Rozmowa z MARKIEM BUĆKĄ, byłym pierwszym sekretarzem ambasady RP w Mińsku
- Już raz polski ambasador był odwołany na konsultacje do Warszawy. Stało się to po tym, gdy Aleksander Łukaszenko wyrzucił polskich dyplomatów z dyplomatycznego osiedla Drozdów (w 1998 r. - red.). Wówczas wszystkie kraje Unii Europejskiej odwołały ambasadorów na konsultacje. Polska przyłączyła się do akcji. Działania te nie przyniosły jednak żadnego skutku. Moim zdaniem zastosowaliśmy w obecnej sytuacji najbardziej miękki z wariantów - o wiele mocniejszym byłoby wydalenie białoruskiego ambasadora z Polski.
- Co jeszcze możemy zrobić, żeby wzmocnić naszą pozycję?
- Jako członek Unii Europejskiej mamy jeden bardzo silny argument - embargo na handel z Białorusią. Przeszło 40 proc. białoruskiego dochodu z eksportu pochodzi z krajów UE. W ten sposób zmusilibyśmy Łukaszenkę do szukania innych źródeł finansowych; mogłaby to być tylko Rosja. Wówczas Moskwa musiałaby ponieść duże koszty utrzymania białoruskiego satrapy przy władzy. Być może ktoś na Kremlu zastanowiłby się, czy gra jest warta świeczki.
- Czy wprowadzenie embarga nie zaostrzyłoby konfliktu?
- Niezależnie od tego, czy zostanie wprowadzone embargo czy nie, nasze stosunki z Białorusią i tak są bardzo napięte. Należy wyraźnie pokazać Łukaszence, że Polska reaguje zdecydowanie. Jeśli będziemy stosować wobec niego miękką politykę, to utwierdzi to Łukaszenkę w przekonaniu, że może nasilać represje wobec Polaków na Białorusi.
- Czyli powinniśmy go nastraszyć?
- To nie kwestia straszenia kogokolwiek, to sprawa prowadzenia zdecydowanej polityki.
- Jaka forma pomocy Polakom mieszkającym na Białorusi będzie teraz najbardziej potrzebna?
- Przyda im się dobra pomoc prawna. Oni jednak przede wszystkim oczekują, żebyśmy nie zapominali o nich, żebyśmy informowali o tym, co się dzieje na Białorusi. Przez lata działacze Związku Polaków na Białorusi byli pozostawieni sami sobie i zapomniani. To budziło w nich rozgoryczenie. Pokazanie, że pamiętamy o nich, może być dla nich największą pomocą.
- Czy możliwe jest, że konflikt wokół ZPB podsycają osoby odsunięte w demokratycznych wyborach z władz związku?
- Pan Tadeusz Kruczkowski (były prezes związku, który podporządkował całą organizację władzom białoruskim - red.) i spółka to ludzie sterowani przez białoruskie KGB. Oni donoszą na rodaków. Sam widziałem kilka donosów kierowanych co prawda nie do KGB, ale do naszej ambasady. Mam w domowym archiwum kilka paszkwili wyprodukowanych przez pana Kruczkowskiego.
Rozmawiał: JAN OSIECKI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?