Chcą naszego dobra. I dlatego robią wszystko, by ograniczyć ruch samochodowy w centrum Krakowa. Bo smog, bo spaliny, bo ciasno, bo chodniki zakleszczone parkującymi autami. Wszystko prawda. Tylko nikt nie mówi, że jest druga strona medalu.
Uprzejmie zachęcam Czytelników i decydentów do spaceru. Pieszego spaceru oczywiście. Po okolicy w obrębie Plant. Ale Kazimierz też może być. Zapomnijcie o samochodach! Teraz każdy, kto usiłuje przejść chodnikiem, jest skazany na slalom między stolikami restauracji i kawiarni. Gdy czytam o wymogu zachowania co najmniej 2 metrów wolnego chodnika, ogarnia mnie wesołość. Żeby przejść od ulicy Grodzkiej w stronę Stolarskiej trzeba iść gęsiego, bo chodnik zajęła jakaś pizzeria. Nie przeszkadza im, że to przejście wyjątkowo uczęszczane, zarówno przez turystów jak i krakowian kierujących się do kościoła Dominikanów. Wycieczkowicze i rodziny drepczą jeden za drugim, z dzieciakami na rękach, a nie za rękę, bo na to miejsca brak. W zasięgu wzroku z okien magistratu. I co? I nic. Podobnie jest… niemal wszędzie.
Nie jestem przeciwniczką „ogródków”; ja je lubię. Pytam tylko, gdzie tu sens i logika? W centrum Krakowa i na Kazimierzu miasto musi zlikwidować aż 3 500 miejsc postojowych. Urzędnicy łamią sobie głowy, jak to zrobić i wcale im nie zazdroszczę. Bo nikt nie mówi, co w tej sytuacji mają zrobić ze swoimi samochodami mieszkańcy. Sprzedać i przesiąść się na rower? Już w tej chwili trzeba długo krążyć, aby auto zaparkować. Fakt opłacenia abonamentu mieszkańca nic tu nie zmienia.
Niestety, to tylko oznaka problemu głębszego i znacznie poważniejszego. Centrum Krakowa jest dotknięte chorobą „pustynnienia” - żywe miasto powoli staje się wydmuszką, Disneylandem dla turystów. Bardziej fachowo nazywa się to „gentryfikacją”, czyli kompletną (niekorzystną) zmianą charakteru dzielnicy.
Już w tej chwili jest to proces katastrofalnie zaawansowany. Banki, knajpy i hostele wypierają mieszkańców. Jedni wyprowadzili się, bo zostali do tego zmuszeni przez właścicieli kamienic, dla których oferta czynszu lokatorskiego jest nieporównanie mniej interesująca niż dochód z hostelu. Inni uciekają z centrum, bo dokuczają im hałas, tłok, nocne wrzaski pijanych turystów, wyższe ceny w sklepach i… problemy z parkowaniem.
Zarówno ludzie starsi, jak rodziny z dziećmi potrzebują samochodu. Ich nie stać na żywienie się w knajpach, muszą robić zakupy, a taszczenie siatek w komunikacji miejskiej przekracza ich siły. Co z nimi? Czy ktoś o tym myśli? Czy przewidziano rozwiązania przyjazne dla nich? Bo przecież to mieszkańcy są najważniejsi. Chyba nikt nie chce zrobić z centrum Krakowa makiety, czyli miasta dla turystów i bogatych singli, dla których krakowski adres jest tylko chwilowym gadżetem.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?