Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tylko internet

Redakcja
W najnowszej historii Polski były wypadki grudniowe, marcowe, czerwcowe, jak też wydarzenia w sierpniu 1980 roku i październiku 1956. Styczeń zawsze jednak pozostawał spokojny. Za zimno na uliczne demonstracje. W tym roku było inaczej.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

W kilkudziesięciu miastach Polski na ulice wyszło 200 tysięcy ludzi. Młodych, więc chętnych do zbiorowego działania. Polska wersja ruchu oburzonych też składała się z ludzi zirytowanych. Tym razem nie bezczelnymi praktykami bankierów, a ograniczaniem wolności. Motyw bardzo szlachetny i, cokolwiek mówić o jego podtekstach, godny uważnej analizy.

Międzynarodowa umowa ACTA (Anti Counterfeit Trade Act, czyli prawo przeciwdziałające handlowi podróbkami) nie wydawała się być politycznym dynamitem. Nawet zawodowych rewolucjonistów nie porusza zakaz podrabiania markowych tenisówek. Sam nie mogę wzbudzić w sobie silnego oburzenia na plażowych handlarzy we Włoszech, oferujących po 100 euro (do negocjacji) słynne torby podróżne. Ich oryginały można spotkać w salonach pierwszej i biznesklasy na lotniskach, lub na filmach, kiedy szoferzy wkładają je do bagażnika bentleyów i rolls–royce’ów. Prawdziwa plastikowa torba kosztuje od 5 000 euro wzwyż. Podróbka – jak wyżej.

Rozumiem wściekłość producenta, którego marża wynosi kilka tysięcy procent, ale dlaczego państwo za pieniądze podatników ma chronić interes międzynarodowego kaletnika? W Polsce powstały kariery naukowe na zrzynanych pracach doktorskich i habilitacyjnych, a nie słyszałem, żeby chłopcy w kominiarkach wyprowadzili w tej sprawie kogoś z domu o świcie.

Protesty dotyczyły jednak bardziej fundamentalnych spraw niż zyski producentów markowej konfekcji. Według ACTA równie twardo mają być egzekwowane prawa autorskie w internecie. Koniec z bezpłatnym korzystaniem i wysyłaniem znajomym plików muzycznych, filmów i czegokolwiek, co ktoś stworzył jako dzieło autorskie. Ogólna zasada jest słuszna, jej totalne wmuszanie, przy użyciu policji i sądów – nie. Internet jest sferą wolności w zasięgu ręki i miliardy ludzi nie dadzą sobie jej łatwo odebrać. Prawo zderza się tutaj z poczuciem sprawiedliwości. Co wygra?

Nie problemy dotyczące modelu przyszłego życia (czy płacić za wszystko czy coś należy się nam za darmo) są dla mnie najważniejsze w tym konflikcie. Martwi funkcjonowanie naszego państwa i jego bezradność w jakichkolwiek sytuacjach wymagających planowania, sprawnej organizacji i finezji wykonania. Co rusz oglądamy transmisję na żywo z nieporadności tych, którzy zajmują się ważnymi sprawami. Ostatnią odsłoną tego serialu jest ACTA.

Mam kłopotliwe obciążenie dziedziczne. Przez wiele lat oglądałem z bliska pracę Margaret Thatcher i jej rządów. Ministrów zmienianych jak rękawiczki, jeśli zawiedli. Młodych rottweilerów z zespołów doradczych, te wszystkie Białe, Zielone i Niebieskie Księgi analizujące ważne sprawy, zanim zapadną ostateczne decyzje. Wielki aparat słuchania głosów społeczeństwa, w którym sondaże nie są, jak u nas Bogiem, tylko jednym z wielu elementów politycznej układanki. Błyskawiczne reakcje na zmienne sytuacje. Wszyscy pracowali na sukces premiera, rządu, państwa. Też była walka o pozycję w hierarchii, ale zwyciężał najlepszy doradca, a nie najlepszy opowiadacz. Ci zawodowcy grali naprawdę, dla wyników.

Przyglądałem się też z bliska wielu polskim rządom, od tych zamierzchłych po współczesne. Działały prawie identycznie. Szef i zabiegany dwór. Niewielki kontakt z rzeczywistością, za to w środku aż się trzęsie od plotek, intryg, misternych podchodów. O co chodzi? Żeby być bliżej bossa, żeby pochwalić jego mądrość, podkreślić swoją wierność, podgryźć kolegę. Na pracę merytoryczną, badanie sytuacji, pogłębione rozmowy i produkowanie politycznego urobku nie ma już czasu. A i możliwości też są, szczerze mówiąc, ograniczone. Nie ma takiego zwyczaju, nie ma prawdziwych ekspertów, nie ma obiegu dokumentów. Co może doradzić ministrowi dwudziestokilkulatka z gabinetu politycznego? To on jej powinien objaśniać życie.

Sprawa ACTA dowodzi, w jakiej komorze ciszy działa premier. Nikt go nie ostrzegł, jakie są nastroje internetowej braci. Nikt nie poradził, że trzeba z nią pogadać, zrobić medialną debatę o sprawie. Demonstracje spadły jak grom z jasnego nieba. Odpowiedź na nie była mętna.

Nawiasem mówiąc, nie rwijmy się tak do chronienia własności intelektualnej innych. Sami nie mamy czego chronić, z wyjątkiem "Wiedźmina”, wódki i kiełbasy. Inni chronią mnóstwo. Świat ma szczęście, że Amerykanie nie zdążyli opatentować koła.

Teraz powinniśmy zachować się chytrze. Mądrze przestrzegać praw innych, ale tak, żeby coś dla siebie uszczknąć. Nie bądźmy spętani ACTA. Na razie nie gramy w tej konkurencji. Możemy poczekać. A w tym czasie spokojnie porozmawiać z internautami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski