Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko Gliwice. Niemieckie prowokacje 1939 [ZAMACH NA DWORCU W TARNOWIE 1939]

Marcin Kordecki
Do działań w ramach niemieckiej agresji na Polskę przygotowywały się również służby specjalne SS i Wehrmachtu. RSHA powierzono przygotowanie wielu nadgranicznych prowokacji, Abwehrze – organizację oddziałów dywersyjnych mających zająć ważne obiekty na pograniczu
Do działań w ramach niemieckiej agresji na Polskę przygotowywały się również służby specjalne SS i Wehrmachtu. RSHA powierzono przygotowanie wielu nadgranicznych prowokacji, Abwehrze – organizację oddziałów dywersyjnych mających zająć ważne obiekty na pograniczu
Sierpień 1939. Przed agresją na Polskę w 1939 r. Niemcy zaplanowali incydenty graniczne na Górnym Śląsku. Jednak pierwszy akt terroru miał miejsce 28 sierpnia na dworcu kolejowym w Tarnowie.

Prowokacje niemieckie 1939
Tuż przed wybuchem wojny Niemcy przedstawiali wschodnich sąsiadów jako prowokatorów, którzy prześladują ludność niemiecką nie tylko w granicach swojego państwa. Agresja wymagała uzasadnienia.

W zaciszu berlińskich gabinetów zrodził się więc pomysł przeprowadzenia wielu antypolskich akcji propagandowych i dywersyjnych.

Podwładni Reinharda Heydricha, członkowie SIPO (policji bezpieczeństwa) i SD (służby bezpieczeństwa NSDAP) zaplanowali przeprowadzenie specjalnych prowokacji granicznych na terenie Górnego Śląska. Wytypowano trzy miejscowości znajdujące się w niemieckiej części regionu: Byczynę koło Klucz­borka, Gliwice oraz wieś Stodoły koło Rybnika.

W początkach sierpnia 1939 roku do Opola przybył szef Tajnej Policji Państwowej, czyli Gestapo, Heinrich Müller. Zwierzchnikiem troskliwie zajął się kierujący opolskimi strukturami tej służby, Sturmbann­führer SS Emanuel Schäfer.

To właśnie Gestapo miało na miejsca prowokacji dostarczyć rzekome ofiary starć. W perfidnym żargonie policyjnym ludzie ci – nafaszerowani narkotykami, a następnie zamordowani więźniowie obozów koncentracyjnych – określani byli mianem „konserw”. Pieczę nad całością przedsięwzięcia objął jego pomysłodawca – SS Gruppennführer Reinhard Heydrich.

Nie był to jedyny pomysł na poprzedzające napaść na Polskę akty terroru. 28 sierpnia w Tarnowie grupa kolonistów niemieckich z powiatów bielskiego i mieleckiego zdetonowała bombę na dworcu kolejowym. Zginęło 20 osób, 35 zostało rannych.

Straty byłyby o wiele większe, gdyby nie późna pora (23.18) i ośmiominutowe spóźnienie pociągu z Krakowa.

Zaraz po zamachu zatrzymano bezpośredniego sprawcę, który w przechowalni bagażu zostawił walizkę z bombą. Okazał się nim Antoni Guzy z Bielska. Został aresztowany, a w śledztwie zeznał, że grupę przeszkolono w Niemczech i przerzucono przez granicę do Polski. Po wybuchu wojny został przez policję wywieziony na wschód. Podobno zginął w pierwszych dniach września.
***
Plan zakładał pozorowany atak rzekomych polskich powstańców i żołnierzy na leśniczówkę pod Byczyną, budynki celne w Stodołach oraz radiostację w Gliwicach.

O tym, jak duże znaczenie miała dla Niemców ta seria prowokacji, może świadczyć fakt, iż wywiad wojskowy, tj. Abwehra, nie został o niej poinformowany. Jego udział ograniczył się do dostarczenia 150 oryginalnych polskich mundurów. Były tak doskonale przygotowane, że posiadały nawet metki polskich krawców.

Zadbano nawet o takie szczegóły jak książeczki żołdu i polskie bilety do kina.Uczestnicy akcji zobowiązani zostali do zachowania ścisłej tajemnicy pod groźbą kary śmierci. Prowokatorzy zostali przeszkoleni w Szkole Szermierczej w Bernau koło Berlina.

Poznali tu nie tylko szczegóły przedsięwzięcia, ale uczyli się także polskich pozdrowień wojskowych. Kamuflaż obejmował nawet masową wizytę u fryzjerów – uczestnicy akcji zostali ostrzyżeni zgodnie z trendami obowiązującymi w polskiej armii. Część SS-manów otrzymała specjalne, jak to określono, „bandyckie” ubiory. Ta grupa miała udawać powstańców śląskich.

W sierpniu 1939 r. narastający kryzys dało się odczuć zwłaszcza na terenach przygranicznych. Znajdujące się po stronie niemieckiej osady pełne były wojska, granica została uszczelniona. W By-czynie (noszącej wówczas nazwę Pitschen) nie zdawano sobie sprawy, że to właśnie to miasteczko zostało wytypowane na miejsce jednej z antypolskich prowokacji.

Dla miejscowych, którzy od niepamiętnych czasów utrzymywali przyjazne stosunki z mieszkańcami polskich wsi leżących za Prosną, tereny przy samej rzece były już od dłuższego czasu niedostępne. Właśnie tam, kilka kilometrów na północ od miasta, wyznaczono rejon „polskiego ataku” – las rozciągający się pomiędzy wsiami Borek (Waldungen), Gołkowice (Golkowitz) i Jaśkowice (Auenfelde). Na dawnych mapach można go odnaleźć pod nazwą Klutschauer Wald (tj. Las Kluczowski). W 1939 roku było to odludzie. Na cel pozorowanego ataku wybrano jedyny budynek w tym miejscu – leśniczówkę.

Na dowódcę byczyńskiej akcji wyznaczony został SS-Oberführer Otto Rasch, szef gestapo w Linzu. Wybór kierownika grupy nie był przypadkowy, tak jak i wybór pozostałych jej członków. Miały to być osoby absolutnie nieznane nie tylko tubylcom, ale nawet lokalnym funkcjonariuszom.
Wieczorem, 24 sierpnia 1939 w Byczynie pojawiło się 10 ciężarówek pełnych SS-manów. Według scenariusza, część z nich miała wystąpić w roli Polaków, druga w swojej własnej. Oba zespoły zajęły dwa różne lokale w mieście: zamknięty czasowo browar Dalibora (dziś m.in. Ośrodek Pomocy Społecznej) i restaurację Wyrwicha. Ludność Byczyny nie mogła wiedzieć o utrzymywanych w ścisłej tajemnicy planach służb specjalnych. Mimo to duża liczba obcych mężczyzn została zauważona przez mieszkańców niewielkiego przecież i dziś miasteczka.

Zamknięci w obu kwaterach SS-mani na próżno oczekiwali na sygnał do rozpoczęcia operacji. Na wieść o umowie polsko-brytyjskiej Führer nakazał wstrzymanie wszelkich przygotowań wojennych. Niepewność trwała bardzo krótko – do 31 sierpnia. Tego dnia doszło także do sfingowanego ataku w Gliwicach. Mniej więcej w tym samym czasie przystąpiono do akcji w Byczynie.

„Polacy”, częściowo przebrani w mundury, głośno rozmawiając i śpiewając, udali się do lasu i oddali strzały w kierunku leśniczówki (uprzednio opuszczonej przez mieszkańców). Już po jakimś czasie grupa ta pośpiesznie oddaliła się w kierunku… kwater w Byczynie przez nikogo nieścigana. Tymczasem nadeszła „odsiecz”, która w rzeczywistości otoczyła i zabezpieczyła teren. W eter poszedł alarmujący sygnał o kolejnej – po gliwickiej – polskiej prowokacji, tym razem koło Pitschen. W wyniku „polskiego ataku na leśniczówkę i jego mieszkańców” zginęło jakoby dwóch Polaków (w tym jeden żołnierz) i niemiecki policjant. Ujęto piętnastu napastników, w tym sześciu umundurowanych. Rzekomą próbę wtargnięcia w głąb terytorium Rzeszy „udaremniono”.

W Lesie Kluczowskim nie ma już dziś żadnych śladów po przedwojennej leśniczówce. Budynek strawił pożar wywołany przez uderzenie pioruna.

Nieco więcej perturbacji przysporzyło hitlerowcom przeprowadzenie następnej prowokacji. Przenieśmy się teraz do południowej części byłego niemieckiego Górnego Śląska.

Nocą z 25 na 26 sierpnia 1939 roku do akcji ruszyli, niepoinformowani o wstrzymaniu planu „Fall Weiss”, ludzie przeznaczeni do kolejnej prowokacji. Wydarzenia również miały się rozegrać w zalesionej okolicy, nad samą granicą. Tym razem cel napaści znajdował się w Stodołach, wsi znajdującej się w pobliżu polskiego powiatowego miasta Rybnik. W 1936 r. jej niemiecka nazwa została zmieniona ze Stodoll na Hochlinden. Miejscowość leżała wówczas naprzeciwko polskiej gminy Chwałęcice (obecnie obie wsie są dzielnicami Rybnika). W Stodołach znajdowało się przejście graniczne oraz spory budynek komory celnej.

Odpowiedzialnym za przebieg operacji był SS-Obersturmführer Otto Hellwig – oficjalnie pełniący funkcję komendanta Szkoły Policji Bezpieczeństwa w Berlinie. W Stodołach, tak jak w Byczynie, miało dojść do strzelaniny i odparcia „ataku”. Badania powojenne wykazują, że uczestnicy prowokacji nie przypuszczali, że w akcji zostaną wykorzystane wspominane już tzw. konserwy – czyli więźniowie polityczni specjalnie przeznaczeni do zlikwidowania.

Jak już wspomnieliśmy, 25 sierpnia do przygotowanej do ataku grupy „powstańców” (którą prowadził sam Hellwig) nie dotarły rozkazy o odwołaniu przedsięwzięcia. Oddział ten nocą udał się na pozycje wyjściowe w Stodołach, przechodząc od strony polskiej korytem rzeczki Rudy w pobliże zabudowań komory celnej.

Spod celu zawrócił dywersantów dopiero kurier na motorze. O mały włos nie doszło w ten sposób do dekonspiracji całego planu tak misternie ułożonego przez szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Heydrich wezwał potem niefortunnego dowódcę do siebie i odsunął od zadania.

Tymczasem kolejny termin rozpoczęcia wojny wyznaczono na 1 września 1939 roku. W tej sytuacji zdecydowano, że akcja w Stodołach zostanie przeprowadzona ponownie. Tym razem jej wykonanie powierzono pieczy SS-Sturm­bannführera Karla Hoffmanna, komendanta wspomnianej wyżej szkoły w Bernau.

Operacja miała przebiegać według nieznacznie tylko zmodyfikowanego scenariusza. Ponownie przygotowano „konserwy” – kilku więźniów obozu Sach-senhausen, których na miejsce dostarczyło gestapo. Dwie grupy, które wyruszyły do akcji, po drodze miały strzelać wyłącznie w powietrze i tylko na wyraźny rozkaz dowódcy.

Punktualnie o godzinie 4 nad ranem Hoffmann dał sygnał do ataku. Napastnicy, głośno krzycząc i śpiewając po polsku (nie obyło się bez obelg pod adresem III Rzeszy), błyskawicznie pokonali dystans dzielący las, w którym nastąpiła koncentracja oddziału, od komory celnej, gdzie doszło do „starcia”. „Polacy” rozpoczęli kanonadę w kierunku budynku, dziurawiąc przy tym niemiłosiernie jego ściany. Odpowiedział im słaby ogień ze środka.

Po kompletnym zdemolowaniu wnętrza, wybiciu okien, a nawet zerwaniu rynien dywersanci w pośpiechu oddalili się z miejsca akcji. Przed zabudowaniami zdołali jeszcze zobaczyć ciała w polskich mundurach i gestapowców. Przestraszyli się, że przypadkowo ktoś zginął. Po zarządzeniu zbiórki okazało się, że oddział jest w komplecie… Zadanie zostało wykonane.

Jednak rzekoma prowokacja pod Stodołami i tym razem się nie powiodła, ponieważ o domniemanym polskim ataku przekonała chyba wyłącznie niektórych obywateli Rzeszy. Zarówno o niej, jak i o operacji byczyńskiej, niewiele się dziś wspomina. Obydwie przyćmiła najbardziej znana prowokacja, której dokonano w Gliwicach.

Tekst jest fragmentem książki Dawida Smolorza i Marcina Kordeckiego pt. „20 historii z XX wieku”, wydanej przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej www.haus.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski