Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odcinamy się od przeszłości

Rozmawiał Paweł Gzyl
Czterech dojrzałych facetów – Kuba Kawalec w lewym górnym rogu
Czterech dojrzałych facetów – Kuba Kawalec w lewym górnym rogu Fot. Greg Klukowski
Rozmowa z Kubą Kawalcem, wokalistą zespołu Happysad, o jego nowej płycie – „Jakby nie było jutra”.

– Słyszałeś, że Morrissey prze­rwał koncert w Warszawie po 25 minutach?

– To nadwrażliwiec, do tego chory na raka. Podobno było tam dużo Anglików, którzy jak wiadomo, podzieleni są ze względu na różne sympatie do klubów piłkarskich. Może ktoś coś rzucił nieprzyjemnego – i tak się skończyło.

– Wasza nowa płyta wywołała skrajnie odmienne reakcje fanów. Byłbyś gotów na takie zachowanie jak Morrisey, gdyby ktoś pod sceną rzucił jakiś negatywny komentarz?

– Te skrajne reakcje zostały na­zbyt rozbuchane. Największe kontrowersje wzbudził nasz singiel, który był mocno elektroniczny. Ponieważ nasi odbiorcy są przyzwyczajeni do gitar, część z nich zareagowała nerwowo. Ale cóż – my zawsze poszukujemy, czy to z chęci spróbowania czegoś nowego, czy to z chęci zabawy, więc ryzyko, że to się komuś nie spodoba, ciągle istnieje.

– Ciążą Wam oczekiwania fanów?

– Teraz już nie. To nasza szósta płyta, a najwięcej głosów typu „Happysad się skończył” było przy trzecim albumie. To wtedy sami uzbieraliśmy pieniądze na nagrania i sami postanowiliśmy nadać kształt temu, co robimy. Z czasem to wszystko się uleżało i nie wyszło nam na złe. Dzięki temu zyskaliśmy więcej pewności siebie i dzisiaj nagrywamy już to, co chcemy.

– Zatrudniliście do produkcji nowego albumu Marcina Borsa, który jak wiadomo, zazwyczaj przewraca do góry nogami przyniesiony mu przez zespół materiał. Tak było też w Waszym przypadku?

– To było kuszące wyzwanie. Marcin potrafi zawsze dodać od siebie nową wartość do muzyki grupy, z którą pracuje. Dlatego byliśmy niezwykle ciekawi, co zrobi z naszym materiałem. I rzeczywiście – otworzył okno na oścież i wpuścił powiew świeżego powietrza.

Jesteśmy już dorosłymi facetami przed czterdziestką, czytamy inne książki, mamy poważniejsze problemy, chcieliśmy więc to też wnieść do naszej muzyki. Nie odcinamy się przy tym od przeszłości – bo wszystko, co stworzyliśmy, zostało zbudowane na podstawie naszych autentycznych doświadczeń. Potrzeba ewolucji była jednak ogromna.

– Nowe nagrania Happysad zaskakują rozbudowanym brzmieniem. Trudno było się Wam na to zdecydować?

– Marcin na to mocno naciskał. Sugerował, żeby nadać piosenkom niedokończony charakter. A my rzuciliśmy się na to z wielką chęcią zrobienia czegoś nowego. Wcześniej pracowaliśmy z Leszkiem Kamińskim.

On też jest świetnym producentem, ale ma bardziej konserwatywne podejście, lubi, jak wszystko jest poukładane. My sugerowaliśmy, żeby zrobić coś w nieugładzony sposób, zagrać bardziej brudno, a on i tak wszystko czyścił po swojemu. Marcin lepiej odpowiedział na naszą potrzebę zmian – dlatego zaszliśmy aż tak daleko.

– Nie zmuszał Was do niczego na siłę?

– Założenie było proste: my gramy, Marcin proponuje swoje rozwiązania, a kiedy coś nam nie pasuje – rezygnujemy z tego. Ale właściwie nie było takich momentów. Wręcz przeciwnie, czasem to my naciskaliśmy: „Marcin, dawaj, jedziemy tutaj dalej”.

To wszystko działo się małymi kroczkami, nie było więc dramatycznych przeskoków. Sami byśmy jednak tego wszystkiego nie zrobili, bo nadal nie jesteśmy jeszcze tak dobrzy warsztatowo. Postawiliśmy na klimat emocjonalnego natężenia, ponieważ mieliśmy poczucie, że do tej pory nie zbudowaliśmy na żadnej z wcześniejszych płyt tak spójnego nastroju.

– Nowy album pokazuje, że dojrzałeś jako tekściarz. Piszesz teraz wręcz poetycko – i... niejednoznacznie.

– Od trzeciej płyty Happysadu nabrałem większej świadomości tego, co piszę. Dlatego poświęcam dużo uwagi tekstom.

Zarówno od strony formalnej, jak i tematycznej. Jestem już starszym facetem – i dzisiaj dręczą mnie już nieco inne problemy niż dziesięć lat temu. Jasne, ciąg­le przewijają się przez moje teksty takie tematy, jak miłość, samotność, wiara i niewiara, i tak pewnie będzie już do końca, ale patrzę na nie już w bardziej dorosły sposób.

– Tym razem pojawia się też wątek śmierci. Doznaliście jakiejś poważnej straty w ostatnich latach?

– Nasz perkusista Jarek przeżył wielką tragedię: jego dziecko zmarło tuż przed narodzinami. To był wstrząs dla nas wszystkich, który mocno odcisnął swoje piętno na muzyce i tekstach z tego albumu.

– Myślisz, że nowa płyta to początek nowego Happysadu?

– Myślę, że nowy Happysad zaczął się już na „Nieprzy­godzie”. Zerwaliśmy wtedy z etykietką „harcerskiego rocka” i epigonów Pidżamy Porno. Bardzo nas bolały te określenia – bo nie chcieliśmy być czyimiś naśladowcami, tylko po prostu sobą.

Zaczęliśmy więc oddalać się od takich brzmień. Dziś chcemy wydawać takie płyty, które będą się wymykać wszelkim stylom. Żeby nasi fani zadawali sobie zawsze pytanie: „Ciekawe co wymyślą na następnej płycie?”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski