Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie pomagam, by się promować. Gdy ktoś tak myśli – trudno

Majka Lisińska-Kozioł
Fot. Andrzej Banaś
Kiedyś musiała odmówić pomocy matce z synem. Do dziś pamięta, jak kobieta klęcząc na śniegu, obejmowała ją za kolana i błagała, żeby zabrać ją z Sarajewa. Janina Ochojska, prezes Polskiej Akcji Humanitarnej nigdy tej sceny nie zapomni.

– Jak uchronić się przed totalną krytyką niektórych ludzi i środowisk, która przydarzyła się w tym roku Jerzemu Owsiakowi?

– Przede wszystkim trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego chcemy pomagać, co nas do tego motywuje. Bo jeśli chodzi tylko o poprawienie sobie samopoczucia, to jest to za mało. Wtedy wystarczy nawet niewielka krytyka tego, co robimy oraz trochę złośliwości i już opadają nam skrzydła. A, niestety, tak to już jest, że ludzie, którzy coś robią, zawsze mają zwolenników, ale też przeciwników. I na ich krytykę trzeba się przygotować. Nie wszyscy będą uważać to, co robimy za właściwe, za coś najbardziej potrzebnego. Każdy człowiek ma swój własny ogląd świata i zaręczam, że zawsze znajdą się tacy, którzy będą dawać dobre rady.

– Spotkała się Pani z zarzutem, że zajęła się Pani dobroczynnością, żeby się wypromować. Po to, żeby zaistnieć w mediach?

– Bywało. Słyszałam też, że mam jakieś wille, kamienice i nie wiadomo co jeszcze. Nie zwracam na takie rzeczy uwagi, bo wiem, dlaczego pomagam.

– Dlaczego?

– Motywuje mnie niezgoda na życie na takim świecie, jaki on jest. Nie godzę się na to, żeby codziennie z głodu umierało 26 tysięcy osób, żeby w krajach ogarniętych wojną ludzie nie mieli podstawowych rzeczy potrzebnych do przeżycia; tym bardziej, że to nie oni te wojny wywołali. Nie godzę się, żeby ofiary klęsk żywiołowych byli zostawieni samym sobie. Tak czułam , gdy po raz pierwszy pojechałam do Sarajewa i zobaczyłam ludzi wegetujących w oblężonym mieście. I wtedy, i dziś mam jednak świadomość tego, że nie pomogę wszystkim. Ale potrafię pomóc wielu. Czasami zaskakująco wielu.

– Tak, jak na Filipinach?

– Właśnie. Huragan Jolanda poczynił tam w listopadzie zeszłego roku ogromne zniszczenia. Wydawało się, że taka niewielka organizacja jak nasza nie może tam wiele zrobić. A jednak Polacy, na nasz apel, w ciągu dwóch tygodni wpłacili ponad milion złotych. Potem dynamika zbiórki zmalała, ale w rezultacie mamy milion czterysta tysięcy złotych na koncie i jak się po raz kolejny okazało, mamy też potencjał, żeby zbierać pieniądze dla potrzebujących. Wybudujemy na Filipinach tysiąc domów, a jeśli pomnożyć to przez pięć – tyle średnio liczy tamtejsza rodzina – dach nad głową dostanie pięć tysięcy osób. A do tego zbudujemy im jeszcze szkołę. Skutecznie pomożemy dużej społeczności. I to w sposób – powiedziałabym – definitywny, czyli rozwiązując ich problem. W Sudanie Południowym – gdzie budujemy studnie – ponad pół miliona ludzi otrzymało dostęp do wody pitnej w sposób stały. Moja praca służy ludziom. Nie ma znaczenia, że ktoś powie, że chcę popularności.

– Tak czy inaczej jest Pani popularna, rozpoznawalna. To się przydaje?

– Mnie osobiście nie, ale naszej organizacji moja popularność jest potrzebna. Ona oczywiście musi mieć swoje granice, bo ja proszę pani nie jestem żadną gwiazdą. Natomiast współpraca z mediami jest dla mnie istotna. Dzięki temu jestem w jakimś stopniu twarzą PAH-u. Łatwiej nam dzięki temu zapracować na zaufanie społeczne. Ostatnio CBOS podał, że 80 procent ludzi w Polsce ufa Polskiej Akcji Humanitarnej. A zaufanie jest czymś najcenniejszym, co możemy dostać od innych ludzi. To fundament, na którym budujemy. A krytykantom uważającym, że powinniśmy robić coś innego, mówię, żeby sami wzięli się do roboty i pokazali, jak są skuteczni.

– Łatwiej jest pomagać, czy prosić o pomoc? A jeśli prosić – to dla siebie czy dla innych?

– Tak naprawdę i jedno, i drugie jest trudne. Osobiście nie mam żadnych oporów, żeby zwracać się o pomoc, kiedy nie chodzi o mnie. Ale jako osoba z niepełnosprawnością przekonałam się, że zdarzają się sytuacje , gdy nie mogę się obejść bez drugiego człowieka. Bywało łatwiej, teraz jest trudniej i potrzebuję więcej wsparcia. To nie jest – proszę mi wierzyć – sytuacja komfortowa, ale nie ma w tym proszeniu nic złego. Czasami jest wręcz konieczna, żeby wskazać osobie, która chce nam pomóc, jak ma to zrobić.

Natomiast pozyskiwanie czegoś dla innych jest o wiele łatwiejsze, choć to też nie jest bułka z masłem. Często powtarzam ludziom z naszej fundacji, którzy zajmują się zbieraniem środków: będziecie się spotykać z odmową i tę odmowę musicie umieć przyjąć.

– Jak zdobywać to, co jest potrzebne?

– Może zabrzmi dziwnie, ale żeby dostać pomoc, o jaką nam chodzi, trzeba umieć odmawiać. Ostatnio zgłosiła się do nas firma. Miała na zbyciu buty, które zdaniem potencjalnych darczyńców, przydałyby się ludziom w Syrii. Oczywiście, że w Syrii są potrzebne buty, ale lepiej kupić je w Turcji. Transport obuwia z Polski kosztowałby bajońskie kwoty. Dlatego trzeba umieć odmawiać, jeśli ktoś, nawet nie ze złej woli, tylko z braku zrozumienia chce nam podarować coś, co się nie przyda.

– Przykład?

– Pewna pani spod Białegostoku wysłała do nas e-maila, że jej przedszkolaki zebrały pluszaki dla dzieci w Sudanie. Chciała, żebyśmy je odebrali i wysłali do Afryki. Odmówiliśmy. Była zbulwersowana, bo przecież dzieci okazały dobre serce. Tymczasem kobieta ta powinna wiedzieć, że zbieranie dla małych Sudańczyków zabawek jest po prostu niestosowne. Sudańskie dzieci głodują i potrzebują wody, jedzenia oraz lekarstw, żeby przeżyć. Miśki nie poprawią ich dzieciństwa, ale zeszyty, ołówki, ubrania do szkoły i pełny talerz – owszem. Bo dadzą im szansę na lepszą przyszłość.

Na ogół ludzie sądzą, że aby pomagać, wystarczy mieć dobre serduszko i chęć dawania. A tymczasem trzeba wiedzieć, jak ludziom pomagać. Dziś konieczne jest profesjonalne podejście do niesienia pomocy.

– Kto wam pomaga?

– Politycy, osoby znane i anonimowe. Nie przyjmujemy natomiast darowizn z nieokreślonych źródeł. Zdarzyło się, że nie przyjęliśmy pieniędzy od producenta broni.

– Ile to było?

– 60 tysięcy dolarów.

– Wiele Pani widziała biedy, wiele tragedii, zła. Czy jest jednak zdarzenie, które zawsze do Pani wraca. Które zostało w Pani w duszy?

– To było podczas mojego pierwszego pobytu w Sarajewie. Do naszego autobusu, w którym byli też dziennikarze, wsiadła kobieta z dziewięcioletnim chłopcem, a ja musiałam ich z tego autobusu wyrzucić. Do tamtej chwili nie wiedziałam, jak boli serce, gdy nie można pomóc i trzeba tej pomocy odmówić. Tamtej rozdzierającej sceny nigdy nie zapomnę, bo była czymś najstraszniejszym, co mnie spotkało. Miejscowa kobieta, klęcząc na śniegu, obejmowała mnie za kolana i błagała, żeby ją zabrać, a mały chłopiec płakał. Ktoś pomyśli: cóż to takiego, przewieźć tę kobietę tam, gdzie nie ma wojny i tyle. A my wiedzieliśmy, że Serbowie z posterunku, którzy przepuszczali nasz konwój, kontrolowali wszystkie autobusy; zastrzeliliby ją, może zgwałcili, zabiliby też dziecko. Nam nie wolno było jej zabrać. Nie wiem, czy tamta kobieta i jej synek przeżyli. Jakie były ich losy, ale gdy odjeżdżaliśmy bez nich, czułam się strasznie.

– Zapowiadała Pani dwa lata temu i pięć, i dziesięć, że jak już Pani wyszkoli następców, przekaże im PAH. Lata mijają, a Pani trwa i działa?

– I patrzę z przyjemnością, jak działają ci moi następcy. Już wiele rzeczy dzieje się bez mojej szczegółowej wiedzy. Jest szef misji w Sudanie, są osoby odpowiedzialne za różne projekty. Mam taką ekipę, że jak byłam prawie rok w szpitalu – wszystko szło swoim trybem, a niektórzy pracownicy nawet nie zauważyli, że mnie nie było. Liczę na to, że po moim najdłuższym życiu PAH nadal będzie istniała.

– Gdy po kolejnym pracowitym dniu dociera Pani wreszcie do domu, zabiera się Pani za puzzle?

– Za e-maile oraz teksty, które trzeba napisać. Czasy, gdy układałam puzzle z ponad 5 tysięcy kawałków odpłynęły; przynajmniej na razie.

– Na co zawsze znajduje Pani chwilę?

– Dużo czytam. Na ogół kilka rzeczy naraz.

– Mówi się, że ma Pani poczucie humoru?

– Eee.. chyba nie mam.

– Ale śmieje się Pani przecież?

– To tak, ale nie umiem opowiadać ani słuchać kawałów.

***

Janina Ochojska: – Odmawianie pomocy to też pomaganie.

Prosty przykład. W Sudanie budujemy studnie. Spotykamy się tam z ogromną biedą. Dzieciaki biegają gołe, proszą o pieniążek; zresztą podarowanie jakiemuś dziecku podkoszulka czy pieniędzy na klapki to nie jest problem. Ale potem przyjdzie następne i kolejne, którym już nie ma się prawa odmówić, a tymczasem my mamy coś konkretnego do zrobienia. Jeśli zaczniemy robić coś innego, to nie wykonamy tego, po co tam przyjechaliśmy, za co jesteśmy odpowiedzialni.

Dlatego trzeba sobie zdać sprawę z tego, że nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, ale musimy pomóc tym, którym to obiecaliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski