Nie udawaj Indiany Jonesa

– Zjeździłeś ładny kawałek Afryki – Sudan Południowy, Ugandę, Kenię, Maroko. Gdzie było najtrudniej?

– W Sudanie Południowym – było hardkorowo. Kraj niedawno odłączył się od Sudanu, zakończyła się tam wojna. A ja wybrałem się na tę eskapadę w pojedynkę. Postanowiłem zdobyć Mount Kinyeti – najwyższy szczyt, 3187 metrów, zatopiony w tropikalnej dżungli. Przedzieraliśmy się tam z maczetami w rękach – ja, przewodnik i dwóch żołnierzy, których dostałem od władz jako eskortę. W drodze powrotnej w gąszczu zgubiliśmy drogę, a jeden z żołnierzy zaczął mieć objawy malarii i ledwo trzymał się na nogach. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

– Dlaczego Afryka?

– Zawsze lubiłem wędrówkę, zwiedziłem na własnych nogach sporą część Alp i Tatry. Potem przeczytałem książkę Wojtka Jagielskiego o Bożej Armii Oporu, która terroryzuje kraje afrykańskie, m.in. Ugandę, Kongo i Sudan. Ta historia pochłonęła mnie do tego stopnia, że postanowiłem zobaczyć na własne oczy, jak wygląda tam życie.

– Najważniejsza rada w doborze ubrania na taką eskapadę?

– Najgorzej udawać Indianę Jonesa. To wygląda w Afryce dziwnie, zwraca uwagę i może przyciągać nieprzyjemności. Warto mieć nie T–shirt, lecz koszulę z długimi rękawami, które chronią przed komarami. Przyda się na zmienne warunki, np. gdy w nocy zrobi się chłodno. Polecam rzeczy komfortowe i przystosowane do trudnych warunków. Kluczowe są buty – muszą być wygodne i wytrzymałe.

– Egzotyczne, biedne kraje to zwykle ryzyko kradzieży. Jak sobie z tym radzisz?

– Przede wszystkim ograniczam liczbę rzeczy. Po drugie, wszystko dobrze ukrywam w kieszeniach. Doskonała do tego jest torebka na szyję, a także ukryta, wewnętrzna kieszonka w koszuli. Od utraty portfela w Maroku uratowały mnie spodnie, które miały kieszenie zapinane na guziki. Weźmy plecak, który nie pachnie nowością. Wtedy nie będzie przykuwał wzroku i nie będzie nam żal, gdy się zniszczy. Nie wypełniajmy go zbyt dużą liczbą gadżetów. Waga ekwipunku to podstawa!

Rozmawiał: Rafał Stanowski

REKLAMA: