Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie przestajemy marzyć

Rozmawiała Justyna Krupa
Hiszpański trener Jose Hernandez po raz drugi prowadzi Wisłę
Hiszpański trener Jose Hernandez po raz drugi prowadzi Wisłę fot. wojciech matusik
Rozmowa. Trener koszykarek Wisły Jose Hernandez opowiada o sukcesie w Eurolidze.

- Jaki cel stawia Pan przed drużyną teraz, po niespodziewanym awansie koszykarek Wisły Can-Pack do ćwierćfinału Euroligi? Na waszej drodze stanie słynna ekipa Fenerbahce Stambuł.

- Cel mamy cały czas taki sam - śnić nadal nasz euroligowy sen. To sobie powtarzaliśmy przed każdym meczem, żeby nie przestawać marzyć. I dzięki temu udało nam się awansować do play-off. Jesteśmy świadomi siły Fenerbahce i tego, jak wymagająca będzie to konfrontacja. Jednak nadal chcemy przede wszystkim cieszyć się rywalizacją i naszą obecnością na tym etapie rozgrywek.

- Wyrasta Pan na specjalistę od sukcesów z drużynami, w które mało kto wierzy. Tak było dwa sezony temu z Rivas Madryt, teraz z Wisłą osiągnął Pan ćwierćfinał. Jaki był sekret tego ostatniego sukcesu?

- Od początku byliśmy świadomi tego, że prawie nikt nie wierzył w nasz awans z grupy. Nawet to, by zapewnić sobie miejsce w rozgrywkach Eurocup, wydawało się wątpliwe. Jednak kiedy grasz bez presji, to zespół bardziej potrafi zaryzykować. Tworzymy kolejny rozdział historii Wisły - po trzech sezonach przerwy wróciliśmy do grona ośmiu najlepszych drużyn w Europie. I to mimo tego, że potencjał kadrowy mieliśmy mniejszy niż w poprzednich latach. Teraz marzymy o Final Four. Choć oczywiście rozumiemy, że wygranie rywalizacji z taką drużyną, jak Fenerbahce, będzie bardzo, bardzo trudne.

- Wszyscy mówią o eksplozji talentu Yvonne Turner. Jednak dwie zawodniczki zasługują chyba na miano „cichych bohaterek” tej rundy. To Laura Nicholls, wykonująca czasem trudną do zauważenia „czarną robotę” oraz Agnieszka Szott, która - wracając po poważnych problemach zdrowotnych - zrobiła więcej, niż od niej oczekiwano.

- Doceniam przede wszystkim zespołową robotę. Każda z naszych koszykarek świetnie wykonała to, co do niej należało. To, że osiągnęliśmy taki sukces bez wielkich gwiazd w zespole, wynikało właśnie z tego, że każda z wiślaczek była w stanie zrozumieć i wypełnić swoją rolę. Ale zgadzam się - Nicholls dała tej drużynie bardzo dużo, naprawdę umie pracować dla zespołu, zwłaszcza w defensywie. Notuje też sporo asyst. Nie jest może zawodniczką spektakularną w ataku, ale jej rola była bardzo istotna. Również Szott odegrała w tym sezonie fundamentalną rolę. Pamiętam, jak tuż po kontuzji zagrała z Bourges i potrafiła pomóc odwrócić losy tego spotkania. To przecież od tamtego meczu zaczął się nasz zwycięski marsz w Eurolidze.

- Na kilka dni wyjechał Pan do rodzinnej Hiszpanii. Jak tam reaguje się na Pana sukces z Wisłą?

- Wszyscy tu są świadomi, że w tym sezonie hiszpańskie zespoły zanotowały znacznie gorsze niż wcześniej wyniki w Eurolidze - żaden nie awansował do play-off. Tym bardziej więc docenia się sukcesy trzech hiszpańskich szkoleniowców: trenera Nadieżdy Roberto Inigueza, Miguela Mendeza ze Schio i mój. W składach ośmiu najlepszych drużyn w Europie znalazło się też kilka Hiszpanek. Mamy więc swoją reprezentację w ćwierćfinałach Euroligi.

- Myśli Pan, że tegoroczna dobra gra Polek w barwach Wisły w Eurolidze może też być pozytywnym sygnałem dla reprezentacji Polski? W tym roku Polki musiały wziąć na siebie większą odpowiedzialność za wyniki Wisły niż w poprzednich sezonach.

- To dla mnie oczywiste. Nie mieliśmy w tym sezonie - jak to było rok wcześniej - czterech zawodniczek z WNBA. Polki miały więc większe pole do popisu i ich wkład w sukces tej drużyny był bardzo ważny. Mówię tu o całej czwórce doświadczonych zawodniczek. O Szott już wspomniałem. Justyna Żurowska zawsze wspomagała drużynę w ataku. Magda Ziętara bardzo dobrze sprawdza się w defensywie. I wreszcie Gosia Misiuk, która w ostatnich grupowych meczach, z Nadieżdą i AGU Sporem, odegrała arcyważną rolę. To niewątpliwie bardzo korzystna sytuacja dla polskiej koszykówki. Tym bardziej, że musimy pamiętać, iż w tym sezonie nie ma już żadnej - poza wiślaczkami - polskiej koszykarki w tej fazie Euroligi.

- Co Pan sądzi o nowej zawodniczce Wisły, zakontraktowanej w miejsce Devereaux Peters, DeNeshy Stallworth? W zeszłym sezonie mógł ją Pan obserwować na hiszpańskich parkietach.

- Na tym etapie nie mieliśmy na transferowym rynku dużych możliwości manewru, bo zawodniczek topowych, z doświadczeniem w WNBA, nie dało się już zatrudnić. Ta zawodniczka nie jest może gwiazdą, jest młoda, to będzie jej drugi sezon w Europie. Jest więc koszykarką perspektywiczną, liczymy, że będzie dobrym dopełnieniem naszego składu. To zawodniczka manewrująca przede wszystkim w polu trzech sekund, więc dzięki niej więcej przestrzeni będą miały Nicholls i Żurowska. Mam nadzieję, że będzie się dobrze uzupełniać z tymi koleżankami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski