Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie jesteśmy wyjątkowi

Redakcja
Trener Waldemar Fornalik Fot. Andrzej Banaś
Trener Waldemar Fornalik Fot. Andrzej Banaś
- Widać po Panu, że do nowych zajęć podchodzi Pan bardzo chłodno. Żadnych przesadnych emocji, wyważone wypowiedzi...

Trener Waldemar Fornalik Fot. Andrzej Banaś

Rozmowa z WALDEMAREM FORNALIKIEM, selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski

- Nie mam powodu, aby szaleć, trzeba robić swoje, obiektywnie zauważać pewne sytuacje, rozwiązywać problemy bez niezdrowych emocji. To nie jest tak, że się pilnuję, taki jestem. Nazywam rzeczy po imieniu, mam swoje spojrzenie na piłkę.

- Pana poprzednik podkreślał, że nie zdawał sobie sprawy, jak robota selekcjonera jest świąteczna. Przyznał, że jednak zdecydowanie lepiej czuje się w klubie. Pan też ma opinię warsztatowca, nie ma Pan obaw, że zderzenie z nową rzeczywistością to może być jakiś problem?

- To nie jest dla mnie żadne zderzenie, tylko zastanie konkretnej sytuacji. Miałem pewne wyobrażenie o tym, jak to wygląda, i jest kilka innych sytuacji niż w klubie. To nie jest tak, że selekcjoner nie ma co robić. Owszem, zdaję sobie sprawę, że praca z zawodnikami będzie bardzo ograniczona, bo czasu podczas zgrupowań przed każdym meczem jest bardzo niewiele, ale przecież nic się już nie da na to poradzić. Nie wydłużymy tego okresu. Wszyscy mają takie same terminy, nie ma innego wyjścia, trzeba wykorzystać ten czas do maksimum. No i starać się wyselekcjonować najlepszych piłkarzy.

- W środowisku piłkarskim już od roku mówiło się, że po Smudzie Pan się będzie najbardziej liczyć w rozgrywce o posadę selekcjonera. Był Pan przygotowany na tę pracę?

- Trenerzy mogą sobie wiele rzeczy planować i o wielu rzeczach marzyć. Natomiast życie to weryfikuje. To przecież nie my się wybieramy i zatrudniamy w konkretnych miejscach. Na pewno jednak każdy ma swoje aspiracje zawodowe. Mnie udało się dużo osiągnąć z Ruchem. Gdzieś tam w głowie było coś takiego, że owszem, pracuję dla klubu, ale na pewno trzeba będzie zrobić kolejny krok. Nie mówię, że od razu myślałem o reprezentacji. Myślałem o klubie, który będzie miał większe możliwości niż Ruch. Nie było jednak tak, że pomyślałem: o, to jest ta pora, muszę mieć nową pracę. Skończyłem sezon, odebrałem nagrody i pojechałem na urlop. Po przyjeździe byłem kibicem na Euro, oglądałem mecze na żywo. Dopiero po mistrzostwach coś zaczęło się dziać.

- Robił Pan coś w tym kierunku?

- Tak, jeździłem, agitowałem, sprzedawałem kiełbasę wyborczą, żurek i co tam jeszcze mogłem. Żartuję, oczywiście. W życiu nigdy nie starałem się zabiegać o żadną funkcję. Uważam, że w życiu można być racjonalnym, robić swoje i jeszcze coś osiągnąć.

- Świetny trener, ale w lidze, bo w wielkim świecie futbolowym dotychczas się nie sprawdził. Tak mówiono o Panu jeszcze w zeszłym sezonie. No teraz kolej na wielki świat...

- Myślałem, że ten temat jest już zamknięty raz na zawsze. Świat, świat... Świat jest jeden.

- Zmierzam do tego, że skoro znalazł się Pan na świeczniku, to od tej chwili analizowany będzie Pana każdy gest, każda wypowiedź. Będzie Pan poddany nieustannej krytyce. Nie wszyscy sobie z tym radzą. Pana poprzednik np. słabo.

- Zaczynam tego doświadczać. Widzę to. Już choćby podczas pierwszego meczu z Estonią było niesamowicie. A mówiono mi, że akurat stosunkowo było to zainteresowanie mizerne. Uważam, że to jest normalne. Nie chcę urazić nikogo reprezentującego inne dyscypliny, ale kadra piłkarska wciąż jest numerem jeden, jeśli chodzi o zainteresowanie sportem w Polsce. Przynajmniej kilkanaście milionów ludzi nie jest obojętnych na reprezentację. I trudno, aby wokół kadry była cisza i sielanka. Natomiast chciałbym, aby o reprezentacji mówić konkretami, dyskutować o rzeczywistych problemach, a nie wyszukiwać tematy, których tak naprawdę nie ma.
- Po pierwszym meczu można było przeczytać kilka rewelacji na temat Pana relacji z zawodnikami, o graczach, którzy nie chcieli grać na proponowanych pozycjach, obrażonych itp...

- Nie będę polemizować z portalami internetowymi, które chcą wywołać sensację. Zawsze natomiast jestem otwarty na dziennikarzy, którzy chcą rozmawiać merytorycznie, mają argumenty. Jestem gotowy, aby bronić swoich wizji.

- Na mecz z Estonią wziął Pan niemal tych samych zawodników co Smuda. Jedni twierdzą, że Pan chciał sprawdzić, jak wygląda ta drużyna i ewentualnie później przewietrzyć zespół. Inna koncepcja głosi, że po prostu nic Pan nie zamierza zmieniać. I tak jak powiedział Smuda, ma Pan już gotową drużynę na eliminacje.

- Czy drużyna jest gotowa, to widzieliśmy podczas meczu z Estonią. Każdy ma swoje zdanie. Czy panowie uważają, że są zawodnicy, których nie powołałem, a powinni znaleźć się w kadrze? Jestem otwarty na podpowiedzi. Natomiast kiedy proszę o te nazwiska, to zazwyczaj w odpowiedzi nie otrzymuję zbyt wielu. I nie dziwię się, bo trudno je znaleźć.

- Przed końcem poprzedniego sezonu rozmawiałem z Panem przed meczem z Legią i otwarcie Pan mówił, że są w Polsce zawodnicy, którzy powinni dostać szansę. Nawet Pan wspomniał o swoich graczach Jankowskim i Piechu.

- Można powołać kilku z polskiej ligi. Nie wycofuję się. Każdy trener jednak, pracując w klubie, kieruje się takim trochę patriotyzmem lokalnym. Widzi coś więcej w swoich zawodnikach. Natomiast będąc trenerem reprezentacji, na pewne rzeczy inaczej się patrzy. Człowiek stara się postawić na naprawdę najlepszych i nie wszystkim się dogodzi.

- Wszyscy czekają na to, jak Pan zareaguje po tej pierwszej wpadce z Estonią.

- Odpowiednio do zaistniałej sytuacji.

- Może trzeba więcej konkurencji, dać jakiś impuls tej drużynie, pokazać niektórym gwiazdom, że nie mogą czuć się pewnie, może z kogoś jednak zrezygnować, przynajmniej na jakiś czas...

- Będę się starał wyzwolić konkurencję, tylko musi to być konkurencja mająca sens. Musi być taki margines, że ten konkurent po prostu wypali, jak wejdzie na boisko.

- Wszyscy wiemy, jak gra Lewandowski. Czy nie lepiej było w meczu z Estonią dać szansę komuś, kto może się wkrótce okazać dla niego alternatywą? Piech zagrał 10 minut. Aż się prosiło, aby grał dłużej.

- Oczywiście, że można było. Nie mówię, że nie. Mogłem też bramkarza zmienić w przerwie.

- Albo w ogóle po prostu od początku wystawić Tytonia, który postawą na Euro zasłużył na numer jeden w bramce.

- Ja nie powiedziałem nigdy, że kwestia bramkarza jest już zamknięta. Takich tematów jest wiele. Wiemy jednak doskonale, ze Lewandowski, jak jest w dyspozycji, to nasz zdecydowanie najlepszy napastnik. Siłą rzeczy trzymałem go na boisku, choć gra mu się nie układała. Żeby spróbować, aby gra zaskoczyła.
- Nie odniósł Pan wrażenia, że zawodnicy nie byli zaangażowani w grę?

- Zauważyłem. I o to mam pretensje.

- Lewandowski wymachiwał rękoma, gubił piłkę. Nie było w jego grze nawet namiastki tego, co pokazuje w Niemczech.

- Zgadzam się. Trzeba szukać przyczyn. Jestem mądrzejszy o jeden mecz. Wysyłając powołania na pierwszy mecz, nie chciałem odnosić się do przeszłości. Gdybyśmy mecz z Estonią zremisowali lub wygrali, a mogło się tak stać, to nie oznaczałoby, że problemów nie ma. Zostałyby one po prostu przykryte wynikiem. I osłabiłoby to naszą czujność. Jedziemy do Czarnogóry na mecz z dobrą drużyną. Wierzę, że uda się nam skonsolidować i popracować.

- Nie powinien Pan zrobić jakiegoś wstrząsu? Np. zmienić kapitana, aby pokazać, że to jest nowe otwarcie, nowa drużyna.

- Dobrze, zostawmy to, nie wracajmy do tego.

- Ale ja mówię o przyszłości.

- Wy dyskutujecie i używacie sformułowań: być może. Być może, ale nie było jakichś przesłanek, aby robić zmianę kapitana.

- Błaszczykowski wyraźnie zaczął się gubić, poobrażał się na dziennikarzy, nie był w stanie sprecyzować, czy rozmawiał z Panem o opasce kapitańskiej, czy nie. Atmosfera zrobiła się wokół niego niezdrowa. Dlatego pytam, jak Pan zareagował.

- Normalnie. Podjąłem decyzję, że będzie kapitanem w meczu z Estonią.

- W meczu z Estonią, czyli niekoniecznie także w następnym...

- Nie jestem człowiekiem upartym, który będzie robił coś na siłę.

- Denerwuje się Pan, pytany o pewne sprawy.

- Tak, bo to tematy zastępcze. Zamiast skupić się na grze, to rozmawiamy nie na temat.

- Futbol to nie tylko to, co na boisku.

- Zadał mi Pan z piętnaście pytań. W tym trzy o piłce. A reszta to okołopiłkarskie. Zacznijmy mówić merytorycznie.

- To w jakim ustawieniu chce Pan grać? Mówił Pan na początku o 4-4-2. Później zmienił Pan zdanie...

- Słyszałem też, że podobno Lewandowski powiedział, że taktyka była nie taka, jak trzeba. Tylko słuchając wszystkich jego wypowiedzi po meczu, wiem, że nic takiego nie powiedział. Zgodzę się jednak, że takie ustawienie, jak zaproponowałem, to trzeba ćwiczyć. Byłem łatwowierny, sądząc, że ustawiając dwóch zawodników z przodu, od razu to wypali. Być może, tak jak pan mówi, trzeba było spróbować ustawienia z Arkiem Piechem. Z drugiej strony jak on wszedł, to Estończycy byli już zmęczeni, wcześniej grali agresywnie. Teraz jednak wiem, że trzeba grać tym ustawieniem, które było trenowane 2,5 roku. Zawodnicy w takiej konfiguracji lepiej chyba reagują. Nie chcę mówić, że definitywnie zarzucamy pomysł gry z dwójką z przodu. Mogą przyjść takie momenty w meczach, że trzeba będzie z tego skorzystać.

- Jak to jest z zawodnikami z Bundesligi? Trójka z Dortmundu nie daje kadrze tyle co klubowej drużynie. Nie mają tak dobrych partnerów, czy im się nie chce?
- Nie biorę jednak pod uwagę, że zawodnik mógłby rozdzielać mecze i inaczej grać dla reprezentacji Polski. W reprezentacji powinien dawać więcej. Z tego będę zawodników rozliczać.

- Rozpracowuje Pan już Czarnogórę?

- Tak. Nie docierają do nas pewne fakty. Świadczące o sile przeciwników. Nie zastanawiamy się, kto tak gra, jakie były ostatnie wyniki. Np. ta Estonia. Owszem, my zagraliśmy źle, ale Estonia grała w barażach o Euro. Do końca liczyła się w tej walce. To nie był słaby zespół. Podobnie Czarnogóra. W grupie mamy też bardzo silną Ukrainę i Anglię. Tymczasem my mamy poczucie, że jesteśmy kimś wyjątkowym i zwycięstwa są nam przypisane. Otóż, nie jesteśmy. Jesteśmy w stanie dużo zrobić tylko przy maksymalnej mobilizacji, determinacji i organizacji.

- Wydawało się, że trener z polskiej ligi będzie chciał czerpać z rodzimych klubów jak najwięcej.

- Chciałbym. Jeżdżę, oglądam wszystko, co się da. I liczę, że ktoś mnie olśni. Na tę chwilę jednak nikt mnie nie olśnił.

- Może warto kogoś trochę na siłę pociągnąć za uszy. Powołać trochę na wyrost, dać szansę...

- Problem polega na tym, że w ten sposób łatwo takiemu chłopakowi zaszkodzić. Jestem jak najbardziej za, ale musi to mieć jakiś zdrowy fundament.

- Występy nastolatków w zachodnich reprezentacjach to nie jest nic wyjątkowego...

-- Zapomina pan, że jesteśmy trochę inną nacją, wychowaną w innych realiach.

- Jaki futbol najbardziej się Panu podoba?

- Zaprezentowany przez Włochów w ostatnich mistrzostwach. Uwielbiam też Manchester United ze względu na Fergusona, który jest wzorem konsekwencji w futbolu.

- Co Pan sądzi na temat tzw. farbowanych lisów w kadrze?

- Jak mówią po polsku i mogą pomóc polskiej kadrze, to jestem za. Nie mam jednak zamiaru jeździć i kogokolwiek namawiać do gry dla polskiej reprezentacji.

- Dlaczego Jerzy Dudek nie został Pana współpracownikiem, miał być dyrektorem sportowym reprezentacji?

- Temat nie został jeszcze zamknięty.

Rozmawiał Cezary Kowalski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski