– Zawsze miała Pani w głowie aktorstwo?
– Nie. Pojawiło się, gdy miałam siedemnaście lat i chodziłam do drugiej klasy liceum. Wtedy je sobie wymyśliłam.
– Twierdzi Pani, że jednym z największych sukcesów jest to, że mimo lepszych i gorszych chwil zawsze utrzymywała się z tego zawodu.
– Choć poziom był nierówny i pewnie nadal tak będzie. To sinusoida. Bardzo kocham ten zawód. I od kilku lat ten zawód kocha mnie.
– Bywało gorzej?
– Bywało różnie. Bardzo sobie jednak cenię drogę, którą przeszłam.
– Dlaczego?
– Mam dzięki niej zdrowy dystans do zawodu. Wiem, jak to jest, gdy telefon nie dzwoni i nie boję się tego.
– Denerwowała się Pani, gdy nie dzwonił?
– Nie pamiętam, żebym była wtedy sfrustrowana. Oczywiście, przyjemniej jest dostawać do zagrania materiał, który jest ciekawy i cieszy. Nie mam poczucia posłannictwa. Aktorstwo to zawód jak każdy inny. Pozwala mi się utrzymać i to dobrze. A zdarzają się takie projekty, tak jak ostatnio, które mają wymiar artystyczny.
– Lubi Pani wracać do swego udziału w programie „Taniec z gwiazdami”?
– Bardzo. Z zawodowego punktu widzenia to była bardzo dobra decyzja. Wiele się w nim nauczyłam. Mam też lepszą samoocenę i wiem, że warto wierzyć w swój instynkt.
– Przed „Tańcem z gwiazdami” grała Pani jedną z głównych ról w serialu „Pensjonat pod Różą”..
– Tak, występowałam też w „Heli w opałach” i innych serialach.
– Seriale zadecydowały, że zaproszono Panią do „Tańca z gwiazdami?
– Tak, a potem się już potoczyło. Przyszły takie role, do których zaprosili mnie reżyserzy, którzy akurat nie oglądali tego programu. „Taniec...” nie miał żadnego wpływu na to, że zagrałam w „Róży”, „Idzie” czy „Sali samobójców”. Może miał znaczenie dla producentów, bo moje nazwisko stało się nagle znane.
– Wiele lat mówiono o Pani: dobra aktorka, ale słabe nazwisko.
– Tak było. Ale przez „Taniec z gwiazdami” moje nazwisko się umocniło. To rzeczywiście jakiś ewenement. Nie mam zamiaru negować tego, że wzięłam udział w telewizyjnym show. Miałam z tego korzyści.
– Jest Pani kolekcjonerką nagród filmowych. W ostatnim czasie została Pani uznana za najlepszą aktorkę na festiwalu w Gdyni, zdobyła Orła.
– Rozwijam się. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Zbieram niezwykle przyjemne owoce mojej ciężkiej pracy. I czuję się usatysfakcjonowana, że zostałam zauważona. Muszę tylko dbać o to, by nie zakodować sobie, że teraz powinnam zagrać nie wiadomo co. Mam prawo do błędu. Do porażki.
– Pani rola w „Róży” była świetna.
– Bardzo lubię Różę. Jest moim klejnotem w pudełeczku.
– W „Idzie” zagrała Pani z kolei rasową stalinówkę...
– Gram stalinowską prokurator i niektórzy twierdzą nawet, że to moja lepsza rola niż w „Róży”. Ocenę zostawiam widzowi.
– Opowiadała Pani, że po roli w „Sali samobójców” tak zepsuł się Pani charakter, że mogła wszystko załatwić w urzędzie...
– Do każdej roli szukam w sobie samej cech, które chcę nadać granej postaci. Beata Santorska była bezwzględna. Wydawało jej się, że jest kierowniczką całego świata. Gdzieś musiałam w sobie to odnaleźć. I nastał taki moment, że takie podejście wcieliłam w życie. Nie było sprawy, której bym w tamtym czasie nie załatwiła.
– Zupełnie inna jest Pani w roli Carmen w serialu „Krew z krwi”.
– Lubię Carmen. Serial ten był zakończonym serialem. Znałam od razu całą opowieść. Wiedziałam, czym się zaczyna i czym się kończy. Ludzie pytają mnie, czy będzie dalsza część. Niestety, nic na ten temat nie wiem.
– Przeczytałam o Pani: twarda, delikatna, zimna, serdeczna, pewna siebie...
– To wspaniałe! Ile kolorów ktoś we mnie znalazł! Myślę, że wszyscy mamy to wszystko w sobie. Tylko w różnym czasie cechy te dochodzą do głosu. Raz jestem nieśmiała, innym razem pewna siebie. Raz wredna, a potem do rany przyłóż. Jestem nieśmiała, ale nieśmiałych ludzi cechują napady śmiałości. Przez swoją pracę jestem zmuszona do odkopywania tego wszystkiego. Zresztą aktorzy są często nieśmiali.
– Zawód pozwala im tę nieśmiałość przezwyciężyć?
–I znowu paradoks. Niby nieśmiały, a musi wychodzić przed ludzi i się popisywać.
–W zaciszu domowym znajduje Pani uspokojenie?
– Bardzo. Mam normalną rodzinę, która dba o to, bym była normalną mamą, żoną. To mi daje równowagę. Nie jestem królewną, przy której wszyscy chodzą na palcach, gdy ma premierę.
– Niedługo obejrzymy Panią w nowym filmie „Pani z przedszkola” w reżyserii Marcina Krzyształowicza.
–Sama jestem ciekawa tego filmu. Myślę, że będzie interesujący. Scenariusz jest bardzo fajny. Będzie to lżejszy film, ale o ważnych sprawach.
– Nie pomyślała Pani nigdy, że gdyby żyła w Stanach Zjednoczonych, miałaby przynajmniej jednego Oscara?
– Mam dwa Orły. Nie jestem Amerykanką. Jestem Polką i w Polsce dostałam wyróżnienie. Jest mi z tym dobrze.
– Studentom wydziału aktorskiego nie odradza Pani gry w serialach?
– Nie odradzam. To świetny poligon dla młodego aktora. Byleby w nich nie utknąć. Nie zostać na poziomie aktorstwa podstawowego, czyli wiarygodności wymaganej w serialu. Trzeba iść dalej. Poszukać ujścia artystycznego.
– Ale serial daje popularność.
– Popularność bywa groźna, zwłaszcza gdy się ma dwadzieścia kilka lat. Nagle takiemu młodemu człowiekowi wmawia się, że jest wyjątkowy. I on w to wierzy. Miałam ogromne szczęście, że popularność dopadła mnie w dojrzalszym wieku. Nie wiem, czy poradziłabym sobie z nią, gdybym była młoda.
– Jest Pani gwiazdą czy celebrytką?
– Ani jednym, ani drugim. Jestem aktorką.
– Nie mamy w Polsce gwiazd?
– Gwiazdą jest Krystyna Janda, Janusz Gajos. Parę nazwisk jeszcze by się znalazło.
– Nie gonią Panią paparazzi, nie lubi się Pani za bardzo pokazywać publicznie...
– Nie prowokuję, mam dystans, nie przepadam za mediami. Nie uprawiam tego zawodu tylko dlatego, by być popularną. Wykonuję go, bo go lubię. Cieszę się, że mam sukcesy. W tym zawodzie nie chodzi o to, by być w gazecie. Tylko robić to, co się lubi.
–Zaczepiają Panią ludzie na ulicy?
– Czasem tak, ale jest to bardzo miłe. Mówią o „Róży”, „Idzie” i .. „Tańcu z gwiazdami”. Ostatnio z powodu „Tańca z gwiazdami” dostałam za darmo bilet w jednym z warszawskich muzeów. Pani kasjerka powiedziała: Tak płakałam, gdy pani tańczyła, proszę wziąć ode mnie ten bilet!
***
Agata Kulesza urodziła się w Szczecinie. 27 września skończy 43 lata. Jest absolwentką warszawskiej Akademii Teatralnej.
Należy dziś do najwybitniejszych polskich aktorek. Dwa razy zdobyła Orła – w 2012 roku za tytułową rolę w „Róży”, a w tym roku za Wandę Gruz w „Idzie”. Na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni zdobyła też nagrodę za najlepszą kobiecą rolę pierwszoplanową. Oglądamy ją teraz m.in w serialu „Rodzinka.pl”
Mąż Marcin Figurski jest operatorem filmowym. Są rodzicami 17-letniej Marianny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?