Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcę grać "na kilogramy"

Redakcja
- Jest Pani aktorką niezwykle muzykalną - śpiewającą, grającą na fortepianie. Czy z perspektywy lat nie żałuje Pani wyboru drogi aktorskiej, a nie muzycznej?

- mówi GRAŻYNA BARSZCZEWSKA w rozmowie z Jolantą Ciosek

 Jako dziecko uczyła się gry na fortepianie, myślała nawet o dyrygenturze. Zdecydowała się na PWST w Warszawie, skąd po pierwszym roku została wyrzucona. Zdała wtedy do Krakowa, gdzie przez pierwsze dwa lata - jako "ta wyrzucona" - była pod szczególnym nadzorem. Wystąpiła w kilku świetnych rolach w krakowskim Teatrze Ludowym, a potem zaczęła się jej błyskawiczna warszawska kariera teatralna i filmowa. Niewątpliwie największą popularność dała jej rola Niny w "Karierze Nikodema Dyzmy", choć - jak sama mówi - najchętniej zagrałaby tytułowego bohatera.
 - Nie, bo moje umiejętności muzyczne pomogły mi w zawodzie aktorki. Sądzę, że nie miałam szans na karierę wielkiej pianistki, ale zdarzyło mi się w kilku filmach z powodzeniem grać "na żywo" na fortepianie.
 - Nawet Pani kiedyś dyrygowała.
 - I to dwa utwory symfoniczne! Rzecz miała miejsce w programie telewizyjnym "Hobby artystów filmowych". Było to bardzo zabawne.
 - Dyrygent w filharmonii jest jak reżyser w teatrze; czy nie myślała Pani o reżyserii?
 - Zdarzyło mi się wyreżyserować kilka spektakli, choć moje nazwisko nie figurowało na afiszu. Przemilczmy jednak dyskretnie temat. Ostatni spektakl muzyczny "Kobieta", w którym gram gościnnie w Teatrze Ateneum, jest natomiast moim dzieckiem od początku do końca, choć z wieloma osobami konsultowałam narodziny tego przedstawienia.
 - Chyba jednak zaprzepaściła Pani swój talent muzyczny. Przy takim głosie częściej powinna występować Pani z recitalami.
 - Sporo śpiewałam, ale generalnie jestem bardzo krytycznie ustosunkowana do amatorskiego śpiewania. Mam bardzo dobry słuch, dobrze słyszę każdy dysonans i niedociągnięcie ćwierćnuty. Jeśli już śpiewam, to te kompozycje, które leżą w zasięgu moich możliwości, choć uważam za pewną bezczelność z mojej strony nagranie dwóch bardzo różnych płyt kompaktowych. Pierwsza to "Miłość jest wszystkim", do której muzykę napisali kompozytorzy Piwnicy pod Baranami: Zarycki, Konieczny i Raj do tekstów Achmatowej, Dickinson i Osieckiej. To taki mój ukłon w stronę Krakowa, który był dla mnie bardzo ważnym miejscem wczesnej młodości. Druga płyta to przedwojenne szlagiery, w których dobrze się czuję, a nieco zostały zapomniane.
 - Kraków wspomina Pani z pewnym sentymentem.
 - Kiedy zostałam "wykopana" z warszawskiej szkoły, przyjął mnie właśnie Kraków. I choć bacznie mi się przyglądano, to czas ten wspominam jako najwspanialszy. Ogromnie dużo się tam nauczyłam. Fantastyczna atmosfera artystycznego Krakowa, Piwnica pod Baranami - to wszystko miało wielki wpływ na kształtowanie młodej dziewczyny. Poza tym, na II roku Jerzy Jarocki zaproponował mi zagranie epizodu w "Mojej córeczce" Różewicza. Głupia i zielona, wówczas zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, z jakim mistrzem dane mi jest pracować. Niestety, to spotkanie nigdy się już nie powtórzyło. W Krakowie, w Teatrze Ludowym, miałam wreszcie teatralny debiut - rolę Niny w "Czajce". Jak więc mam nie mieć sentymentu do tego miasta?
 - A jednak porzuciła Pani Kraków dla Warszawy.
 - Tak to już w życiu bywa, ale te dziesięć lat spędzonych w Teatrze Ateneum to był dla mnie czas bardzo twórczy. Grywałam ogromnie dużo, od naiwnych amantek poprzez role charakterystyczne aż po dramatyczne, jak choćby Maria Stuart czy Gizella w "Dwojgu na huśtawce". Do tego trzeba by dodać Teatr Telewizji, no i oczywiście film.
 - Skoro tak dobrze było w Ateneum, to dlaczego przeszła Pani do Teatru Polskiego?
 - Bo jestem ciekawa nowych ludzi i spraw. W "Polskim" osobowość Kazimierza Dejmka jako reżysera była niezwykłym magnesem. Ponadto dostałam od niego propozycję zagrania po raz pierwszy w sztukach Szekspira. Chciałam koniecznie zmierzyć się z tą materią, no i zagrałam Oliwię w "Wieczorze Trzech Króli" oraz Porcję w "Kupcu weneckim". Nadal sporo gram w "Polskim". To grzech, żeby aktorka w moim wieku mówiła, że gra za dużo, ale to prawda. Bywają miesiące, kiedy gram po 29 spektakli. Najmniejszym moim "drobiazgiem" jest Podstolina w "Zemście".
 - Daj Boże samych takich "drobiazgów" w dalszej Pani karierze!
 - Odpukać, dopisuje mi szczęście, a przy tym wszystkim wciąż szukam nowych doświadczeń. W Teatrze Kwadrat gościnnie występuję w dwuosobowej sztuce "Po latach o tej samej porze", a w Teatrze Ateneum mam wspomniany już swój spektakl muzyczny. Co prawda, uważam, że przez półtorej godziny zawracać głowę publiczności swoją osobą to jest bezczelność, ale proszę mi wierzyć, że gdy schodzę ze sceny, to jestem od stóp do głów mokra.
 - Gra Pani bez taryfy ulgowej.
 - Bo nie lubię sobą zanudzać.
 - Jest Pani perfekcjonistką?
 - Nieraz nie do wytrzymania: dla siebie i dla kolegów w pracy. Dbam o atrakcyjność kreowanych przez siebie postaci i tego samego wymagam jako widz od kolegów aktorów. W tym zawodzie nie ma taryfy ulgowej.
 - Wystąpiła Pani w bardzo wielu filmach, w dużych i mniejszych rolach, a jednak najsilniej zapisała się Pani w pamięci widzów jako Nina w "Karierze Nikodema Dyzmy" Jana Rybkowskiego.
 - A szkoda, że nie zagrałam Dyzmy, bo to dopiero kawał roli! Poważnie jednak mówiąc, chyba nie miałam szczęścia do tak bogatych i głębokich ról w filmie jak w teatrze. Zwykle były to liryczne lub zaborcze amantki. Pewnie typ urody powodował tzw. obsadzanie po warunkach. Muszę jednak przyznać, że kilkakrotnie zagrałam ważne role filmowe, jak choćby mój debiut komediowy u Roberta Glińskiego w "Łabędzim śpiewie" czy dużą, dramatyczną rolę we "Wszystko, co najważniejsze", również Glińskiego.
 - O tej roli Meryl Streep bardzo pochlebnie wyrażała się w jednym z wywiadów dla telewizji amerykańskiej.
 - To prawda. Ten film był zgłoszony do nominacji do Oscara, stąd też Meryl Streep go widziała. To przecież przypadek, choć dobra recenzja z ust takiej aktorki, nie powiem, sprawia wielką frajdę.
 - Była też znakomita, tragiczna Pani rola w "Przerwie w podróży", według książki Marii Nurowskiej.
 - Bardzo lubię tę rolę, choć wymagała ona "odarcia" mnie z urody. I bardzo dobrze, bo jako aktorka nie mogę myśleć o zapuchniętych oczach czy brzydocie świecącego nosa. Dla dobrej roli jestem w stanie wszystko ze sobą zrobić. Nawet raz Hanuszkiewiczowi udało się mnie rozebrać w telewizyjnych "Emancypantkach". Zgodziłam się, bo ten zabieg był umotywowany i logiczny. Przez pierwsze lata mojej kariery byłam postrzegana przez reżyserów jako "pięknota", więc proponowano mi tzw. role dekoracyjne albo "świecenie" nagością. Odmawiałam, bo uważałam, że stać mnie na więcej niż ozdobnik. A tak prawdę mówiąc, to marzyłam o charakterystycznej "paskudzie". Oczywiście takiej propozycji nie dostałam.
 - Trudno się temu dziwić przy Pani urodzie.
 - Mówiąc "paskuda", mam na myśli postać, która jest poniekąd zaprzeczeniem mojego wizerunku. Dlatego we "Wszystko, co najważniejsze" sama zaproponowałam reżyserowi zmianę mojego wyglądu na oczach widzów. Ciało aktora jest jego narzędziem pracy, więc musi być dyspozycyjne, ale w uzasadnionych przypadkach.
 - Czy odmawianie występowania w rolach ślicznotek zubożyło Pani filmografię?
 - Jeśli zubożyło, to w sensie ilościowym, a nie jakościowym. Nigdy nie chciałam i nie chcę grać "na kilogramy". Liczy się jakość, a nie ilość, choć ma pani rację, że jest we mnie niedosyt pełnokrwistych ról filmowych - ról, jakie zdarzały mi się w teatrze i w telewizji. Sądzę, że miałam szczęście w serialach - takich, jak "Znaki szczególne", "Dyrektorzy", "Trzecia granica". Dwa tygodnie temu skończyłam kręcić spektakl w Teatrze Telewizji, gdzie gram główną rolę we współczesnej sztuce Józefa
Hena "Błahostka". Występuję jako gwiazda, której życiorysem manipulują media. To świetny materiał aktorski i psychologiczny. Właśnie takiego materiału brakuje mi w filmie, stąd też z rozrzewnieniem wspominam swój występ obok Jurka Treli w "Aniele w szafie" Stanisława Różewicza. Myślę, że w filmie nie pokazałam jeszcze wszystkiego, na co mogłabym się pokusić.
 - Nie ma Pani też w popularnych obecnie serialach. To z powodu braku propozycji czy też odmowy grania?
 - Odmówiłam dużej roli w serialu o wielkiej popularności, gdyż obawiałam się owego "szybko i na kilogramy". Być może kiedyś życie zmusi mnie do przyjmowania takich propozycji.
 - A być może uda się Pani połączyć "szybko, sprawnie i ciekawie"?
 - Może. Na razie jednak jestem na etapie perfekcyjnej, czasami aż do bólu, pracy nad rolami. Latam za scenografami, nieproszona dopominam się o miary kostiumów; chcę dopilnować wszystkiego, co pracuje na moją postać. Jak powiedział jeden z wybitnych reżyserów, oprócz mnie jest druga taka szalona perfekcjonistka - Irena Kwiatkowska. Przepraszam, chyba zbyt dużo dobrego powiedziałam na własny temat.
 - O wielu ważnych rolach jeszcze Pani nie powiedziała, jak choćby o tej w "Jakubie kłamcy".
 - Ten amerykański film z Robinem Williamsem przemknął przez ekrany niezauważony. Zagrałam w nim Żydówkę. Gdy po raz pierwszy zetknęłam się z reżyserem, powiedział: "Jesteś za młoda". A ja mu odpowiedziałam, jak Dustin Hoffman w "Tootsie": "Mogę być stara". Skoro jestem aktorką, to jeśli mam schudnąć - chudnę, jeśli być brzydką - brzydnę, jeśli starą - to się starzeję. Oczywiście, dodatkowo mnie ucharakteryzowano. To była świetna praca, choć ja - jak zwykle - nie byłam z siebie do końca zadowolona.
 - Z jednej roli była Pani ponoć całkowicie dumna - Kury w słuchowisku radiowym.
 - To prawda. Tam właśnie, jedynie głosem, jak to w radiu, zagrałam rozerotyzowaną kurę. Ubawiłam kolegów do łez i od tej pory mówią, że "w drobiu" jestem dobra. Ale serio: kiedyś po spektaklu "Dwoje na huśtawce" przyszedł do mnie za kulisy prosty człowiek, zażenowany, gdyż był po raz pierwszy w garderobie aktorki. Skrywając wzrok i załzawione oczy, powiedział: "Dziękuję pani, bardzo mi pani pomogła". Dla takiego spotkania warto uprawiać ten zawód i nie żałować nie zagranych ról.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski