Nie chcemy rozrabiaków

ROZMOWA "Dziennika"

ROZMOWA "Dziennika"

z posłem Kazimierzem Sasem z SLD

- Jakie wnioski wysnuł Pan z sobotniego spotkania z członkami sądeckich struktur Sojuszu?

- Przede wszystkim przekonałem się, że wciąż dysponujemy w mieście znaczącą siłą. Na zebranie przyszło 150 osób. Prawie dwadzieścia było bardzo aktywnych. To dowód, że ludzie wciąż wierzą w lewicę mimo, że jej notowania nie są najlepsze.

- Widać jednak, że coraz bardziej boli ich skala afer na samej górze waszej partii. Podczas spotkania nie szczędzili przecież słów krytyki pod adresem kierownictwa SLD. Dostało się nawet Józefowi Oleksemu, który dotąd traktowany był z wielką atencją choćby ze względu na fakt, iż wywodzi się z Nowego Sącza.

- To dobry sygnał świadczący o tym, że dojrzali członkowie SLD ponad swoiście rozumiany lokalny patriotyzm przedkładają dobro partii jako całości. Ludzie ci wręcz domagali się zmian na samej górze. I te zmiany będą. Po dymisji kierownictwa, w niedzielę odbędzie się Krajowa Konwencja SLD, która wyłoni przewodniczącego i wiceprzewodniczącego partii. Z Nowego Sącza pojedzie tam dwóch delegatów - Paweł Badura i ja.

- Ma Pan swojego faworyta na najwyższe stanowisko w Sojuszu?

- Stawiam na Wojtka Olejniczaka, ministra rolnictwa. To młody człowiek o szerokich horyzontach. Właśnie takich ludzi potrzeba dziś SLD. Zresztą w partii zostało 70 tys. osób. Ci, którzy zawadzali, byli nieuczciwi, czy wywoływali afery, już zostali usunięci. Musimy wprowadzić twarde zasady, żeby nikt nam nie powiedział, że mówimy o uczciwości, a sami nie jesteśmy w porządku. Cieszę się, że przynajmniej w Nowym Sączu udało nam się utrzymać wysokie standardy etyczne. To dlatego, że od początku ostrzegałem ludzi pełniących jakieś stanowiska czy funkcje publiczne - jak narozrabiasz, to wylecisz. Jak na razie wielkich afer nie było, więc przyjmuję, że system się sprawdził.

Rozmawiał

PAWEŁ SZELIGA