potem opublikowane w prestiżowym czasopiśmie „The Lancet”. Udarowi mózgu poświęcił również swoją pracę doktorską.

- Byłam pod wielkim wrażeniem, kiedy dr Wnuk zaledwie po kilku tygodniach pracy przyniósł skończony doktorat. Trzeba podkreślić, że zwykle zabiera to wiele miesięcy a nawet lat! Jego praca uzyskała potem znakomite recenzje i była nagrodzona nagrodą Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego im. Prof. Marka Sycha - podkreśla prof. dr hab. med. Agnieszka Słowik, szefowa neurologa.

Pasja do książek i podróży
Prof. Słowik mówi o doktorze Wnuku, że to człowiek z wyjątkową umiejętnością analizy tekstów naukowych. Z fachową literaturą w ręku krakowski specjalista spędza większość wolnego czasu. - Standardy leczenia zmieniają się bardzo szybko. Książka opublikowana dwa lata temu dziś jest już nieaktualna. Ciągle zdarza się, że pacjenci stawiają pytania, które mnie zaskakują. Szperam wtedy w literaturze, żeby nie zostawić ich bez odpowiedzi - mówi.

Szczerą rozmowę z chorym uważa za bardzo istotny element skutecznej terapii. Chociaż czasem wymaga to od niego anielskiej cierpliwości, każdemu swojemu pacjentowi próbuje dokładnie wytłumaczyć, z jakim wrogiem podejmują wspólną walkę. Otwarcie mówi również o swoich wątpliwościach. - Jeśli nie potrafię postawić diagnozy, tłumaczę dlaczego tak jest i co planuję zrobić, żeby to zmienić. Oczywiście zdarzają się pacjenci zdeterminowani, z którymi rozmowa jest wyjątkowo trudna, wtedy pomaga cierpliwość i zrozumienie - wyjaśnia.

Tych, których choroba pokonała, trudno mu wymazać z pamięci. Pogodzić się ze stratą pomaga świadomość, że wszyscy jesteśmy śmiertelni, a w negocjacjach z Bogiem lekarz czasem stoi po prostu na z góry straconej pozycji. Najlepszą motywacją, by nie składać broni, jest zaś radość z każdej trafnie postawionej diagnozy i skutecznej terapii. - Pamiętam młodego pacjenta, który przyjechał na mój dyżur z nagłymi zaburzeniami zachowania. Byłem wtedy młodym lekarzem, ale udało mi się rozpoznać zapalenie mózgu i dzięki w porę zastosowanemu leczeniu jego stan się poprawił - wspomina.

Nietypowe przypadki zdarza mu się w domu konsultować z żoną - z zawodu również neurologiem. Jak zapewnia, przy kolacji zamiast dyskutować o pacjentach wolą jednak planować wspólne wycieczki, koniecznie samochodowe. Zwiedzili już Lazurowe Wybrzeże i zakochali się w północnych Włoszech. Marzą, żeby kiedyś w Weronie na żywo wysłuchać jednej z oper. Dotychczas jeszcze się nie udało, bo bilety trzeba rezerwować z kilkuletnim wyprzedzeniem.

Za cel kolejnej podróży obrali jednak Stany Zjednoczone, gdzie oboje mogliby odbyć staż naukowy. Doktora Wnuka interesuje oczywiście taki, związany z najnowszymi terapiami stwardnienia rozsianego. Prawdziwe wyzwanie, które przed sobą postawił, stanowi jednak zbadanie mechanizmu jego powstawania. Odpowiedzi na pytania dlaczego pacjenci muszą się zmierzyć z tą chorobą, dotychczas nikt jeszcze nie znalazł.

- Chciałbym przeprowadzić badania skupione wokół aspektów genetycznych choroby oraz przeanalizować czynniki, które decydują o tym, że konkretni pacjenci reagują na takie, a nie inne preparaty. Być może udałoby się to uczynić tematem mojej habilitacji - planuje.

- Najważniejszy jest jednak dla mnie ciągły kontakt z pacjentami. Im więcej trafia ich pod moją opiekę, tym lepszym staję się lekarzem - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski