Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niczego nie żałuję

Redakcja
Paweł Przytocki nie czuje się winny złej sytuacji filharmonii Fot. Jacek Wrzesiński
Paweł Przytocki nie czuje się winny złej sytuacji filharmonii Fot. Jacek Wrzesiński
ROZMOWA. PAWEŁ PRZYTOCKI, dyrygent, były dyrektor Filharmonii Krakowskiej, po miesiącach przerywa milczenie

Paweł Przytocki nie czuje się winny złej sytuacji filharmonii Fot. Jacek Wrzesiński

- Sypia Pan spokojnie?

- Bardzo. Mam piękne sny.

- Nie czuje się Pan winny?

- Póki co o winie decyduje sąd. Chyba że mamy do czynienia z programami typu talk-show w telewizji, gdzie wyrok zapada od razu, często poprzez głosowania telewidzów. Na razie nie biorę udziału w takim programie.

- Pytam nie o winę, a o poczucie winy. To różnica.

- Poczucia winy nie mam. Robiłem to, co do mnie należało. Zawsze uważałem, że Kraków stać na więcej niż na prowincjonalną filharmonię.

- Błędów Pan nie popełniał?

- Popełniałem. Nie popełnia błędów taki dyrektor, który nic nie robi.

- Jakie?

- Nie doszacowałem wpływów z biletów z Gustav Mahler Festival. Zabrakło w budżecie 200 tys. zł.

- Wicemarszałek Jacek Krupa w rozmowie ze mną twierdził, że to przez Pana filharmonia ma kłopoty, bo wydawał Pan za dużo, a budżet każdego projektu się nie spinał.

- Nie chcę się ustosunkowywać do tego wywiadu. Zrobi to za mnie adwokat. Ale urzekła mnie w tej rozmowie dezynwoltura wypowiedzi pana marszałka.

- Przerywa Pan jednak milczenie.

- Bo ta zabawa, która się toczy wokół mnie w Krakowie, przypomina mi mecz Jurka Janowicza na Australian Open, kiedy to przeciwnik posyłał piłki na aut, a sędzia nie reagował. Janowicz w końcu zapytał: "How many times". Ja takie samo pytanie chcę dziś postawić.

- Czyli "jak długo jeszcze"?

- Czekałem długo, bo chciałem, aby wszyscy zabrali głos. Mówiąc o finansach powinniśmy posługiwać się konkretnymi dokumentami. Mam w ręce, proszę popatrzeć, pismo rzecznika dyscypliny finansów publicznych, które otrzymałem na początku stycznia.

- Co to jest?

- "Postanowienie o umorzeniu postępowania wyjaśniającego w sprawie naruszenia dyscypliny finansów publicznych". To jest dokument państwowy fachowca od spraw dyscypliny finansów publicznych. Mój brak poczucia winy wynika właśnie z oceny mojej działalności przez rzecznika.

- Widzę, że ma Pan w ręce jeszcze jeden dokument.

- To uchwała Zarządu Województwa Małopolskiego nr 1127/12 z dnia 18 września 2012 roku w sprawie przyznania dorocznych nagród za rok 2011 szefom instytucji marszałkowskich. Ja jestem na tej liście.

- Na miesiąc przed Pana odejściem zarząd postanowił Pana nagrodzić.

- Tak, dyrektora, który zdaniem tych, co nagradzali, wprowadził filharmonię w kłopoty. Gdzie tu logika... Nie przyjąłem tej nagrody.

- Dlaczego?

- Bo trzeba starannie wybierać, z kim się chodzi na wódkę i od kogo się bierze pieniądze.

- To Pańskie zasady?

- Nie tylko moje. To podstawa biznesu.

- W kontrakcie Pana następcy zawartym z zarządem województwa jest napisane, że na koniec roku 2011 wynik finansowy netto filharmonii wynosił minus 761 tys. zł.

- Odnieśmy się do sytuacji aktualnej, tak już dobrze nagłośnionej przez oddane media, ale nie do końca precyzyjne. Deficyt w roku 2012 nie istnieje, bo bilans zamknie się kwotą ok. 100 tys. zł na plus. Innym problemem są zaległości w płatnościach i tzw. płynność finansowa. 8 października, tuż przed moim odejściem, poprosiłem o krótką relację. Księgowa powiedziała, że mamy zaległości na kwotę 200-260 tys. zł. Oznaczało to, że na początku października płaciłem rachunki zaległe z końca sierpnia i początku września. W tym samym czasie było dwóch kontrahentów, którzy zalegali filharmonii łączną sumę 150 tys. zł. Filharmonia jednakże nigdy nie płaciła karnych odsetek, a opłacanie rachunków z opóźnieniem dotyczy większości tego typu instytucji w Polsce i nie jest to szczególnie napiętnowane. Jednak jesteśmy w Krakowie. Nikt nie mówi o deficycie np. w Oświęcimiu. Ale jakim cudem nowa dyrekcja wyliczyła w listopadzie milion zaległości? Tego nie wiem.
- Filharmonia miała problemy z płynnością finansową. W roku 2009 wskaźnik płynności wynosił 1,4, w 2010 już 0,9, zaś w 2011 - 0,5.

- Problemy z płynnością zaczęły się na początku 2011 roku. Dwa lata wcześniej miałem doskonały budżet, który dostałem od marszałka Nawary, ok. 13 mln zł. Ustawiłem sezon z rozmachem i dałem pracownikom podwyżki. Wtedy śp. Marek Nawara powiedział mi: "Niech pan uważa na osobówkę". Ale w roku 2011 dotacja była o 1 milion niższa w stosunku do dotacji z roku 2009. Co miałem zrobić? Zwolnić 30 osób? Wysłać na urlopy bezpłatne na miesiąc całą załogę? Milion złotych to jest ponad 5-tygodniowa osobówka.

- Można zrobić korektę programu.

- Filharmonia to nie jest fabryka śrubek. Jeżeli ustawiłem poziom artystyczny i płacowy na określonym pułapie, moja wiarygodność jako dyrektora nie pozwalała mi na zwolnienia muzyków czy odwołania koncertów. Przypomnę, że za mojej kadencji wystąpili w Krakowie tacy artyści, jak: Norrington, Hogwood, Kitajenko, Bronfman, Anderszewski, Wunder, Midori czy Mahler Chamber Orchestra. Ale też sporo koncertów w roku 2011 skasowałem lub przeniosłem na sezon 2012/13. Jeżeli pracujemy w trybie dwuletnim, bo tak pracują w cywilizowanych krajach filharmonie, to mając perspektywę stabilności budżetu, można ułożyć sensowny program. Chcąc nie chcąc, w tej sytuacji musiałem wejść w deficyt w 2011 roku. To były również skutki podwyżek z 2009 roku. Deficyt wyniósł, jak pani powiedziała, 760 tys. zł, jeżeli jednak odejmiemy od tego amortyzację 300 tys., to jest on na poziomie 460 tys. zł...

- Dlaczego odejmiemy?

- Bo każdy dyrektor może mieć deficyt w wysokości amortyzacji. Wtedy zostanie nam 460 tys. zł realnego deficytu.

- Nie przejmował się Pan deficytem?

- A z jakiego powodu się rozchorowałem? Melomani jednakże nie odczuli trudnej sytuacji filharmonii. Nie kasowałem koncertów w piątek. Mimo wprowadzanych oszczędności poziom artystyczny ciągle był wysoki i w 2012 roku filharmonia jest na plusie. W tej materii jednak nigdy nie było i nie będzie "różowo". Przeważnie budżet w Filharmonii Krakowskiej wystarczał na fundusz osobowy. Resztę na działalność pozyskiwałem od sponsorów i ze sprzedaży biletów. Średnio tych pozyskanych pieniędzy było ok. 2-2,5 mln zł rocznie. Ostatnio pozyskałem ok. 120 tys. zł brutto na nagranie płyty z muzyką Szymanowskiego. Poza tym, o czym nigdy nie mówiłem, gdy pojawiły się w drugim półroczu 2010 roku problemy finansowe i marszałek poprosił o oszczędności, zrezygnowałem z własnych honorariów za dyrygowanie koncertami i rezygnowałem też w 2011 i 2012. Przez trzy lata podarowałem w ten sposób filharmonii co najmniej kilkadziesiąt tys. zł.

- Dlaczego Pan to zrobił?

- Bo dla mnie ważniejsza była muzyka. Moja praca wiązała się z...

- ...pasją?

- Pasja to za mało. Determinacja jest najważniejsza. Proszę pamiętać, że mimo trudności na Titanicu muzyka brzmiała do końca. Wkładałem w swoją pracę całe serce. W ostatnim okresie, od lipca, gdy nie miałem już zastępcy, coś wspaniałego wydarzyło się w filharmonii: wszyscy zaczęli rewelacyjnie pracować. Dzięki temu właśnie udało się sprzedać aż 520 abonamentów na obecny sezon, udana inauguracja i koncerty wrześniowe też się świetnie sprzedały. Wszyscy graliśmy do tej samej bramki. Ciekawe jest również to, że sytuacja finansowa Filharmonii Krakowskiej była dobrze znana obecnemu dyrektorowi, mimo że jest to temat przemilczany. W kontrakcie, który podpisał, znajdują się sprawozdania finansowe z ostatnich lat. Jest tam również zapis o obcięciu budżetu roku 2013 do skandalicznych rozmiarów o blisko 650 tys. Dziwne jest to, że w grudniu i styczniu nagle odkryto trudną sytuację finansową w filharmonii i zaczęto to intensywnie nagłaśniać. Wcześniej, w listopadzie nowa dyrekcja w mediach robiła ze mnie ciężko chorego człowieka. To wyglądało jak piłka za linią lub "kiepsko ustawiony" teatr.
- Teatr?

-Tak. Np. nikt z władz nigdy nie kwestionował sposobu księgowania w filharmonii. Jest jeszcze jeden fakt. Nowy dyrektor natychmiast zatrudnił swojego zastępcę, a także przywrócił do pracy zwolnionego przeze mnie mojego zastępcę, który pobierał wynagrodzenie do 31 stycznia tego roku. Do 31 stycznia ja także pozostawałem na wypowiedzeniu. To oznacza, że do końca stycznia 2013 roku istniały cztery etaty dyrektorskie! Trudno mówić tu o oszczędnościach w filharmonii. Gdy dowiedziałem się 23 października na posiedzeniu zarządu, że nie jestem już dyrektorem naczelnym, oświadczyłem, że filharmonia nie ma już od następnego dnia również dyrektora artystycznego i dyrygenta. Powiedziałem też, że skoro zarząd i nowy dyrektor nic mi konkretnego nie proponują, to proszę o zwolnienie mnie z obowiązku świadczenia pracy. Wszyscy się na to zgodzili. Nowy dyrektor został z dnia na dzień "na lodzie". W tym sezonie miałem zaplanowane 25 koncertów. Dla nowego dyrektora oznaczało to szukanie dyrygentów i duże wydatki dla instytucji. Nikomu do głowy nie przyszło, że zwalniając mnie z obowiązku świadczenia pracy, naraża instytucję na wydatki.

- Podsumujmy to.

- Proszę: 25 koncertów z honorariami dyrygenta, podróżą i hotelami to jest ok. 100 tys. zł, 3 dodatkowe etaty, to jest 60-80 tys. zł; razem 160-180 tys. zł. Nie szukam winnego, bo nie jestem sędzią, ale jest to nieumiejętna gospodarka zasobami ludzkimi.

- Na jaką propozycję zarządu Pan czekał?

- Jakąkolwiek. W ramach jakiejkolwiek funkcji artystycznej, ale nie jako dyrygent gościnny, mogłem sezon 2012/2013 w filharmonii dokończyć. Ale taka propozycja nie padła. Za wszelką ceną chciano się mnie pozbyć, narażając filharmonię na dodatkowe wydatki.

- Słyszę żal w Pana głosie.

-W cywilizowanych krajach wymiana dyrektorów odbywa się przez rok albo dwa. Mnie trzymano do końca w niepewności. Odchodzący wie, na jakich warunkach odchodzi, a przychodzący na rok czy dwa lata wcześniej jest desygnowany na to stanowisko, by przygotować program na swoje sezony. Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądać, nie robiłbym otwarcia kolejnego sezonu. Wtedy nowy dyrektor mógłby realizować swoją koncepcję od września 2012 roku. Do tego ten żałosny konkurs...

- Zarzucano Panu, że program filharmonii nie jest skrojony na budżet tej instytucji, że koncerty są za drogie.

- Obecny sezon planowałem w końcu roku 2011 i początku 2012. Ale jak mogę dobrze zaplanować, skoro o wysokości dotacji dowiaduję się dopiero w październiku lub listopadzie po wydrukowaniu książki programowej. Co to znaczy ciąć? Jesteśmy w tartaku?

- Np. wymiana solistów na tańszych.

-"Tańsze zamienniki"- to nie jest droga do celu. Sztuka nie zna kompromisu. Problem polega na tym, że kryteria topornego świata przykładane są do muzyki. To żenujące.

- Przez cztery lata kierował Pan filharmonią. Jak Pan to ocenia?
- Niczego nie żałuję.

- Gdyby mógł Pan jeszcze raz być dyrektorem, "wszedłby" Pan w deficyt?

- Niech pani przeczyta biografię Wagnera. Miał permanentne kłopoty do czasu, gdy spotkał swojego mecenasa Ludwika II Bawarskiego.

- Czuje się Pan Wagnerem?

- Nie śmiałbym.

- Kim Pan zatem jest, Panie Przytocki?

- Kolejnym dyrektorem filharmonii, który zakończył swoją kadencję. Teraz warto sobie zadać pytanie, które pada na początku Bachowskiej "Pasji wg św. Mateusza": "wohin?"...

- Czyli dokąd Pan zmierza?

- Dla mnie sprawa Krakowa jest skończona. Dalej dyryguję, sprawia mi to radość i mam nadal swoje sukcesy artystyczne. Tego mi już nikt nie odbierze.

Rozmawiała Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski