MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie będę czarować, jaka jestem wspaniała

Redakcja
Biegaczka z Kasiny Wielkiej podczas ceremonii dekoracji w stolicy Norwegii Fot. PAP/Grzegorz Momot
Biegaczka z Kasiny Wielkiej podczas ceremonii dekoracji w stolicy Norwegii Fot. PAP/Grzegorz Momot
Jaki smak mają dla Pani medale zdobyte w Oslo? Można je porównać z krążkami wywalczonymi wcześniej? - zapytałem w Oslo Justynę Kowalczyk.

Biegaczka z Kasiny Wielkiej podczas ceremonii dekoracji w stolicy Norwegii Fot. PAP/Grzegorz Momot

Rozmowa z JUSTYNĄ KOWALCZYK

- Do medali zdobywanych na mistrzostwach świata człowiek się nigdy nie przyzwyczaja. Każdy z nich jest wyjątkowy i za każdym razem wywalczenie go jest wielkim przeżyciem. Ten wywalczony po tak ciężkim biegu na 30 km smakuje naprawdę dobrze.

- Jak Pani ocenia atmosferę mistrzostw?

- To były wspaniałe zawody. To było święto narciarstwa. Kibice nas niesamowicie dopingowali. Podobno w sobotę na trasie było 100 tysięcy widzów. Wszystko było znakomicie przygotowane, trasy idealne, choć bardzo trudne. Tę atmosferę czuło się nawet podczas treningów. Nie ukrywam, że bardzo pochlebia mi to, że mam taką pozycję w biegach narciarskich. Właśnie na takich trasach to widać. Ludzie doceniają moje wyniki.

- Jak z Pani perspektywy wyglądał ostatni wyścig na 30 km?

- To był bardzo, ale to bardzo ciężki bieg. Źle się czułam na trasie. Może w życiu biegłam dwie, trzy takie "trzydziestki", żeby od samego początku, niemal od pierwszych metrów tempo było tak mocne. Osobiście chciałam takiego biegu. Dziewczyny okazały się jednak ode mnie mocniejsze. Dlatego bardzo się cieszę, że bieg zakończył się medalem. Nie będę czarować, jaka jestem wspaniała, bo nie ukrywam, że ciężko było mi się utrzymać za Johaug i Bjoergen. Dobrze, że poradziłam sobie z Kallą, która jest przecież mocną biegaczką.

- Kiedy ruszyła Johaug pomyślała Pani, że to jest decydujący atak?

- W pierwszej chwili pomyślałam, że być może z Bjoergen dojdziemy ją na zjazdach. Wiedziałam jednak, że jest mocna i na ostatnich kilometrach znowu nam odjedzie. Kiedy Marit zaczęła dawać wyraźne sygnały, żebym jej pomagała, wtedy zrozumiałam, że nie walczymy już o złoto. Ani ja, ani ona nie miałyśmy siły, by gonić szalejącą na trasie Johaug. Nie sądziłam, że odważy się tak szybko zaatakować. Wydaje mi się, że nie spodziewała się, że ja i Marit nie dotrzymamy jej kroku. Chciała chyba rozciągnąć grupę, a tymczasem odjechała nam. Upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu.

- Komentator norweski krzyczał, że Johaug jest niesamowita. Pewnie gdybyście startowały na 50 kilometrów, to też cały czas biegłaby w takim tempie.

- Chyba tak. Myślę, że nie byłby to dla niej problem. Jest znakomicie przygotowana do tego sezonu. Pokazała to już w Tour de Ski, biegnąc pod stromą górę Alpe Cermis. Ten bieg pod tę górę jest takim wyznacznikiem przed trzydziestką. Johaug trasę biegu w Oslo pokonała szybciej niż wielu bardzo dobrych facetów.

- Miała Pani upadek już na samym początku biegu. Potem niewiele zabrakło, by leżała Pani po raz drugi...

- To jest to, o czym wielokrotnie mówiłam. Takie wypadki zdarzają się w biegach masowych. W ferworze walki zupełnie przez przypadek najeżdża się na czyjeś narty czy kijki.

- Podczas drugiej zmiany nart nie skorzystała Pani z tego przywileju. Czy**to było zagranie va banque, bo nie chciała Pani stracić cennych sekund?**
- To była jedyna mądra decyzja w tym momencie. Jeżeli zmieniłabym narty, to nie miałabym już kontaktu z Bjoergen. Wtedy bieg mógłby się potoczyć zupełnie inaczej. A tak pracowałyśmy razem i łatwiej było nam biec pod te wszystkie górki.

- Czy po tym sukcesie Johaug można powiedzieć, że do Pani i Bjoergen dołączyła kolejna wielka zawodniczka?

- To bardzo mocna dziewczyna, która będąc jeszcze juniorką wywalczyła medal w mistrzostwach świata w Sapporo. Potem miała dwa lata przestoju. Teraz dochodzi do siebie.

- Lubi Pani**Johaug?**

- Therese to bardzo sympatyczna dziewczyna. Nazywamy ją z trenerem Wierietielnym "maszyną do szycia", bo tak szybko i rytmicznie biega. Ona pod górę to nie jedzie na nartach, a podskakuje.

- Podobno mieliście problemy z dotarciem na stadion przed biegiem na 30 km?

- Policjanci zatrzymali ruch. Staliśmy przez 20 minut w korku. Trener zdecydował się wówczas, by pojechać chodnikiem, pod prąd. Kiedy dojechaliśmy do policjanta, który regulował ruchem, ten podszedł do nas, ale kiedy zobaczył, że chcę coś powiedzieć, od razu nas przepuścił.

- To już trzecia impreza z rzędu, z której przywozi Pani**trzy medale, poprzednio był Liberec, potem Vancouver...**

- Nigdy nie sądziłam, że będę multimedalistką na trzech kolejnych wielkich imprezach. To jest sukces, o jakim w ogóle nie śmiałam nawet myśleć. Dlatego jestem bardzo zadowolona. Oczywiście mam pewien niedosyt związany z biegiem na 10 kilometrów. Może też być podwójne dno tego wszystkiego, ale z drugiej strony, patrząc na wszystko, mogę powiedzieć, że to był dla mnie piękny sezon.

- Po sezonie wybiera się Pani na zawody komercyjne do Rosji?

- Nie. Pojadę na Kamczatkę, ale po to, by trochę się podleczyć. Tam wezmę udział w jednym maratonie. Cóż, starzeję się i trzeba czasem odpocząć.

- Zapewne zastanawia się Pani, jak podejść do kolejnego sezonu, czy po raz czwarty walczyć o Kryształową Kulę?

- Musimy to z trenerem wszystko poukładać. Wprawdzie mamy zrobione już pierwsze przymiarki, ale zobaczymy jak to będzie. O tym, na co będę gotowa w przyszłym sezonie, będę wiedziała pewnie najwcześniej w październiku. Może to będzie sezon, w którym będę biegała na nieco niższym poziomie, na dziesiąte miejsca?

Rozmawiał Andrzej Stanowski, Oslo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski