Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niby wół, a jednak król. Nie dziwi więc, że dostęp do zwierza mieli ci szlachetnie urodzeni

Grzegorz Tabasz
Pozwólcie przedstawić sobie: Pan żubr we własnej osobie
Pozwólcie przedstawić sobie: Pan żubr we własnej osobie Fot. Anna Kaczmarz
Waży tonę, a choć to wegetarianin, ma niczego sobie apetyt. Gdyby ŻUbra nie dokarmiano, mógłby w złości zdemolować niemały las. Do szczętu.

Dawno, dawno temu była sobie puszcza. Od Atlantyku po zbocza Kaukazu. Żadne tam uporządkowane lasy gospodarcze, jakie nazywamy dzisiaj puszczą, lecz nieprzebyty gąszcz. Gdzieś tam przemykał wielki zwierz.

Banalnie, ale historii żubra nie można zacząć inaczej. Pierwsze uczynione ręką ludzką polany i poręby dały początek łąkom, co zapewne bardzo spodobało się trawożernym żubrom. Chwilę później puszczy zaczęło ubywać. Razem z nią znikały żubry. W połowie XVI wieku liczne stada żyły na Węgrzech i Bałkanach.

Ostatnie sztuki zabito dwa wieki później. W 1755 roku z ręki kłusownika ginie ostatni żubr w pruskich lasach. Od tej chwili jedyna żyjąca na wolności grupa zachowała się na północnych rubieżach Rzeczpospolitej. Król puszczy był zwierzyną łowną, godną jedynie szlachetnie urodzonych, z czego kolejni władcy nader chętnie korzystali. August II Mocny ubijał po kilkadziesiąt sztuk na jednym polowaniu. Żona Augusta III Sasa wykazała się nie mniej celnym okiem. Jak skrzętnie odnotowali kronikarze, w zagrodzie ustrzeliła kolejno dwadzieścia żubrów. Cóż, koronowane głowy miały łowiecką żyłkę, co zresztą pozostało im we krwi, ale o tym potem.

Nie zabrzmi to ładnie, ale białowieski matecznik ocaliły rozbiory. Puszcza przypadła carskiej Rosji. Aleksander I traktował królewski przywilej z imperatorskim zacięciem. Puszczę ogrodził, okolicznych włościan wysiedlił. Nie, nie na Sybir (choć mógł!), lecz na bardziej urodzajne ziemie. Szczodrze sypnął groszem. Na otarcie łez dał po trzykroć mlecznych krów za każde posiadane bydlątko. Żelazną ręką wyplenił kłusowników. Choć kolejni carowie lubili łowy, to tuż przed wybuchem I wojny stado liczyło ponad siedem setek zdrowych zwierzaków.

Nie był jedynym obrońcą. Książę pszczyński szczycił się posiadaniem kilkudziesięciu żubrów chadzających luzem po śląskich lasach. Gdy arcyksiążę Ferdynand (ten sam, który zginął z ręki serbskich zamachowców w Sarajewie) ustrzelił jedną sztukę, został wyrzucony z pałacu na zbitą twarz. Skandal okrutny, gdyż książę przegnał swego cesarskiego suwerena, któremu nominalnie winien był lenny posłuch. Potem było już tylko gorzej. Pod Tannenbergiem pruska armia bierze na Rosjanach krwawy rewanż za grunwaldzką klęskę. We wrześniu 1914 roku w Białowieży naliczono ledwo 120 sztuk. Przez kolejne lata żubry zabijano dla mięsa i wywożono do wygłodzonych Niemiec. W niecnym procederze miała swój udział także okoliczna ludność. Zimą 1921 roku ginie ostatni białowieski żubr, którego odrodzona Rzeczpospolita nie zdołała ocalić.

Jak to zwykle bywa, opamiętanie przyszło w ostatniej chwili. Po I wojnie w całej Eurazji ocalały tylko 54 zwierzęta. Wszystkie w prywatnych hodowlach lub ogrodach zoologicznych. Misję ratowania gatunku powierzono powołanemu w 1923 roku Międzynarodowemu Towarzystwu Ochrony Żubra w Berlinie. Wybór siedziby nie był przypadkowy. Armia kajzera miała sporo na sumieniu. W 1929 roku do Białowieży przywieziono między innymi z niemieckich ogrodów zoologicznych pierwsze zwierzaki. Borusse, Biserta i Biskaya to imiona protagonistów odrodzonego stada.

Dług zaczął być spłacany w 1930 roku, gdy na świat przyszedł pierwszy byczek. We wrześniu 1939 roku w Puszczy Białowieskiej żyło już szesnaście żubrów. Stado przetrwało kolejną wojenną zawieruchę dzięki… zbrodniarzowi wojennemu. Hermann Görnig pragnął stworzyć wielki germański rezerwat przyrody, a białowieski matecznik był jego oczkiem w głowie. Uciekający przed Armią Czerwoną żołnierze Wehrmachtu otworzyli bramy zagrody i wypuścili zwierzęta do lasu. Tym samym ocalili stado przed hordami krasnoarmiejców.

Dzisiaj na świecie żyje pięć tysięcy żubrów, z czego w Polsce na wolności prawie półtora tysiąca sztuk. W Puszczy Białowieskiej, Knyszyńskiej, Boreckiej. Na Zachodnim Pomorzu i Bieszczadach. Teoretycznie gatunek został ocalony. W praktyce los zwierząt wisi na cienkiej nitce. Wszystkie żubry są ze sobą blisko spokrewnione, a zmienność genetyczna znikoma. Każda epidemia gruźlicy, choroba niebieskiego języka czy nowa zaraza może wybić gatunek w mgnieniu oka. Do tego dochodzi zagęszczenie. Pojemność lasów, gdzie żyją żubry, została przekroczona. Nawiasem mówiąc, swoboda jest wysoce umowna. Żubry mogą chodzić, gdzie zechcą. Pod warunkiem że będzie to obszar parku narodowego. Za granicą puszczy ważący blisko tonę zwierz jest niemile widziany i, co tu kryć, niebezpieczny. Liczące ponad pięć setek białowieskie stado musi być regularnie dokarmiane.

Roślinożercy mają niezły apetyt i bez dobrze zaopatrzonego paśnika zdemolowaliby las do szczętu. Nie mówiąc o częstych wyprawach na okoliczne pola uprawne. Jedynym rozwiązaniem wydaje się rozśrodkowanie. I przemyślana strategia gospodarowania gatunkiem. Idealny model to dwadzieścia grup w całej Polsce. Razem nie więcej niż dwa tysiące osobników. Zaś nieunikniony przychówek zostanie, jakby to delikatnie powiedzieć, zagospodarowany. Choć żubr to król puszczy i ikona ochrony przyrody, jest przedmiotem regularnych polowań. Pod lufy trafiają sztuki stare, chore, słabe i licho wyglądające. Prawo do polowania kupują bogaci myśliwi, z czego szczególnie często korzystają członkowie królewskiej rodziny z Hiszpanii. Ot, wspomniany chwilę temu pociąg koronowanych głów do wykwintnego safari. Łowcy zabierają trofea, a pieniądze idą na utrzymanie gatunku. Część najmniej atrakcyjnego mięsa trafia do chłodni na pokarm dla wilków i rysiów. Najlepsze porcje do restauracji.

I tam właśnie można posiedzieć przy żubrze. Prawdę mówiąc, żaden rarytas. Ciemna i żylasta wołowina. Tyle tylko, że z króla puszczy. Po przystępnej cenie. Jeśli zaś pragniecie bezkrwawo i wygodnie usiąść przy żubrze, to wystarczy wpisać w okienku komputerowej przeglądarki hasło żubryonline. Kliknąć i już. W kilka chwil wylądujecie w puszczy. Na rozległej polanie z paśnikiem, gdzie zainstalowano internetową kamerę. Tam też regularnie zaglądają żubry. Dorosłe i młode. Bywają dziki, jelenie, sarny i inny leśny drobiazg. Tudzież ptaki, dla których sypią się okruchy z pańskiego stołu. Nocą elektronika pracuje w podczerwieni, której oko zwierząt nie dobiera. Żadnego płoszenia. Całkowity spokój i dyskrecja. Niestety, obraz jest czarno biały. Jeśli czegoś brakuje, to dźwięku. Ech, gdyby jeszcze podłączyć mikrofon… Grymaszę, ale podglądanie żubra z kubkiem gorącej herbaty w dłoni okrutnie człowieka rozleniwia.

***

Głowa żubra jest stosunkowo duża i ciężka o szerokim i wypukłym czole, oczy małe, krótkie rogi skierowane do góry i zagięte do środka. Szyja żubra jest gruba, krótka z wyraźnym podgardlem. Przód tułowia wygląda na bardzo potężny na skutek silnie rozwiniętego kłębu i porastającej go kasztanowo-brunatnej sierści, która w zimie jest ciemniejsza niż latem. Sierść w dolnej części głowy, przodu i szyi jest długa, na głowie, karku i kłębie występuje grzywa złożona z włosów ościstych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski