Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie piszę o gangsterach

Redakcja
Fot. Łukasz Sakiewicz
Fot. Łukasz Sakiewicz
Książka Tomasza Morawskiego, honorowego konsula w Ekwadorze, to opowieść o młodych, łatwowiernych Polakach, którzy zostali namówieni do tego, by przewieźć w swoich brzuchach kokainę z Ekwadoru do Europy. Zatrzymani na lotnisku, lądują z wieloletnimi wyrokami w ekwadorskich wię­zieniach.

Fot. Łukasz Sakiewicz

Z Tomaszem Morawskim, autorem książki "Więźniowie. Ekwador, kokaina i..." (Zysk i S-ka) rozmawia Petar Petrović

- Ilu Polakom, którzy znaleźli się w ekwadorskim więzieniu za próbę przewiezienia w brzuchach narkotyków, udało się Panu pomóc?
- Moja opowieść nie traktuje o gangsterach, ale o ludziach, którzy popełnili pomyłkę. Trudno policzyć, jak wielu pomogłem w ciągu czternastu lat pracy w tym kraju. W Ekwadorze jestem sam, nie ma tam naszej ambasady, dlatego muszę w zasadzie pełnić jej funkcję. To nie jest tylko charytatywna działalność, człowiek zaczyna bowiem uczestniczyć w życiu nieznanej do tej pory osoby, która z biegiem czasu przestaje być anonimowa. Zaczyna się poznawać jej problemy rodzinne, układy, poznaje się powody, dla których to zrobiła. Wytwarza się więź, bardzo różniąca się od relacji urzędniczych.
- Czy po tylu latach pracy wciąż budzi się Pan z myślą, że dziś znowu może zadzwonić telefon z policji, informujący, że nasz krajan wpadł za prochy?
- Budzę się z nadzieją, że takich wypadków może będzie mniej. Przez ostatnie dwa lata ten proceder spadł z czterech przypadków miesięcznie do zaledwie jednej osoby. Nie jest to jednak moja zasługa, tylko mediów, które nagłośniły problem i ludzi udało się wywieźć z Ekwadoru. Pewnie udałoby się to i bez mediów, ale byłoby to znacznie trudniejsze, trwałoby dłużej i nikt by się o tym nie dowiedział. Znowu przyjeżdżaliby nowi, a ja dalej kontynuowałbym swoją syzyfową pracę. A nie jestem masochistą, który lubi jeździć po więzieniach. Wolę sobie siedzieć na plaży, pić rum czy tańczyć salsę. Cieszę się, że to się pomału kończy, mam nadzieję, że na zawsze. Nigdy nie wyeliminuje się głupoty, ale można ją zmniejszyć.
- Czy coś łączy ludzi, którzy zdecydowali się na taki "wyjazd"? Jakieś cechy charakteru, problemy środowiskowe?
- Historie są podobne, ale nie z punktu widzenia pochodzenia społecznego czy pieniędzy. Są związane najczęściej z problemami rodzinnymi, z samotnością, z frustracją, która może dotknąć każdego. To są prawdziwe przyczyny tego, że ludzie popełniają głupstwo, a nie fakt, że ktoś nie ma butów czy motoru. Wśród skazanych znajdują się przecież ludzie z zamożnych rodzin. To raczej kwestia buntu, ukarania siebie, swojej rodziny i pokazania, że gorzej już komuś nie będzie. Ale, niestety, może być gorzej.
- Jakiej pomocy potrzebują w chwili aresztowania, a czego, gdy są już w więzieniu?
- Trzeba im pomagać w każdy sposób, są bowiem całkowicie bezradni. Jeżeli mają w brzuchu torebki z narkotykami, to trzeba im przynieść lekarstwa przeczyszczające, które pomagają się ich pozbyć. Nie jest to najprzyjemniejsza czynność. Trzeba też sprawdzić, czy wypadła im taka sama ilość, jaką wcześniej połknęli. Jeśli nie, to umrą. To jest obrzydliwe, ale konieczne. Potem zaczyna się noszenie jedzenia, bieganie z lekarstwami w przypadku choroby. Odcinanie ze stryczka, gdy ktoś próbuje się powiesić i tysiące innych tego typu historii, które po pewnym czasie robią się chlebem codziennym.
- Czytając opisy ekwadorskich więzień i atmosfery w nich panującej, zacząłem uważać mieszkańców polskich zakładów karnych niemal za szczęściarzy.
- Każde więzienie jest piekłem, gdyż pozbawienie człowieka wolności jest sytuacją straszną. Nie znam warunków panujących w naszych więzieniach, bo nigdy tam nie byłem. Na pewno warunki materialne w Polsce są lepsze, ale zdarza się, że polscy więźniowie przeniesieni z Ekwadoru mówią, że jest im gorzej, bo tam się już przyzwyczaili, stworzyli swój mikroświat, a tutaj przechodzą do całkowicie nowych warunków.
- A czy istnieje szansa na to, by dobrać się do organizatorów przerzutów narkotyków?
- Organizatorzy przerzutów są bezkarni. Człowiek, który podjął się bycia kurierem, zwykle nie ma pojęcia, z kim ustalał szczegóły nielegalnej transakcji. Najstraszniejsze jest to, że kurierzy nie mają szansy na przeszmuglowanie narkotyków w swoich żołądkach. Są przynętą, którą łapie policja, gdy tymczasem bokiem przemyka transport czterech ton. Interpol chwyta płotki, a grube ryby sobie hulają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski