Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Never Mind The Bollocks Here’s The Sex Pistols"

Redakcja
Niezapomniane płyty historii rocka (103)

Sex Pistols

Niezapomniane płyty historii rocka (103)

Sex Pistols

   To, że ten album znalazł się wśród niezapomnianych płyt historii rocka nie jest kwestią jego artystycznej wielkości, lecz wagi tego, co stało się za jego sprawą. Bo ten longplay najpierw zbudził, potem ocucił, a w końcu uratował rock. Był bowiem jak policzek, a raczej jak sierpowy, który z potężną siłą trafił prosto w twarz znużonego, przysypiającego, zadowolonego z siebie, już nieco wyjałowionego artystę. Gdyby nie ten cios, to ten kiedyś płodny twórca, korzystając z owoców dawnej sławy, pewnie dość szybko umarłby z przejedzenia i przepicia.
   To temat bardziej dla socjologa niż dla muzycznego recenzenta - młodzieżowy bunt, a właściwie jego brak. Po raz pierwszy od lat młode pokolenie właściwie się nie buntuje. Szczególnie u nas. Wygląda na to, że mimo ogólnego marazmu młodzi godzą się z rzeczywistością. Może oznacza to, że mają jednak nadzieję. Ponieważ są pierwszym pokoleniem wzrastającym w postpeerelowskim kapitalizmie, postanowili z niego skorzystać. Wierzą, że im się uda.
   Kiedyś jednak było inaczej. Co pokolenie licealiści i studenci próbowali rewolty. Chcieli być inni i żyć w innym świecie niż ich starzy. Brzydzili się zamkniętym w gorset układów i pieniędzy, uporządkowanym życiem swoich rodziców. Będąc idealistami, chcieli go zmienić. Tylko, jak to zrobić? Nie mieli przecież ani swoich gazet, ani stacji radiowych, ani telewizji. Ale mieli muzykę. A ponieważ swoje prawdy chcieli wyrażać "waląc je prosto z mostu", to towarzyszące temu dźwięki musiały być równie ostre jak młodzieńczy temperament. Idealny do tego był rock’n’roll, a później zrodzony z niego rock. Stąd we wczesnej jego fazie tyle było w nim ekspresji. Z czasem rock zaczął się zmieniać i wzbogacać, aż w końcu stał się sztuką. Tym jednak sposobem muzyka buntu sama się spacyfikowała.
   W drugiej połowie lat 70. rock stał się już tak wyrafinowany, że zaczął sprawiać wrażenie, iż jest to już tylko sztuka dla sztuki. Chwilami był tak trudny, że kolejne pokolenie nastolatków po prostu go nie rozumiało. Co też ważne, jako jego alternatywę proponowano dzieciakom szalejącą wówczas w mediach słodką i pustą muzykę disco.
   Trzeba jeszcze dodać, że schyłek lat 70. to nie był dobry okres w angielskiej gospodarce. Problemy społeczne, bezrobocie, brak perspektyw itp. wszystko to powodowało że młodzież czuła się sfrustrowana i niepewna. To groziło wybuchem. Zanosiło się na kolejną pokoleniową rewolucję. I przyszła, uderzając z siłą zmiatającej wszystko przed sobą lawiny. A każda lawina ma swój początek. Pierwszy zaczynający się toczyć kamień.
   W 1975 roku niejaki Malcolm McLaren, prowadzący w Londynie mały, niezależny sklep z płytami, zorientował się, że coś się szykuje. A ponieważ był człowiekiem i sprytnym, i inteligentnym, wpadł na pomysł, że może uda mu się coś zarobić na tej zauważonej społecznej i muzycznej frustracji małolatów. Biorąc pod uwagę ich obojętność wobec "oficjalnego" rocka i nienawiść do disco - wymyślił, że przyszłość to prostota i złość. Ponieważ jednak sam bardziej chciał robić kasę niż grać, postanowił znaleźć sobie kogoś, kto zrealizowałby jego plan. I znalazł!
   W jego sklepie jednym z pracowników był zabawiający się pędzlem i gitarą Glen Matlock. Od czasu do czasu z kumplami ze szkoły, z Paulem Cookiem i Stevem Jonesem, pogrywali oni w podwórkowej kapeli o nazwie Swankers. To ten zespół stał się bazą do powstania grupy, o którą chodziło McLarenowi. Ponieważ uznał on jednak, że żaden z tej trójki nie nadaje się do roli frontmena-wokalisty, zdecydował się na stosowne ogłoszenie w prasie. I tak pojawił się niejaki John Lydon; w potarganym ubraniu miał pełno agrafek, na głowie zielone włosy i podobno podejrzanie zielonkawe zęby - i tak otrzymał ksywę: Johnny Rotten - Jasio Zgniłek.
   McLaren zdecydował: Macie pisać obraźliwe, bezpardonowe, rock’n’rollowe kawałki bez solówek i całego tego gówna.... A to im idealnie pasowało. Przecież wtedy jeszcze tak naprawdę ani grać, ani śpiewać nie umieli. Aha, Malcolm nadał im też nazwę: Sex Pistols.
   6 XI 1975 r. wystąpili (10 minut) na pierwszym koncercie w gimnazjum plastycznym... I zaczęło się. Ruszyła lawina. Single "Anarchy In The U.K.", "God Save The Queen" i album "Never Mind...". Skandal za skandalem, rozróba za rozróbą. Kolejne kontrakty i ich zerwania. Bluzganie w telewizyjnym talk show, próby ich bojkotowania i reakcja na to - pierwsze miejsca na listach przebojów itd. Zaraz potem wzbierająca fala naśladowców i szaleństwo prostej, drapieżnej, wulgarnej, ale szczerej i absolutnie naturalnej muzyki. Po prostu punk.
JERZY SKARŻYŃSKI
Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski