Ów statystyczny fakt ma swoją wymowę, niemniej – uprzedzę zawczasu – nie stanie się pretekstem do biadolenia nad kondycją regionalnej królowej sportu, przetkanego sentymentalnymi rozważaniami „jak to drzewiej bywało”. Zresztą, zawsze można zderzyć się z argumentem, że przecież AZS AWF Kraków zajął trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej ostatnich mistrzostw Polski, czyli jak to nie szkolą, skoro szkolą. I dyskusja się kończy, nie dotknąwszy spraw fundamentalnych.
Mój lokalny patriotyzm nie cierpi z braku krakowianina w kadrze, zwłaszcza że w sporcie też obowiązują wolnorynkowe reguły. Trudno szkolić gwiazdy, skoro gdzieś są lepsze warunki do rozwoju, lepsze programy stypendialne. A tworzenie u nas na siłę i ponad stan konkurencyjnych ofert nie ma sensu. Przypadek krakowski pozwala jednak złapać właściwą ostrość w widzeniu polskiej lekkiej atletyki jako dyscypliny niedofinansowanej, lekceważonej przez państwowe instytucje, pełnej klubów pozostawionych samych sobie. Perypetie sekcji lekkoatletycznej Wawelu mogłyby służyć za wyczerpujący opis zjawiska.
Za chwilę Fajdek z Włodarczyk zdobędą w Chinach złoto, znów zachłyśniemy się sukcesem, gdzieś ktoś – na mur beton – palnie coś o nowym Wunderteamie. A potem szybko o lekkiej zapomnimy – na rok, do igrzysk w Rio. Najlepsi, korzystający z dobrodziejstw ministerialnego programu „Klub Polska”, wykuwać będzie medalową formę, a reszta klepać będzie tę samą biedę.
Lekka atletyka nie ma u nas lekko. W zasadzie zniknęła ze szkół (ktoś pamięta jeszcze szkolne Dni Sportu, które organizowano w soboty?), brakuje pieniędzy na młodzież, na szkolenie. Im więcej będzie sukcesów w Pekinie, tym głośniej trzeba o tych sprawach mówić. Może ktoś usłyszy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?