Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie jestem królewną, przy której wszyscy muszą chodzić na palcach

Rozmawia Anna Gronczewska
Twarda, delikatna, nieśmiała. Agata Kulesza ma wiele twarzy
Twarda, delikatna, nieśmiała. Agata Kulesza ma wiele twarzy Fot. Krzysztof Kuczyk/forum
Popularność bywa groźna. Zwłaszcza gdy się ma dwadzieścia kilka lat. Nagle młodemu człowiekowi wmawia się, że jest wyjątkowy. I on w to wierzy. Miałam ogromne szczęście, że dopadła mnie w dojrzalszym wieku – mówi Agata Kulesza

– Zawsze miała Pani w głowie aktorstwo?

– Nie. Pojawiło się, gdy miałam siedemnaście lat i chodziłam do drugiej klasy liceum. Wtedy je sobie wymyśliłam.

– Twierdzi Pani, że jednym z największych sukcesów jest to, że mimo lepszych i gorszych chwil zawsze utrzymywała się z tego zawodu.

– Choć poziom był nierówny i pewnie nadal tak będzie. To sinusoida. Bardzo kocham ten zawód. I od kilku lat ten zawód kocha mnie.

– Bywało gorzej?

– Bywało różnie. Bardzo sobie jednak cenię drogę, którą przeszłam.

– Dlaczego?

– Mam dzięki niej zdrowy dystans do zawodu. Wiem, jak to jest, gdy telefon nie dzwoni i nie boję się tego.

– Denerwowała się Pani, gdy nie dzwonił?

– Nie pamiętam, żebym była wtedy sfrustrowana. Oczywiście, przyjemniej jest dostawać do zagrania materiał, który jest ciekawy i cieszy. Nie mam poczucia posłannictwa. Aktorstwo to zawód jak każdy inny. Pozwala mi się utrzymać i to dobrze. A zdarzają się takie projekty, tak jak ostatnio, które mają wymiar artystyczny.

– Lubi Pani wracać do swego udziału w programie „Taniec z gwiazdami”?

– Bardzo. Z zawodowego punktu widzenia to była bardzo dobra decyzja. Wiele się w nim nauczyłam. Mam też lepszą samoocenę i wiem, że warto wierzyć w swój instynkt.

– Przed „Tańcem z gwiazdami” grała Pani jedną z głównych ról w serialu „Pensjonat pod Różą”..

– Tak, występowałam też w „Heli w opałach” i innych serialach.

– Seriale zadecydowały, że zaproszono Panią do „Tańca z gwiazdami?

– Tak, a potem się już potoczyło. Przyszły takie role, do których zaprosili mnie reżyserzy, którzy akurat nie oglądali tego programu. „Taniec...” nie miał żadnego wpływu na to, że zagrałam w „Róży”, „Idzie” czy „Sali samobójców”. Może miał znaczenie dla producentów, bo moje nazwisko stało się nagle znane.

– Wiele lat mówiono o Pani: dobra aktorka, ale słabe nazwisko.

– Tak było. Ale przez „Taniec z gwiazdami” moje nazwisko się umocniło. To rzeczywiście jakiś ewenement. Nie mam zamiaru negować tego, że wzięłam udział w telewizyjnym show. Miałam z tego korzyści.

– Jest Pani kolekcjonerką nagród filmowych. W ostatnim czasie została Pani uznana za najlepszą aktorkę na festiwalu w Gdyni, zdobyła Orła.

– Rozwijam się. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Zbieram niezwykle przyjemne owoce mojej ciężkiej pracy. I czuję się usatysfakcjonowana, że zostałam zauważona. Muszę tylko dbać o to, by nie zakodować sobie, że teraz powinnam zagrać nie wiadomo co. Mam prawo do błędu. Do porażki.

– Pani rola w „Róży” była świetna.

– Bardzo lubię Różę. Jest moim klejnotem w pudełeczku.

– W „Idzie” zagrała Pani z kolei rasową stalinówkę...

– Gram stalinowską prokurator i niektórzy twierdzą nawet, że to moja lepsza rola niż w „Róży”. Ocenę zostawiam widzowi.

– Opowiadała Pani, że po roli w „Sali samobójców” tak zepsuł się Pani charakter, że mogła wszystko załatwić w urzędzie...

– Do każdej roli szukam w sobie samej cech, które chcę nadać granej postaci. Beata Santorska była bezwzględna. Wydawało jej się, że jest kierowniczką całego świata. Gdzieś musiałam w sobie to odnaleźć. I nastał taki moment, że takie podejście wcieliłam w życie. Nie było sprawy, której bym w tamtym czasie nie załatwiła.

– Zupełnie inna jest Pani w roli Carmen w serialu „Krew z krwi”.
– Lubię Carmen. Serial ten był zakończonym serialem. Znałam od razu całą opowieść. Wiedziałam, czym się zaczyna i czym się kończy. Ludzie pytają mnie, czy będzie dalsza część. Niestety, nic na ten temat nie wiem.

– Przeczytałam o Pani: twarda, delikatna, zimna, serdeczna, pewna siebie...

– To wspaniałe! Ile kolorów ktoś we mnie znalazł! Myślę, że wszyscy mamy to wszystko w sobie. Tylko w różnym czasie cechy te dochodzą do głosu. Raz jestem nieśmiała, innym razem pewna siebie. Raz wredna, a potem do rany przyłóż. Jestem nieśmiała, ale nieśmiałych ludzi cechują napady śmiałości. Przez swoją pracę jestem zmuszona do odkopywania tego wszystkiego. Zresztą aktorzy są często nieśmiali.

– Zawód pozwala im tę nieśmiałość przezwyciężyć?

–I znowu paradoks. Niby nieśmiały, a musi wychodzić przed ludzi i się popisywać.

–W zaciszu domowym znajduje Pani uspokojenie?

– Bardzo. Mam normalną rodzinę, która dba o to, bym była normalną mamą, żoną. To mi daje równowagę. Nie jestem królewną, przy której wszyscy chodzą na palcach, gdy ma premierę.

– Niedługo obejrzymy Panią w nowym filmie „Pani z przedszkola” w reżyserii Marcina Krzyształowicza.

–Sama jestem ciekawa tego filmu. Myślę, że będzie interesujący. Scenariusz jest bardzo fajny. Będzie to lżejszy film, ale o ważnych sprawach.

– Nie pomyślała Pani nigdy, że gdyby żyła w Stanach Zjednoczonych, miałaby przynajmniej jednego Oscara?

– Mam dwa Orły. Nie jestem Amerykanką. Jestem Polką i w Polsce dostałam wyróżnienie. Jest mi z tym dobrze.

– Studentom wydziału aktorskiego nie odradza Pani gry w serialach?

– Nie odradzam. To świetny poligon dla młodego aktora. Byleby w nich nie utknąć. Nie zostać na poziomie aktorstwa podstawowego, czyli wiarygodności wymaganej w serialu. Trzeba iść dalej. Poszukać ujścia artystycznego.

– Ale serial daje popularność.

– Popularność bywa groźna, zwłaszcza gdy się ma dwadzieścia kilka lat. Nagle takiemu młodemu człowiekowi wmawia się, że jest wyjątkowy. I on w to wierzy. Miałam ogromne szczęście, że popularność dopadła mnie w dojrzalszym wieku. Nie wiem, czy poradziłabym sobie z nią, gdybym była młoda.

– Jest Pani gwiazdą czy celebrytką?

– Ani jednym, ani drugim. Jestem aktorką.

– Nie mamy w Polsce gwiazd?

– Gwiazdą jest Krystyna Janda, Janusz Gajos. Parę nazwisk jeszcze by się znalazło.

– Nie gonią Panią paparazzi, nie lubi się Pani za bardzo pokazywać publicznie...

– Nie prowokuję, mam dystans, nie przepadam za mediami. Nie uprawiam tego zawodu tylko dlatego, by być popularną. Wykonuję go, bo go lubię. Cieszę się, że mam sukcesy. W tym zawodzie nie chodzi o to, by być w gazecie. Tylko robić to, co się lubi.

–Zaczepiają Panią ludzie na ulicy?

– Czasem tak, ale jest to bardzo miłe. Mówią o „Róży”, „Idzie” i .. „Tańcu z gwiazdami”. Ostatnio z powodu „Tańca z gwiazdami” dostałam za darmo bilet w jednym z warszawskich muzeów. Pani kasjerka powiedziała: Tak płakałam, gdy pani tańczyła, proszę wziąć ode mnie ten bilet!

***

Agata Kulesza urodziła się w Szczecinie. 27 września skończy 43 lata. Jest absolwentką warszawskiej Akademii Teatralnej.

Należy dziś do najwybitniejszych polskich aktorek. Dwa razy zdobyła Orła – w 2012 roku za tytułową rolę w „Róży”, a w tym roku za Wandę Gruz w „Idzie”. Na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni zdobyła też nagrodę za najlepszą kobiecą rolę pierwszoplanową. Oglądamy ją teraz m.in w serialu „Rodzinka.pl”

Mąż Marcin Figurski jest operatorem filmowym. Są rodzicami 17-letniej Marianny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski