– Nie udało wam się meczu w Kraków Arenie zakończyć wygraną – uległyście Galatasaray różnicą 11 punktów. To boli?
– To było niesamowite przeżycie – grać w tej hali. Niestety, nie sprostałyśmy jednak zadaniu. Najtrudniejsze było to, że od początku to spotkanie nie układało się tak, jak byśmy chciały. Od początku było widać, że przegramy i to było najgorsze. Nie było wielkiej walki o wynik, więc nie było też wielkich emocji dla kibiców.
– Jak się w ogóle grało w tak dużej hali?
– Inaczej niż na Reymonta. Najtrudniejsza rzecz to ocena odległości od kosza. U nas w hali ściana jest tuż za koszami. W Kraków Arenie tej przestrzeni za koszami jest dużo i w efekcie widzi się tylko samą obręcz.
– Czułyście się jak na meczu wyjazdowym?
– Były takie komentarze, ale nie wiem, czy powinnyśmy tak myśleć. Zabrakło nam przede wszystkim dynamiki, energii. Nie mogę powiedzieć nic dobrego o zespole, który nie walczy od pierwszej sekundy. Nie grałyśmy tego wieczoru tak, jak potrafimy. I to jest smutne, bo tylu ludzi przyszło tutaj dla nas, a my zaprezentowałyśmy taką koszykówkę. Coś jest nie tak.
Na pewno brakuje nam świeżości. Idą święta, wszędzie grają świąteczną muzykę, może człowiek przez to bardziej myśli o nadchodzącej przerwie świątecznej, niż o koszykówce? Trzeba dwa ostatnie mecze „wykasować” z głowy i wrócić z nową energią, bo inaczej Euroliga nam szybko ucieknie.
– Zanim rozjedziecie się do domów, czeka was jeszcze w niedzielę w Gdyni mecz ekstraklasy.
– Tak, przed nami jeszcze mecz z Basketem Gdynia. Ale nawet jeżeli w lidze przytrafiłaby nam się porażka – choć nie zakładamy tego – to nic takiego wielkiego się nie wydarzy. Tymczasem w Eurolidze każdy mecz jest na wagę złota. Galatasaray, dzięki wygranej z nami, jest nadal w grze o awans, co dla nas jest niedobre, bo to kolejny rywal w walce o play-off. Szkoda, bo mogłyśmy „Galatę” odciąć od dalszej rywalizacji.
– Duża część waszego dorobku punktowego w starciu z Turczynkami to zasługa Jantel Lavender. Tylko jej występ można zaliczyć na plus?
– Nie skupiałabym się tylko na punktach. Jantel też nie zaczęła tego meczu dobrze, nie była skuteczna. A od zawodniczki tej klasy oczekuje się, że wejdzie w mecz i od razu złapie rytm, a nie dopiero po jakimś czasie, gdy rywal już odskoczył. Choć oczywiście, to, że zdobyła wiele punktów jest fajne. Ale i do niej można mieć dużo uwag, jeśli chodzi o grę w obronie.
– Liczy Pani na to, że czwartkowy wieczór spędzony w Kraków Arenie zachęci część osób, które do tej pory na koszykówkę nie chodziły, do wizyty na waszych meczach przy ul. Reymonta?
– Szczerze mówiąc, trudno mi uwierzyć, że ktoś po takim meczu będzie chciał przyjść na inne nasze spotkania. Cieszę się jednak, że ludzie przybyli do Kraków Areny i zobaczyli, jaki piękny obiekt mamy w mieście. Przynajmniej wiedzą, że jest taki zespół jak Wisła Can-Pack, który jest wielokrotnym mistrzem Polski. Szkoda, że przydarzył się nam słabszy mecz, bo organizatorzy spisali się na szóstkę. Nawet Marcin Gortat do nas przemówił (śmiech; chwilę przed rozpoczęciem meczu najlepszy polski koszykarz przemówił z telebimu – przyp.).
– Nie marzą się Pani kolejne koszykarskie wydarzenia w tej hali, np. mecze kadry Polski albo Final Four Euroligi w Krakowie?
– Ta hala jest godna największych wydarzeń. Tak, jak występów gwiazd w stylu Bryana Adamsa, tak i występów na najwyższym poziomie sportowym. Może marzenia o Final Four Euroligi w Krakowie kiedyś staną się rzeczywistością?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?