Fot. Andrzej Banaś
- Na 15 stycznia ma Pan zarezerwowany bilet lotniczy do Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z planem poleci Pan wznowić przygotowania w Global Boxing?
- Tego jeszcze nie wiem. Ciągle czekam na decyzję niemieckiej federacji w kwestii sankcji, jaka zostanie na mnie nałożona. Od tego uzależniam, czy spakować walizkę i wsiąść do samolotu.
- A jeśli do tego czasu nie pozna Pan werdyktu?
- To będę musiał przesunąć wylot. Tym bardziej, że po zabiegu stopy jeszcze przez pewien czasu nie będę mógł trenować.
- Może Pan wreszcie zdradzić, jaki rodzaj sterydów anabolicznych wykryto w Pana organizmie?
- Sam już się dowiedziałem, ale mam zabronione, by o tym mówić.
- Stwierdzono duże stężenie dopingu?
- Według mojej wiedzy wykryto minimalną ilość. Przynajmniej tak mi mówiono, bo ja tej informacji na oczy nie widziałem. Zresztą nie znam się na takich parametrach.
- Nielegalna substancja była wprowadzana do Pana organizmu przez długi czas?
- Na pewno... Największe podejrzenia padają na trenerów, ale coś więcej trudno mi powiedzieć. W tej sprawie planuję swoje prywatne dochodzenie, ale na razie nie chcę nikogo oskarżać publicznie.
- Krąg podejrzanych poszerzył się?
- Poza Juanem de Leonem i Marcinem Machulą miałem o wiele większe grono osób, które dość mocno pomagały mi w przygotowaniach. Co do tych ludzi nie jestem wszystkiego pewny.
- Widać, że im więcej upływa czasu, tym uważniej patrzy Pan na ręce szkoleniowców.
- Niby tak, ale ja jestem takim typem człowieka, który nikogo nie oczernia, nie mając pewności i niezbitych dowodów na czyjąś winę.
- W efekcie to Panu przypięto łatkę dopingowicza i traci Pan argumenty na własną obronę.
- Dlatego przez pewien czas w ogóle przestałem udzielać się w mediach. Przekonałem się raz-drugi, że to jest po prostu bez sensu, więc zrobiłem krok w tył.
- Ludzie Panu nie wierzą, bo faktem jest, że każdy sportowiec złapany na dopingu broni swojej niewinności do końca.
- Dostałem propozycję od jednej z gazet, by uwiarygodnić się badaniem na wykrywaczu kłamstw. Odmówiłem, bo wiem, że to byłoby pożywką dla mediów, więc w odpowiedzi zostałem "zjechany" i zgnojony. Niech proponują takie spektakularne metody podejrzanym o morderstwa. Ja nie mam zamiaru wdawać się z nimi w dyskusje.
- Wspiera Pana środowisko bokserskie?
- Z tym jest różnie. Od wielu zawodników otrzymałem życzenia na święta, ale też widzę, że część na pewno się odwróciła. Widocznie takie mieli rozkazy z góry.
- Od kogo?
- W polskim boksie są wpływowi ludzie.
- Stracił Pan serce do boksu?
- Muszę przyznać, że tak. W ostatnich dwóch miesiącach oglądałem tylko walkę Tomka Adamka. Transmisji innych pojedynków nie szukałem, w ogóle przestałem interesować się wydarzeniami w tym sporcie. Nie trenuję z przymusu, lecz nawet nie ciągnie mnie na salę. Choć dzisiaj (w piątek - przyp. AG) jadę porozmawiać z chłopakami, m.in. z Marcinem Wyką, asystentem w mojej szkółce.
- Chodzą Panu po głowie czarne myśli na temat zakończenia kariery?
- Myślę, że to mi przejdzie. Mam duże wsparcie rodziny, przyjaciół i najbliższych znajomych, którzy twierdzą, że nie powinienem się załamywać. W czwartek byłem w hali Wisły na treningu sekcji zapasów. Na razie w roli widza zafundowałem sobie odskocznię, ale powrót do boksu być może zacznę od trenowania zapasów. Po takiej aferze potrzebuję trochę czasu, by dojść do siebie, a karierę będę odbudowywał małymi kroczkami. Chciałbym jeszcze trochę powalczyć.
- Stałą Pana odskocznią są prace wykończeniowe przy nowym domu?
- Tak naprawdę to kolejna bolączka (śmiech). Dopiero teraz trzeba dużo zachodu, żeby dom ze stanu surowego wyszykować pod klucz. Cały czas pracuje ekipa remontowa i wszystko wskazuje, że przeprowadzimy się jeszcze w tym roku.
- Dysponuje Pan już pieniędzmi zarobionymi w walce z Kliczką?
- Tak, mniej więcej w umówionej kwocie trafiły na moje konto.
- Potrącono Panu gażę?
- Trochę tak. Na początku inne były ustalenia, później wyszły pewne niedomówienia, ale ogólnie jest dobrze.
Rozmawiał Artur Gac
POLAK ZBIERA LAURY
Wyróżnili rundę z walki Tomasza Adamka
Tomasz Adamek został wyróżniony przez prestiżowy magazyn "The Ring". W głosowaniu na najlepszą rundę 2012 roku na trzecim miejscu znalazła się bowiem druga runda walki Polaka z amerykańskim pięściarzem, Travisem Walkerem.
Runda z udziałem polskiego zawodnika uzyskała 25,8 procent głosów. Wyżej ocenione zostały jedynie piąta runda czwartej walki Manny Pacquiao - Juan Manuel Marquez oraz dwunasta runda starcia Sergio Martinez - Julio Cesar Chavez Jr.
Pierwsza z tych walk zgromadziła 30,5 procent głosów, a druga 26,7. (BK)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?